Przejdź do treści

Uniwersytet Śląski w Katowicach

  • Polski
  • English
search
Logo Europejskie Miasto Nauki Katowice 2024

Prof. Robert Musioł | Szczęście sprzyja przygotowanym, czyli kilka słów o patentowaniu

06.10.2020 - 09:47 aktualizacja 12.04.2022 - 12:13
Redakcja: MK
Tagi: nauki chemiczne

prof. Robert Musioł

prof. Robert Musioł | Wydział Nauk Ścisłych i Technicznych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach 
fot. Małgorzata Kłoskowicz

Dr Małgorzata Kłoskowicz: Panie Profesorze, zajmuje się Pan projektowaniem i badaniem związków chemicznych, szczególnie tych, które mogą znaleźć zastosowanie w branży farmaceutycznej. Na co trzeba być przygotowanym, kiedy wybiera się taką ścieżkę studiów i kariery naukowej?

Prof. Robert Musioł: Branża farmaceutyczna nie istniałaby bez patentowania. Prowadząc badania naukowe, wiem, że patenty są istotne. Przygotowujemy zatem najpierw zgłoszenie do Urzędu Patentowego RP, następnie publikujemy wyniki badań, z czego zresztą jesteśmy rozliczani. Trzeba więc dobrze przygotować i wniosek, i artykuł, a to dwa różne języki. Im więcej materiałów opracowujemy, tym lepiej wiemy, co i w jaki sposób opisywać.

Obecnie jestem współautorem ponad dwudziestu chronionych rozwiązań, kolejnych dwadzieścia czeka na rozpatrzenie. Naszą wiedzę przekazujemy także studentom, to nieodłączna część przedmiotów związanych z projektowaniem leków.

M.K.: Na początku drogi jest projekt substancji leczniczej, na końcu pacjent – a pomiędzy czasowa i finansowa przepaść…

R.M.: Studenci są żywo zainteresowani tą tematyką, ale muszą wiedzieć, że od projektu do wdrożenia rzeczywiście długa droga. O tym samym powinien oczywiście pamiętać naukowiec. Patenty mające potencjalne zastosowanie w branży farmaceutycznej często rozwijane są do pewnego etapu w kolejnych firmach. Ostatni na tej ścieżce odkupuje gotową technologię i zajmuję się już tylko jej wdrożeniem. Chodzi przede wszystkim o zbyt duże koszty. Żadna firma farmaceutyczna nie zaryzykuje kontynuacji badań nad związkami, które wymagają jeszcze wielu testów, zanim będziemy z dużym prawdopodobieństwem wiedzieć, że dana substancja rzeczywiście działa, utrzymuje w określonym czasie swoje właściwości i nie powoduje niepożądanych skutków ubocznych.

Co więcej, Uniwersytet Śląski nie jest uczelnią techniczną, nie wykonuje więc w większości przypadków prac badawczych na zamówienie firm, które później testują u siebie i wprowadzają na rynek określone rozwiązania. To paradoksalnie daje nam większą swobodę prowadzenia badań i pozwala mieć wizję, zagłębić się w dołku swojej tematyki badawczej i tam drążyć – głębiej i głębiej.

M.K.: A jeśli tam na dole braknie nam tlenu?

R.M.: Trzeba wiedzieć, czego się chce, ale nie można być zaślepionym tylko na ten jeden cel. Szczęście sprzyja przygotowanym. Jeśli szukam związku o określonym działaniu biologicznym, a otrzymam substancję potencjalnie wartościową pod kątem zastosowania w innej dziedzinie, to idę w tym kierunku, nie pomijam go. Warto więc opuścić na chwilę swoją norę i rozejrzeć się wokół. Szczerze mówiąc, wszystko to, co dziś uznajemy w naszej pracy za wartościowe, było po części wynikiem zrządzenia losu zderzonego z interdyscyplinarną wiedzą. Kocham interdyscyplinarność. W ten sposób budowałem swój zespół. Chciałem, aby każdy z jego członków specjalizował się w innej dyscyplinie naukowej. Sam zresztą zaczynałem jako chemik analityk, potem byłem organikiem syntetykiem, następnie interesowała mnie farmacja, a obecnie – szerzej – nauki o zdrowiu. Dzięki temu dużo łatwiej nam się poruszać w różnych tematach badawczych.

M.K.: Nie zdziwiłabym się, gdyby w zespole był historyk sztuki…

R.M.: Nie do końca, a jednak całkiem blisko. Współpracuję z dr Agnieszką Bangrowską, która zajmuje się ochroną i konserwacją obiektów bibliotecznych na Wydziale Humanistycznym UŚ. Szukaliśmy związków chemicznych, które będą wykazywały działanie grzybobójcze i posłużą ochronie najcenniejszych zabytków dziedzictwa kulturowego oraz zbiorów archiwalnych. Ciekawe zadanie. Trzeba znaleźć substancję, która poradzi sobie z patogenami, nie uszkodzi papieru i tuszu, a takżę nie będzie toksyczna dla środowiska i człowieka. Dostaliśmy patent dla kilku związków, możemy więc kontynuować badania i myśleć o współpracy z firmami zainteresowanymi właśnie takim środkiem grzybobójczym. Jak widać, nie zawsze droga od projektu do wdrożenia jest długa.

M.K.: Lepiej zaprojektować nowy związek czy przeszukać własne archiwa?

R.M.: Kiedyś zajmowałem się badaniem substancji o działaniu przeciwdrobnoustrojowym. Jasne, że lepiej zacząć od przejrzenia zbiorów. Mieliśmy więc pewien punkt zaczepienia. Specyficzne środowisko spod znaku papieru i tuszu wymagało jednak rozwinięcia badań i zaproponowania nowych substancji aktywnych, dla których dr Agnieszka Bangrowska szukała rozpuszczalników i określiła stężenia wystarczające do zwalczenia wybranych gatunków grzybów.

M.K.: Czasem przypadek, częściej jednak przydają się zatem wiedza i doświadczenie…

R.M.: Kilka lat temu odbywałem staż podoktorski w Pradze na Uniwersytecie Karola w grupie nieżyjącego już prof. Antonína Holýego. Ten znakomity chemik był współtwórcą najskuteczniejszych w swoim czasie leków stosowanych w terapii AIDS. Współpracował z pewną firmą farmaceutyczną. Teraz wygląda to tak, że programy komputerowe o dużej mocy obliczeniowej są w stanie w krótkim czasie zbadać nawet kilkadziesiąt tysięcy związków i wskazać te, które z dużym prawdopodobieństwem mogą okazać się skuteczne w walce z wybranym schorzeniem. U nas to wciąż robota ręczna. Proszę sobie jednak wyobrazić, że ci przedstawiciele firmy farmaceutycznej odwiedzili profesora w jego praskim gabinecie i powiedzieli, że komputer wskazał im pewną liczbę najciekawszych związków. A profesor A. Holý wyciągnął z szuflady notatki i przekazał im kilka przebadanych przez siebie związków. Pomysły kurzące się u niego w szufladzie okazały się strzałem w dziesiątkę. Nie wiem, czy to przypadek, czy raczej intuicja profesora oparta na wiedzy i doświadczeniu. Zaryzykowałbym jednak twierdzenie, że aż osiem na dziesięć leków wprowadzanych na rynek ma swoje źródła na uczelniach. Dlatego zostaję tu, gdzie jestem. Ciekawią mnie związki, które badam i jestem czujny. Zawsze przecież mogę odkryć coś nowego.

M.K.: Dziękuję za rozmowę.

return to top