Aleksandra Jabłońska-Błokowska, absolwentka Wydziału Artystycznego w Cieszynie, współpracuje z młodzieżą i seniorami, dzieląc się swoją miłością do muzyki.
Zespół muzyczny to nie tylko grupa osób występujących wspólnie na scenie. To ludzie, których łączą żywe relacje, spotykający się, aby rozmawiać i wspólnie realizować wyznaczony cel. I nie ma znaczenia, kto ten zespół tworzy. Przedszkolaki współpracują z młodzieżą licealną i seniorami. Każdy wnosi jakieś dobro. Taką wizję współpracy ma Aleksandra Jabłońska-Błokowska, która, realizując różne muzyczne projekty, dzieli się z innymi swoją pasją do muzyki.
Będąc nastolatką, uczęszczałam na zajęcia w szkole muzycznej pierwszego, a potem drugiego stopnia. Wiedziałam, że swoją przyszłość także zwiążę z muzyką, dlatego wybrałam studia na Wydziale Artystycznym UŚ. Cieszyn mnie uwiódł. Już po pierwszym miesiącu wiedziałam, że to jest moje miejsce. Tworzyliśmy małą społeczność, mieliśmy świetny kontakt nie tylko ze sobą, lecz również z naszymi wykładowcami. Taki styl studiowania zbliża ludzi i uczy budować trwałe relacje. Obserwując wykładowców, uczyłam się też, jak pracować z pasją.
Szczególne wrażenie wywarł na mnie sposób prowadzenia Chóru Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie „Harmonia” przez panią prof. Izabellę Zielecką-Panek. Z chórem związana byłam przez cały czas studiowania. Cudowne doświadczenie! Myślę, że to właśnie pani profesor jest odpowiedzialna za to, jak ja dziś prowadzę różne zespoły muzyczne. To u niej uczyłam się sztuki dyrygowania i ją podpatrywałam podczas pracy z cieszyńskim chórem. Na pewno niezwykle istotne jest budowanie więzi emocjonalnych ze swoimi podopiecznymi – to nie tylko grupa osób razem występujących na scenie, lecz przede wszystkim ludzie, których łączą różne relacje. Dziś te relacje są szczególnie ważne. Uczę dzieci i młodzież, że fajnie jest się spotkać także poza rzeczywistością wirtualną, coś razem zrobić, a potem cieszyć się wspaniałymi efektami współpracy.
Większość moich podopiecznych nie zwiąże swojego życia z muzyką. Będąc członkami zespołu, uczą się nie tyle śpiewu, co przede wszystkim bycia ze sobą. A to oznacza umiejętność współbrzmienia w muzyce i w życiu. Każdy z nich uczy się współpracy i odpowiedzialności za powierzone sobie zadania i za kolegę stojącego obok. A ja, dyrygując, ruchem rąk jednoczę grupę i uczę harmonii w działaniu.
Współpracują więc ze sobą sześcioletnie dzieciaczki z dziewiętnastolatkami – to jest fenomenalne i świetnie wygląda na przykład w zrealizowanych przez nas teledyskach. Młodsze dzieci zarażają wszystkich energią i odwagą. One nie wiedzą, co to trema. Starsze z kolei przyjmują rolę opiekunów. A seniorzy? Dzielą się wiedzą i spokojem w podejściu do realizacji różnych zadań. Zresztą taki typ współpracy międzypokoleniowej szybko sprawia, że poruszane tematy nie zawężają się jedynie do przestrzeni muzyki, lecz wchodzą w głąb doświadczeń życiowych. Było to szczególnie zauważalne podczas realizacji projektu „Muzykanci na tropach Jana Kiepury”, w którym udział wzięli seniorzy i młodzież z Sosnowca, tworząc jedyny w swoim rodzaju chór międzypokoleniowy.
Ogromną zaletą takiej współpracy jest uczenie się siebie, potrzeb osób należących do różnych grup wiekowych i często też społecznych. Spontaniczność młodzieży i dokładność starszych łączą się we wspólnym doświadczeniu tańca i śpiewu.
Ja również czerpię pełnymi garściami z takiej współpracy, uczę się wrażliwości drugiego człowieka, przyglądam się osobom, z którymi pracuję, dostosowuję język, formę komunikacji, pomagam znaleźć odpowiednie środki wyrazu, szukam tego, co nas łączy, aby jeszcze bardziej pogłębić relację, co w końcu okazuje się nie aż tak trudne, bo korzystam ze wspaniałego narzędzia, jakim jest muzyka. A jeśli ktoś nie potrafi śpiewać? Nie szkodzi. Muzykę można tworzyć na wiele różnych sposobów.
Fotografie: Małgorzata Kłoskowicz