
O tym, dlaczego ktoś decyduje się spędzić lato, ucząc się w Cieszynie polskiego, że co roku zgłasza się około 800 chętnych, o pierwszym obcojęzycznym tekście literackim przetłumaczonym na chiński i jak wymyśla się program kursu organizowanego od 35 lat rozmawiamy – na dwa dni przed rozpoczęciem tegorocznej edycji szkoły – z dr Agnieszką Tambor, kierowniczką programową Letniej Szkoły Języka, Literatury i Kultury Polskiej.
Beata Mońka: Po co się uczyć polskiego…?
Agnieszka Tambor: Odmawiam odpowiedzi na to pytanie. Gdybym dostawała złotówkę za każdym razem, gdy ktoś mnie o to pyta, byłabym bardzo bogatym człowiekiem [śmiech].
To zapytam inaczej – kim są osoby, które decydują się spędzić sierpień w Polsce, na Śląsku, w Cieszynie, na zajęciach Letniej Szkoły Języka, Literatury i Kultury Polskiej UŚ?
Kiedy zaczynaliśmy, przyjeżdżali głównie tłumacze, poloniści, slawiści – osoby starsze, „doroślejsze” od obecnych uczniów. Jeszcze 15 lat temu motywacją dla wielu uczestników było to, że zamierzali zostać tłumaczami literatury. Dzisiaj taki powód zdarza się raz na sto przypadków. Niestety z tłumaczeń Tokarczuk czy Szymborskiej nie da się żyć. Obecnie wiele osób podejmuje decyzję o nauce języka polskiego ze względów ekonomicznych. Polski biznes wyszedł mocno „na zewnątrz”, jest bardzo dużo korporacji międzynarodowych, które mają siedziby za granicą, więc znajomość polskiego może ułatwiać znalezienie pracy. Nie brakuje osób, które uczą się z powodów osobistych, bo z Polski pochodzi ich chłopak, dziewczyna, mąż, żona, przyjaciele, znajomi. Jest też trochę dzieci z rodzin polonijnych, nawet z drugiego czy trzeciego pokolenia, które nie mówią po polsku. Przyjeżdżają jako dorośli ludzie, którzy teraz żałują, że nie słuchali mamy w dzieciństwie i nie uczyli się polskiego, bo wtedy ich irytował, a bliższa im była kultura i język kraju, w którym dorastali. Teraz przyjeżdżają, żeby uczyć się polskiego, póki mają jeszcze szansę porozmawiać ze swoimi dziadkami w ich ojczystym języku.
Jak wygląda zainteresowanie uczniów Letnią Szkołą, która jest organizowana od 35 lat?
Co roku mamy 140-150 miejsc do szkoły stacjonarnej, a już w pierwszy czy drugi dzień zgłasza się około 800 osób. Zainteresowanie jest gigantyczne. To są w znacznym procencie osoby, które uczą się polskiego w swoich krajach na różnego typu polonistykach, slawistykach, lektoratach języka polskiego. Systemy nauczania różnią się w poszczególnych krajach i uczelniach. Różny jest też status języka polskiego, ale prawie wszyscy nasi uczniowie już wcześniej jakoś „dotknęli” polskiego w swoich krajach, od Japonii przez Brazylię po Republikę Czeską.
Są rejony świata, gdzie polski jest bardziej popularny? Czy to się zmienia?
Chyba nie ma takiego miejsca na świecie, gdzie polski nie byłby obecny. Lektorat języka polskiego jest nawet w Korei Północnej. W tym roku – po raz pierwszy – będziemy mieć chyba studenta z Senegalu. To zawsze fajnie, jak ktoś przyjeżdża po raz pierwszy i że po 35 latach istnienia szkoły są jeszcze jakieś kraje, z których studenci nie byli wcześniej u nas. Język polski jest bardzo popularny na Dalekim Wschodzie. W Korei jest gigantyczna polonistyka, w Chinach jest ich całkiem sporo – była jedna, założona w latach 50. XX wieku przez prof. Yi Lijun, która studiowała w Polsce, wróciła do Chin i utworzyła pierwszą Katedrę Języka Polskiego w Pekinie. To jest ciekawa historia, bo w trakcie Rewolucji Kulturalnej – na zesłaniu – pani profesor przetłumaczyła „Dziady”. To był pierwszy obcojęzyczny tekst literacki przetłumaczony na chiński. To też powoduje, że literatura polska jest popularna w Chinach. Pierwsi studenci uczelni pekińskiej, już na I lub II roku, otrzymywali propozycje pracy, bo były potrzebne osoby ze znajomością polskiego. Początkowo tych absolwentów było około 20 na rok – patrząc z perspektywy Chin to niewiele, ale jak spojrzymy z naszej perspektywy, to całkiem sporo. Potem zaczęli pojawiać się kolejni absolwenci, którzy otwierali polonistyki na innych uczelniach. Teraz jest już ich chyba nawet ponad 20. Dosyć duży spadek zainteresowania nauką polskiego obserwujemy w Europie Zachodniej, na przykład w Niemczech. Myślę, że jest to spowodowane względami geopolitycznymi. Za to polski jest wciąż bardzo popularny na przykład w Rumunii.
Jak Wam udaje się – przez 35 lat – wymyślać program zajęć Letniej Szkoły. Tak, żebyście i Wy, uczący w szkole, nie tracili zapału? Jak zmieniała się przez te lata formuła szkoły?
No, nie jest to łatwe. Właściwie chyba nie było takiego roku, żeby nie przyjechali na kurs studenci, którzy byli w poprzednich latach, żeby skład osobowy był w stu procentach nowy. Zawsze są jacyś studenci, którzy wracają, bo tak im się wcześniej podobało. Dzięki nim musimy zawsze mieć jakieś nowe pomysły, co nie jest takie złe. Inaczej groziłaby nam rutyna. Generalnie formuła szkoły zmieniała się kilkukrotnie w ciągu 35 lat. Musimy dopasowywać się do czasów, do tego jak zmieniają się studenci, kto przyjeżdża i w jakich celach. Był taki okres, gdy zaobserwowaliśmy u studentów spadek zainteresowania zajęciami językoznawczo-literaturoznawczymi, na których szkoła bazowała. Mocno poszliśmy wtedy w wykłady związane z naukami ścisłymi i innymi tematami. To się sprawdzało przez kilka lat, do czasy, gdy literatura i językoznawstwo stały się znowu czymś bardziej oczekiwanym. W ostatnich dwóch latach znowu przeformułowaliśmy szkołę, bo zrezygnowaliśmy z zajęć wykładowych. Przeszliśmy na formułę warsztatową, staramy się żeby to były zajęcia angażujące, żeby miały elementy zadaniowości i kreacji. Musieliśmy też skrócić zajęcia do 60 minut.
Szkoła jest co roku dużym przedsięwzięciem organizacyjnym. Kto się tym wszystkim zajmuje?
Są to pracownicy Szkoły i Kultury Języka Polskiego, którzy prowadzą lektoraty i częściowo popołudniowe warsztaty. W większości są to osoby związane z Wydziałem Humanistycznym, a także innymi wydziałami UŚ, zapraszamy też gości spoza uczelni. W tym roku mamy jakąś masę wolontariuszy, co jest zadziwiające, bo studenci coraz częściej pracują, nierzadko na etatach, i nie mogą przyjechać na cały miesiąc. Nie przyjmujemy na tygodniowe, dziesięciodniowe praktyki, bo to nie ma sensu. Praca na Letniej Szkole to praca od 8.00 rano do 22.30-23.00. Naszymi wolontariuszami są studenci kierunków przygotowujących do nauczania kultury polskiej i języka polskiego jako obcego, a także międzynarodowych studiów polskich, komunikacji międzykulturowej, czy komunikacji promocyjnej i kryzysowej. Przyjeżdżają do nas osoby, które wiedzą że chcą uczyć innych – Letnia Szkoła jest dla nich świetną szansą do hospitacji i obserwacji zajęć.
Szkoła to nie tylko lektoraty, warsztaty i zajęcia na uczelni, ale też wspólne wyjazdy…
Zazwyczaj jeździmy w Beskidy, ale ostanie prognozy pogody zmusiły nas do zmiany planów. Zrezygnowaliśmy w tym roku z chodzenia po górach, ale za to pojedziemy do Muzeum Miejskiego w Żorach, żeby zobaczyć ich wystawę: „Polskie poznawanie świata”. Odwiedzimy Muzeum Zamkowe w Pszczynie, Centrum Bajki i Animacji Oko w Bielsku-Białej, Górny Śląsk, no i oczywiście Kraków i obóz Auschwitz. Te dwa ostanie miejsca są punktami obowiązkowymi, jak któregoś roku próbowaliśmy z nich zrezygnować, uczniowie urwali się z zajęć i sami tam pojechali. Uczestnicy szkoły organizują też sobie wyjazdy do Pragi, Wiednia czy Budapesztu. Cieszyn jest pod tym względem ekstra zlokalizowany – do wielu europejskich miast jest blisko.
Czy przy okazji jubileuszu, możemy przypomnieć jak narodziła się Letnia Szkoła Języka, Literatury i Kultury Polskiej UŚ, i skąd znalazła się w Cieszynie?
Do naszej uczelni dotarł list od Aleksandra Alischa z Niemiec z pytaniem o kurs języka polskiego dla cudzoziemców. Profesor Tadeusz Sławek, ówczesny prodziekan Wydziału Filologicznego, zapytał dyrektorów Instytutu Języka Polskiego oraz Instytutu Literatury i Kultury Polskiej o możliwość zorganizowania takiego kursu. Przez pierwsze lata to była tylko Letnia Szkoła, potem przerodziła się w formułę całoroczną, ale wakacyjny kurs jest wciąż punktem kulminacyjnym. A Cieszyn? Podobno to prof. Romuald Cudak, wieloletni dyrektor Szkoły Języka i Kultury Polskiej oraz prof. Jolanta Tabor, obecna dyrektor Szkoły podczas spotkania z prof. Tadeuszem Sławkiem zaproponowali Cieszyn. Prodziekan podchwycił ten pomysł. Wybór miejsca okazał się bardzo trafny, co potwierdzają studenci. Cieszyn ma fajny kampus, bo wszędzie jest blisko. Miejsce to sprzyja też integracji. Wśród naszych studentów jest wiele osób, dla których jest to sposób spędzania wakacji, i co roku zgłaszają się do jakiejś szkoły. Ale nasz kurs jest jedyny albo jeden z niewielu, podczas którego osoby prowadzące zajęcia mieszkają w akademiku, i spędzają ze studentami niemal całą dobę. Mamy co roku prawie 180 osób, a pod koniec znamy wszystkich po imieniu. Tegoroczna edycja szkoły jest jubileuszowa, ale dla nas każda szkoła jest wyjątkowa. Zawsze działamy na 123 procent!
Z takim zaangażowaniem to szkoła będzie działać do końca świata i o jeden dzień dłużej…
Nawet o 2 dni dłużej, prędzej chyba padnie WOŚP niż my [śmiech].
Co możemy więc życzyć Wam z okazji jubileuszu 35-lecia?
Kolejnych 35 lat.
To życzymy następnych, równie udanych, co najmniej 35 lat.
Rozmawiała: Beata Mońka
Autor zdjęć: Konrad Matinyarare
————————————————-
Informacje na temat Letniej Szkoły Języka, Literatury i Kultury Polskiej UŚ znajdziesz na stronie: https://www.sjikp.us.edu.pl/pl/letnia-szkola-jezyka-literatury-i-kultury-polskiej/
Informacje na temat Szkoły Języka i Kultury Polskiej Uniwersytetu Śląskiego pod adresem:
https://www.sjikp.us.edu.pl/pl/