Nie róbcie tego w domu!
Ciekawość + eksperymenty = ?
Czasami później wymagany jest szybki remont. Ale jaka jest satysfakcja! Wybuchowo, organicznie, konstrukcyjnie i strategicznie o swojej pasji pisze dr Marek Matussek.
Życzymy zaskakującej lektury.
NAUKA | MOJA PASJA
Nauka – według definicji ze Słownika Języka Polskiego to ogół wiedzy ludzkiej ułożonej w system zagadnień, ale także zespół poglądów stanowiących usystematyzowaną całość i wchodzących w skład określonej dyscypliny badawczej.
Nauka to także czynność: uczenie się czegoś lub uczenie kogoś.
Zapraszamy do lektury cyklu Nauka | Moja Pasja, w którym nasi badacze prezentują, nad czym pracują oraz pokazują, że nauka i proces badawczy mogą wciągnąć na dobre.
dr MAREK MATUSSEK
Instytut Chemii
fot. archiwum prywatne
Kilka słów o Chemii
Bez względu na to, czy żywimy do niej sympatię czy też nie, chemia jest nieodzownym elementem otaczającego nas świata. Wystarczy rozejrzeć się wokół siebie by zobaczyć ogrom otaczającej nas materii złożonej z różnych pierwiastków i związków chemicznych – organicznych, nieorganicznych, metaloorganicznych i ich wzajemnych kombinacji. Wszystko co nas otacza, to materia! Intrygujący i zarazem zatrważający jest fakt, iż z punktu widzenia chemii, człowiek sam w sobie jest zbiorem atomów tworzących złożoną strukturę naszego organizmu. Zastanawiające jest, z jaką łatwością wykorzystujemy chemię podczas wielu czynności dnia codziennego, jednocześnie nie mając świadomości, iż właśnie przeprowadziliśmy bardziej lub mniej skomplikowaną reakcję chemiczną. Prostymi przykładami może być spalanie benzyny w silniku naszego samochodu, oddychanie, trawienie pokarmu czy pieczenie ciasta. Zbawienne dla naszej cywilizacji produkty lecznicze, nawozy sztuczne, stopy metali, tworzywa sztuczne, czy wyroby włókiennicze to przykłady ciał fizycznych, których wielkotonażowa synteza opiera się na trudnych i często wieloetapowych reakcjach chemicznych.
Trudno jednoznacznie zdefiniować chemię, bowiem jej horyzonty sięgają znacznie dalej, przenikając i łącząc ze sobą pokrewne nauki i obszary wiedzy, takie jak fizyka, biologia, inżynieria materiałowa czy chociażby farmacja. Jedno jest jednak pewne: chemia jest dookoła nas, korzystamy z dobrodziejstwa jej związków chemicznych i co najważniejsze, to dzięki niej żyjemy!
Najważniejsze to być ciekawym świata!
Amerykański psycholog, Abraham Maslow powiedział kiedyś „dzieci nie trzeba uczyć ciekawości”. W pełni zgadzam się z tym stwierdzeniem. Jako kilkuletnie dziecko byłem pełnym energii chłopcem, niezwykle ciekawym otaczającego mnie świata. Interesowało mnie, jak działa wiele rzeczy. Dlaczego samochód jedzie? Jak działa pilot do telewizora? W jaki sposób lodówka chłodzi, a piekarnik grzeje? Myślę, że dziś te pytania mogą wydawać się trywialne, lecz z perspektywy dziecka inspirowały mnie one do podejmowania działań mających na celu uzyskanie konkretnych odpowiedzi. Chyba nie muszę opisywać, w jaki sposób dzieci próbują rozwiązać tego rodzaju zagadki. Rodzice szybko dostrzegli mój głód wiedzy. Chcąc zachować syna przy zdrowiu i ochronić przed zniszczeniem urządzenia znajdujące się w domu, postanowili poskromić nieco moją ciekawość. Pamiętam po dziś dzień, kiedy otrzymałem od Nich mini zestaw majsterkowicza i książkę Adama Słodowego „Lubię majsterkować”. Byłem zafascynowany projektami tam przedstawionymi, które przy niewielkim nakładzie finansowym można było zrealizować w domowym zaciszu. To był strzał w dziesiątkę! Szybko zbudowałem kieszonkowy odkurzacz o transparentnej obudowie zdolny do zasysania okruszków powstających na wskutek zjadanych przeze mnie słodkości. Wspomniany mini odkurzacz, dzięki przeźroczystej obudowie, był bardzo dobrym modelem wyjaśniającym zasadę działania prawdziwego, domowego „pochłaniacza brudu”. Z jego udziałem wygrałem nawet szkolny konkurs „Tajemnicza Fizyka”, co było swoistą motywacją do dalszych działań w tym obszarze. W miarę możliwości finansowych Rodzice zaopatrywali mnie również w zestawy klocków LEGO. W okresie mojego dzieciństwa była to stosunkowo droga inwestycja, wymagająca solidnego uszczuplenia domowego budżetu. Czego nie robi się jednak dla swoich dzieci. Uwielbiałem je składać, tworzyć z ich udziałem różnego rodzaju wymyślne konstrukcje. Moja wyobraźnia nie miała granic. Wstyd się przyznać, ale po dziś dzień mijając w dużych sklepach alejki z zabawkami, chętnie przystaję na dłuższą chwilę i zaznajamiam się z obecnie oferowanymi zestawami klocków LEGO. Wydaje mi się, że to swego rodzaju sentymentalny powrót do minionych lat beztroskiego dzieciństwa.
W krótkim odstępie czasu pojawiły się nowe zainteresowania. Mama kupiła mi książkę o origami. Z jej udziałem poznawałem przepiękną sztukę składania papieru, która doskonale uczy precyzji, cierpliwości, czasem własnej inwencji twórczej. Byłem nocnym markiem, który w ukryciu przed Rodzicami zarywał godziny snu, zajmując się tworzeniem zwierzątek i innych baśniowych stworzeń z arkusza kolorowego papieru. Do dziś żuk oraz smok zachowały się w pełnej okazałości mimo upływającego czasu.
fot. archiwum prywatne
Niegasnący zapał i gromadzone powoli doświadczenie sprawiły, iż zacząłem urzeczywistniać bardziej ambitne pomysły. Kusza potrafiąca strzelać serią strzał przy jednym pociągnięciu spustu, pomysłowe maszyny Goldberga, modele rakiet napędzanych mieszaniną saletry potasowej z cukrem, czy w późniejszym czasie modele zdalnie sterowanych samochodów – to najciekawsze projekty, które utkwiły mi w pamięci.
Tak naprawdę moje początki z chemią były trudne. Na potrzeby udoskonalenia napędu, zbudowanych przeze mnie samonośnych rakiet, postanowiłem „wyprodukować” nieco prochu czarnego. Nie zdawałem sobie sprawy, jak niebezpieczna jest to zabawa. Pierwsze proporcje składników były źle dobrane, mieszanina wolno się spalała, można by rzec, że nie było spektakularnych efektów. Bez wagi trzeba było pracować metodą prób i błędów. Dopiero przy czwartym podejściu pojawiła się dobra mieszanka, oczywiście nie byłem świadomy tego jak dobra! Efekty jednak szybko dały o osobie znać. Spaliłem stół, kawałek podłogi oraz solidnie okopciłem ścianę mojej przydomowej pracowni. Szczęśliwie obyło się bez poparzeń. Rodzice niestety dowiedzieli się o nieudanym (a w zasadzie aż nadto udanym!) eksperymencie i przez jakiś czas musiałem zawiesić swoją działalność eksperymentatorską. Ta życiowa lekcja nauczyła mnie pokory wobec przeprowadzanych doświadczeń chemicznych. Dziś wiem, że niektóre mieszaniny, z pozoru wyglądające na w pełni bezpieczne, mogą skrywać w sobie ogromne pokłady energii, którą można uwolnić za pomocą jednej iskry!
Do końca edukacji gimnazjalnej moje zainteresowania mieściły się w szeroko pojmowanym obszarze nauk ścisłych i technicznych, bez jednoznacznego ukierunkowania na konkretną dziedzinę nauki. Nastał nawet pewien, szczęśliwie krótkotrwały, okres stagnacji. Rozpoczęcie szkoły średniej i poznanie bardzo dobrej nauczycielki chemii – Pani mgr Aleksandry Dąbrowskiej – były przełomowe w aspekcie ukierunkowania mnie względem dalszych planów życiowych, jak i ponownego natchnienia do zgłębiania wiedzy, rozwijania się. Na lekcjach chemii poznałem podstawowe prawa i reguły rządzące „chemicznym światem”. Dowiedziałem się, jak rozległa jest to dziedzina, zajmująca się substancjami, które z jednej strony mogą posiadać właściwości lecznicze, pięknie pachnieć, z drugiej zaś działać toksycznie czy uzależniająco. Odkryłem nieznane mi dotąd reakcje analizy i łączenia, za sprawą których chemik otrzymuje w laboratorium nowe cząsteczki (substancje). Na domiar wszystkiego, mogłem być obserwatorem szeregu niezwykle ciekawych oraz widowiskowych eksperymentów chemicznych, odkrywających barwną i arcyciekawą stronę chemii. Szybko pojąłem, że to coś dla mnie, coś, czym chciałbym zajmować się dłużej, jeszcze bardziej zgłębić i doświadczyć. Można by powiedzieć, że poczułem chemię do chemii! Wniosek nasunął się sam – jedyna właściwa droga to zacząć chemię studiować. Jako Alma Mater wybrałem Uniwersytet Śląski. Powodów tej decyzji było kilka; tymi które przeważyły była lokalizacja Uczelni od mojego rodzinnego miasta Chorzowa, a także wypracowana na przestrzeni wielu lat renoma Uniwersytetu Śląskiego.
Studia były dla mnie bardzo ważnym etapem w życiu. Nie będę ukrywał, że to one wywarły największy wpływ na moją osobowość. W owym czasie poznałem wielu wspaniałych ludzi tworzących obszerne grono Akademickiej Wspólnoty, z udziałem których mogłem poszerzać swoją wiedzę zarówno w teorii, jak i praktyce podczas zajęć laboratoryjnych. W miarę studiowania poznałem wszystkie dziedziny chemii. Natomiast gdzieś w połowie, bo pod koniec studiów licencjackich „odkryłem na nowo” chemię organiczną. Bardzo ją polubiłem, ze stosunkowo dużą swobodą przyswajałem rozległą wiedzę z tej niezwykle ciekawej, aczkolwiek złożonej w swej naturze, dziedziny, którą wybrałem jako specjalizację na piątym roku. Po studiach magisterskich przez jakiś czas pracowałem w laboratorium analitycznym, badając jakość produktów ropopochodnych, w tym zwłaszcza paliw ciekłych. Nie do końca jednak spełniałem się w roli chemika analityka, odczuwając w głębi duszy potrzebę dalszego rozwoju. Nie zastanawiając się długo, postanowiłem, że rozpocznę studia doktoranckie na tej samej Uczelni, na której uzyskałem tytuł magistra chemii. W znacznym stopniu znałem już środowisko, a przez to z większą łatwością mogłem rozpocząć dalszą, w moim odczuciu coraz ciekawszą przygodę związaną z nauką. Na studiach doktoranckich poczułem się jak ryba w wodzie! Swoboda badań pozwoliła mi na podjęcie problemu badawczego mieszczącego się w zakresie mojej ulubionej chemii organicznej, a z czasem, jak się również okazało, metaloorganicznej i katalizy. Po dziś dzień realizuję tematykę mieszczącą się w zakresie wspomnianej już kilkukrotnie chemii organicznej, syntezując i badając związki stanowiące klasę pi-rozszerzonych materiałów molekularnych opartych na węglu.
Jaki jestem obecnie?
Hmm… nie jest łatwo scharakteryzować samego siebie. To zadanie trudniejsze, niż mogłoby się wydawać. Obecnie moje zainteresowania koncentrują się wokół motoryzacji i związanych z nią nowinek technologicznych. Na co dzień uwielbiam spacery z ukochanym psiakiem mojej dziewczyny. Ponadto, w wolnej chwili lubimy wybrać się do kina na ciekawy film lub – co nie jest żartem! – przysiąść i rozegrać dobrą partię szachów, intensywnie rozwijając przy tym myślenie strategiczne. Odskocznią od codziennych obowiązków jest dla mnie również sport, zwłaszcza bieganie oraz kalistenika. Podczas wolnych weekendów uwielbiam długie wędrówki po górskich szlakach; jeśli tylko mamy możliwość, uciekamy od zgiełku miast przepełnionych hałaśliwymi samochodami. Przyroda działa na nas kojąco.
W odniesieniu do zainteresowań naukowych, szczególnie interesuje mnie organiczna elektronika, a dokładniej mówiąc synteza i właściwości elektroaktywnych materiałów molekularnych, mogących stanowić komponenty warstw aktywnych w technologii organicznych diod elektroluminescencyjnych (OLEDs). Dokąd zaprowadzi mnie ta niesamowita przygoda? Tego jeszcze nie wiem. Z zaciekawieniem spoglądam w przyszłość. Nauka pozwala mi na bycie elastycznym, to ogromna korzyść!
Kończąc niniejszą opowieść pozwolę sobie zacytować znanego motywatora życiowego Tony’ego Robbinsa, który w swej książce napisał: ”ciekawi ludzie nigdy się nie nudzą, a życie staje się dla nich niekończącą się radością”. Życzę tego wszystkim Czytelnikom. Dziękuję!