Przejdź do treści

Uniwersytet Śląski w Katowicach

  • Polski
  • English
search
Wydział Nauk Ścisłych i Technicznych
Logo Europejskie Miasto Nauki Katowice 2024

Bartosz Łysakowski

28.06.2021 - 15:03 aktualizacja 20.07.2021 - 11:29
Redakcja: jp
Tagi: PL30CERN

pl30cern.us.edu.pl

CERN | Moja historia


mgr inż. Bartosz Łysakowski
fot. archiwum prywatne

mgr inż. BARTOSZ ŁYSAKOWSKI


I oto stało się, przekroczyłem bramy CERN-u. Byłem zachwycony i zdumiony jednocześnie. Cóż powiedzieć, jako niepoprawny i niereformowalny marzyciel i idealista spodziewałem się nieomal futurystycznego science fiction. Moja przygoda z CERN-em trwa i zamierzam ją kontynuować dalej. „Przygodo i fizyko trwaj!”.

CERN MOJA HISTORIA

Od podstawówki chciałem odkrywać świat. Najpierw moim wielkim zamiłowaniem była chemia, potem w technikum zainteresowałem się historią i archeologią. Wszystko zmieniło się podczas wyboru studiów. Wtedy to podczas jednego z licznych konwentów fantastyki udałem się na panel popularnonaukowy prowadzony zarówno przez naukowców, jak i autorów science fiction. Od tego momentu wiedziałem, że moim celem jest zostanie fizykiem, a do tego Fizykiem Wysokich Energii (cytując Terry’ego Pratchetta, jednego z uczestników panelu).

Od tego kluczowego, bądź co bądź, konwentu zaczęła się moja przygoda. Stało się to dość szybko. Na pierwszym roku studiów poznałem studentkę II stopnia, która zaangażowała mnie w działalność koła naukowego, a potem Zakładu Fizyki Jądrowej i jej Zastosowań. Ta ścieżka doprowadziła mnie do tworzenia detektorów wiązki dla eksperymentu NA61/SHINE w CERN-ie, co stało się tematem mojej pracy inżynierskiej.

Z takim zagadnieniem nie musiałem długo czekać na moją wyprawę w wymarzone przez lata miejsce, jakim był CERN. Nie przeszkadzała mi nawet (dość przerażająca wówczas) wizja spędzania w samochodzie wielu godzin z moim promotorem. I oto stało się, przekroczyłem bramy CERN-u i, cóż, byłem zachwycony i zdumiony jednocześnie. Dość powiedzieć, że jako niepoprawny i niereformowalny marzyciel i idealista spodziewałem się nieomal futurystycznego science fiction, a dostałem najzwyklejszy kampus laboratoryjny. Lecz to tylko fasada. W CERN-ie panuje specyficzny klimat. Ja zawsze czuję się tam jak w innym świecie i, dając upust mojemu idealizmowi, czuję się tam naprawdę tak, jakby ten świat był mój.

Ale może dość tej sentymentalnej wycieczki. Nie zamierzam skupiać się na szczegółach CERN-owskiego życia czy pracy – to zrobili za mnie inni w pozostałych tekstach napisanych na tę okoliczność. Wypada jednak krótko opisać, jak to było w moim przypadku.

NA61/SHINE to średniej wielkości eksperyment, mieszczący się w North Area po francuskiej stronie granicy. Tworzą go specjaliści i naprawdę genialni ludzie, zarówno w rozumieniu społecznym, jak i naukowym. Jako nowicjusza powitano mnie w zespole bardzo ciepło i wytłumaczono, co i jak działa. Musiałem zrobić dobre wrażenie, bo podczas drugiej wizyty (niecały miesiąc później) dostałem „szychtę” przy eksperymencie – i to bez starszego nadzoru. Poza „szkoleniami” (cudzysłów zastępuje tłumaczenia, jak bardzo spontaniczne to były eventy) była też praca oraz testy detektora potrzebne mi do pracy inżynierskiej. Nie było łatwo.

Na początku, razem z moim późniejszym promotorem pracy magisterskiej, czołgaliśmy się w poszukiwaniu kabli w podłodze, do których można by było podpiąć nasz detektor. Później nie było łatwiej. Dostałem oscyloskop i zadanie zebrania widma. Problem polegał na tym, że oscyloskop miałem może trzy razy w ręce, a do tego ten był cyfrowy – nie to co analogi z pracowni studenckiej. Ale wedle zasady: „Ja nie dam rady?!” udało mi się go skonfigurować (nie bez małej pomocy, niestety) i co za tym idzie – zebrać dane potrzebne do analizy. Podczas tego i kolejnego wyjazdu pomagałem jeszcze w codziennych pracach w ramach eksperymentu, jak również brałem udział w „szychtach” przy zbieraniu danych. Wróciłem z tego wyjazdu na pewno o wiele mądrzejszy, jak i jeszcze bardziej zapalony do pracy.

Moja przygoda z CERN-em trwa. Teraz, podczas studiów doktoranckich, analizuję dane ze zderzeń i nadal staram się pomagać przy pracach technicznych. Dalej zamierzam jeździć do ośrodka i kontynuować moje perypetie z tą placówką oraz z badaniami, które są w niej prowadzone. „Przygodo i fizyko trwaj!” – pozwolę sobie zakończyć własnym aforyzmem.

return to top