| Opracowanie: dr Jerzy Jarosz, prof. UŚ, dr Katarzyna Balin, Weronika Cygan |
Dr Jerzy Jarosz, prof. UŚ od wielu lat zajmuje się popularyzacją fizyki i nauki. Jest pracownikiem Instytutu Fizyki im. A. Chełkowskiego Uniwersytetu Śląskiego, koordynatorem Uniwersytetu Śląskiego Dzieci w Uniwersytecie Otwartym oraz przewodniczącym Ogólnopolskiego Klubu Demonstratorów Fizyki. Przez wiele lat kierował Pracownią Dydaktyki Fizyki UŚ. Wytrwale tworzy i koordynuje wiele działań na polu popularyzacji nie tylko fizyki, ale ogólnie nauki. Częstokroć nagradzany za tę aktywność ostatnio otrzymał nagrodę główną w konkursie „Popularyzator Nauki” w roku 2020. Spektrum aktywności prof. J. Jarosza jest imponujące, jednak poniższy wywiad skupił się tylko na jednej z nich – tej dotyczącej związków profesora z CERN-em.
Dr Katarzyna Balin: Pierwszego lipca mija 30 lat od dołączenia Polski jako kraju członkowskiego do Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych – CERN. Organizacja prowadzi badania nad podstawowymi składnikami materii, z której składa się Wszechświat, oraz ich własnościami. Naukowcy wykorzystują do tego akceleratory, zderzacze i specjalnie zaprojektowane systemy pomiarowe. Pan Profesor ma duże doświadczenie związane z popularyzacją osiągnięć CERN-u. Jak zaczęła się ta przygoda?
Prof. Jerzy Jarosz: CERN to wyjątkowe miejsce, ważne dla każdego fizyka, niezależnie od uprawianej dziedziny. Można by nieomal zaryzykować stwierdzenie, że każdy fizyk powinien przynajmniej raz w życiu odwiedzić CERN. Dla naukowców zgłębiających podstawy wiedzy o budowie Wszechświata to prawie Mekka.
W moim przypadku pierwszy kontakt z ośrodkiem miał jednak zupełnie inny charakter. Wiązał się nie tyle z samą nauką, ile z działaniami promującymi naukę. W 2000 roku CERN wraz z Europejską Agencją Kosmiczną (ESA) i Europejskim Obserwatorium Południowym (ESO) zorganizował ogólnoeuropejski festiwal nauki Physics on Stage. Wzięło w nim udział około 450 delegatów z 22 krajów europejskich. Polskę reprezentowały dwa projekty – Physics of ping-pong prof. Krzysztofa Ernsta i We live on Earth, the noninertial system, który przygotowaliśmy w Pracowni Dydaktyki Fizyki. Oba projekty odniosły duży sukces, trafiliśmy w dziesiątkę i zapracowaliśmy nawet na owacje audytorium na stojąco.
Weronika Cygan: Zatem pierwsza wizyta w CERN-ie i od razu popularyzatorski sukces! Czy coś jeszcze zapadło Panu Profesorowi w pamięć podczas tego pobytu?
J.J.: Trzeba tutaj przypomnieć, że rok 2000 był bardzo znaczący dla CERN-u. Kończył wtedy pracę Wielki Zderzacz Elektronowo-Pozytonowy (LEP) pracujący w podziemnym tunelu o obwodzie 27 km, wydrążonym na głębokości średnio 100 m pod Genewą. Tunel demontowanego akceleratora był wówczas dostępny i można było go zwiedzać, a nawet wejść do detektora eksperymentu DELPHI. Robiło to ogromne wrażenie i wszyscy byliśmy po prostu zafascynowani nie tylko rozmiarami zderzacza i pracujących urządzeń, ale przede wszystkim samą tematyką prowadzonych badań, dla wielu z nas niezbyt dobrze znaną.
To pierwsze spotkanie z CERN zaowocowało później wieloletnimi wspólnymi działaniami CERN-u, Pracowni Dydaktyki Fizyki i Instytutu Fizyki UŚ w dziedzinie edukacji i popularyzacji nauki.
K.B.: Jak wiemy, współpraca Pana Profesora z CERN-em była później kontynuowana. Proszę jednak powiedzieć coś więcej o festiwalu Physics on Stage. Czy Polacy nadal aktywnie w nim uczestniczyli?
J.J.: Projekt Physics on Stage był pierwszym dużym programem zapoczątkowanym w CERN-ie, związanym z edukacją i promocją nauki, skierowanym do środowisk szkolnych i uniwersyteckich. Kolejne edycje festiwalu Physics on Stage odbyły się w siedzibie Europejskiej Agencji Kosmicznej w Noordwijk w Holandii, aby ponownie wrócić do CERN-u w 2004 roku w rozszerzonej formule jako Science on Stage.
Był to już wspólny projekt siedmiu organizacji badawczych tworzących grupę EIROFORUM (European Intergovernmental Research Organisations Forum), związaną z różnymi dziedzinami nauki, którą tworzyły: CERN – fizyka cząstek elementarnych, ESA – badanie przestrzeni kosmicznej, ESO – astronomia i astrofizyka, EMBL (Europejskie Laboratorium Biologii Molekularnej) – biologia molekularna, ESRF (Europejski Ośrodek Promieniowania Synchrotronowego) – promieniowanie synchrotronowe, EFDA (European Fusion Development Agreement) – fuzja jądrowa i ILL (Instytut Laue-Langevin) – źródło neutronowe.
W czasie pierwszej edycji Science on Stage w 2004 roku w CERN-ie trwała już budowa Wielkiego Zderzacza Hadronów (LHC), który zyskał miano największej i najbardziej złożonej maszyny świata. Był to wstępny etap budowy i zwiedzanie tunelu zderzacza było jeszcze wtedy niemożliwe, ale można było zajrzeć w głąb transportowych szybów technicznych i zobaczyć powstające pierwsze konstrukcje. W kontekście przewidywanych energii zderzeń rzędu 14 TeV oczekiwanie na zakończenie budowy, uruchomienie i pierwsze wyniki pobudzało wyobraźnię.
Trzeba dodać, że polska delegacja biorąca udział w festiwalach europejskich należała zawsze do bardzo aktywnych i odnosiła znaczące sukcesy. Zaangażowało się w te działania wielu nauczycieli fizyki i chemii. Zdobyliśmy liczne nagrody i wyróżnienia we wszystkich nieomal edycjach festiwalu. W późniejszych edycjach, będąc już członkiem komitetu organizacyjnego i przewodniczącym jury polskiego festiwalu Nauki Przyrodnicze na Scenie, organizowanego przez Uniwersytet Adama Mickiewicza, a później również członkiem Europejskiego Komitetu Organizacyjnego Science on Stage Europe, byłem już bardziej organizatorem niż uczestnikiem kolejnych edycji festiwali. Związek z CERN-em pozostał jednak na stałe.
W.C.: Festiwale naukowe to jedna z wielu form popularyzowania nauki i przybliżania jej szerszej publiczności. Wiadomo jednak, że współpraca Polaków z CERN-em przejawiała się również w innych działaniach. W jakie jeszcze aktywności tego typu Pan Profesor się angażował?
J.J.: Kilka lat później został zapoczątkowany europejski program szkoleń nauczycieli fizyki w CERN, Instytut Fizyki skupiał już wtedy dużą grupę bardzo aktywnie działających nauczycieli – równanie samo się ułożyło…
Działając z ramienia CERN-u i Instytutu Fizyki UŚ, przy wsparciu Śląskiego Kuratorium Oświaty zorganizowaliśmy pierwszą grupę 44 polskich nauczycieli fizyki, która wyjechała na szkolenie do CERN-u w kwietniu 2007 roku. Od tej pory grupy wyjeżdżały regularnie pod opieką pracowników Pracowni Dydaktyki Fizyki. Wykłady w CERN-ie prowadzone były w języku macierzystym szkolonej grupy. Prowadzili je naukowcy pracujący w CERN i zapraszani specjalnie w tym celu naukowcy z Polski. Za program szkolenia i organizację wykładów odpowiadali zawsze dr Mick Storr i dr Andrzej Siemko, którzy prowadzili również wieczorne dyskusje, wprowadzali tematykę zajęć przewidzianych w następnym dniu i odpowiadali na niezliczoną liczbę pytań.
LHC był już wtedy w końcowym etapie budowy i miał rozpocząć pracę w 2008 roku. Wciąż można było jeszcze zjechać do tunelu i zobaczyć instalacje zderzacza, a także komory eksperymentów ATLAS, CMS i ich ogromne detektory.
Wykorzystaliśmy ten moment bardzo dobrze – w tym czasie prowadziliśmy we współpracy z TVP3 program popularnonaukowy COGITO, realizowany w zaimprowizowanym studio w Pracowni Dydaktyki Fizyki. Kolejne dwa odcinki programu powstały więc w CERN-ie. W kooperacji z TVP3 wyprodukowaliśmy też film Wielki Wybuch, poświęcony prowadzonym tam badaniom, który odniósł znaczący sukces na festiwalu filmów popularnonaukowych w Sopocie, zdobywając III nagrodę. W kolejnych wyjazdach do ośrodka towarzyszyła nam reporterka Radia Katowice, które na bieżąco nadawało relacje i reportaże z codziennych zajęć nauczycieli i zwiedzanych obiektów.
W.C.: Wszystko to były działania oswajające przeciętnego Kowalskiego z badaniami prowadzonymi w CERN-ie. A czy można wskazać inicjatywy skierowane bezpośrednio do młodzieży, zachęcające do zainteresowania się akurat tą dziedziną nauki?
J.J.: Działania propagujące badania prowadzone w CERN nastawione były głównie na nauczycieli, którzy z kolei przenosili je do klas i szkół, w których uczyli. Zawsze możliwe były jednak jednodniowe wizyty grup szkolnych w CERN, które mogły zwiedzać interaktywną wystawę Microcosm, a później również wystawę Universe of Particles zorganizowaną w unikatowej hali wystawienniczej Globe of Science and Innovation.
Program szkoleń i wykładów skierowany bezpośrednio do młodzieży pojawił się dopiero w 2017 roku. CERN rozpoczął wówczas pilotażowe edycje kolejnego programu europejskiego, tym razem dla najzdolniejszych uczniów szkół średnich – High School Students Internship Programme (HSSIP). W 2018 roku w dwutygodniowych zajęciach polskiej edycji programu wzięło udział 23 uczniów wybranych z nieomal 2500 uczestników olimpiad fizycznych i konkursów naukowych. Koordynowałem ten program w Polsce razem z przedstawicielką Rady Nauczycieli w CERN-ie, ale nasza rola sprowadzała się w zasadzie tylko do wyłonienia kandydatów, co zresztą wcale nie było takie proste, i zorganizowania opieki nad wyjeżdżającą grupą.
Warto podkreślić, że w programie wzięła udział dwójka laureatów konkursów organizowanych przez Instytut Fizyki i Instytut Chemii UŚ – Ogólnopolskiego Konkursu Wzrostu Kryształów oraz Ogólnopolskiego Konkursu Chemicznego.
Należy też pamiętać o udziale Instytutu Fizyki we wcześniejszym programie dydaktycznym skierowanym do uczniów szkół średnich – International Masterclasses, w którym realizowane były w naszym Instytucie wykłady z fizyki cząstek elementarnych, a później udostępniane uczniom do samodzielnej analizy prawdziwe dane pomiarowe z CERN-u. Dzień zajęć w Instytucie kończył się wideokonferencją na żywo z naukowcami w CERN-ie, w czasie której dyskutowano i omawiano osiągnięte wyniki.
W.C.: Obcowanie z żywą nauką musiało być z pewnością bardzo inspirujące dla młodych umysłów, a skoro pojawiła się oferta dla uczniów, to chyba nie zaniedbano również nauczycieli?
J.J.: W ramach programu szkoleń polskich nauczycieli fizyki CERN współpracował niezależnie z dwoma partnerami w Polsce – z Instytutem Fizyki UŚ, który reprezentowany był przez Pracownię Dydaktyki Fizyki, oraz z Centralnym Ośrodkiem Doskonalenia Nauczycieli (CODN) w Warszawie.
Pierwszą grupę nauczycieli, która wyjechała do CERN-u, zorganizowała Pracownia Dydaktyki. W jej skład wchodzili nauczyciele ze Śląska, Warszawy, Wielkopolski i Szczecina. W tym samym roku CERN odwiedziła również grupa zorganizowana przez CODN. Wyjazdy odbywały się co roku, poczynając od 2007. Niestety mimo zabiegów ze strony CERN-u, nie osiągnięto porozumienia i nie zostały wypracowane żadne rozwiązania systemowe na poziomie ministerstwa. W rezultacie CODN wycofał się z organizowania szkoleń w 2010 roku.
W.C.: Co ostatecznie stanęło na przeszkodzie finalizacji tak ciekawego i świetnie zapowiadającego się przedsięwzięcia?
J.J.: Przyczyna była bardzo prozaiczna. Po stronie CERN-u leżało finansowanie kosztów pobytu zapraszanych wykładowców i organizacja programu szkolenia. Grupy przyjeżdżające na kurs musiały sfinansować koszty podróży, pobytu w hotelach CERN-u i pełnego wyżywienia (w słynnej CERN-owskiej stołówce). CODN finansował wyjazdy z centralnych środków przeznaczonych na szkolenia nauczycieli w ramach doskonalenia zawodowego, Uniwersytet Śląski niestety nie dysponował takimi środkami. Funduszy trzeba było więc szukać gdzie indziej. Nauczyciele mogli uzyskać wsparcie z funduszy szkoły, mogli starać się o dofinansowanie z urzędu miasta, gminy lub kuratorium oświaty, a w ostateczności zaangażować również własne środki. Często też tak się działo. Te dodatkowe trudności powodowały, że wyjeżdżali wyłącznie nauczyciele, którzy byli najbardziej zmotywowani. Skutkowało to później znakomitą pracą grup i zawsze doskonałym klimatem zajęć.
Instytut Fizyki organizował i wysyłał do CERN-u grupy aż do 2014 roku. Nauczycieli, którzy chcieli wziąć udział w kolejnych szkoleniach, nie brakowało, ale gwałtowny skok kursu franka szwajcarskiego w styczniu 2015 roku uniemożliwił dalsze wyjazdy i praktycznie zakończył udział polskich nauczycieli w tym programie.
Łącznie z całego programu skorzystało w Polsce ponad 600 nauczycieli fizyki.
W.C.: W jaki sposób to doświadczenie z CERN-em wpłynęło na kompetencje nauczycieli i czy rzeczywiście w praktyce wzbogaciło treści przekazywane przez nich uczniom?
J.J.: Korzyści nauczycieli wynikające z udziału w takich szkoleniach wydają się na pierwszy rzut oka nieoczywiste. Przecież tematyka cząstek elementarnych nie stanowi istotnej części podstawy programowej, którą trzeba w szkole zrealizować. Nie wymaga też tak szerokiej i uporządkowanej wiedzy, jaką można uzyskać w czasie szkolenia, ani tym bardziej dokładnej znajomości aparatury stosowanej w tego typu badaniach. Nie otwiera też drogi do dalszej kariery naukowej, która dla większości nauczycieli jest praktycznie zamknięta.
Jest jednak wiele innych profitów. W czasie szkolenia pozyskuje się wiedzę, która doskonale porządkuje i uzupełnia tę wyniesioną ze studiów, najczęściej fragmentaryczną i pozyskaną z różnych źródeł. To zdecydowanie zmienia jasność obrazu i porządkuje strukturę posiadanych informacji. Mówiąc wprost, zmienia naszą perspektywę poznawania i rozumienia zagadnień fizyki cząstek elementarnych i całości nauki, a zwłaszcza podstaw budowy i rozwoju Wszechświata. Wspomniany już wcześniej dr Storr używał dobrego porównania obrazującego tę różnicę: możemy stać bezradnie pod pionową skalną ścianą Matterhornu, przytłoczeni jej niebezpiecznym ogromem, w poczuciu absolutnej niemożności wspięcia się na szczyt (musielibyśmy mieć przecież odpowiednie wyposażenie, być uzbrojeni w formalizmy i głęboką, szczegółową znajomość wielu teorii, czego oczywiście nie mamy…), albo też ktoś może nas zaprosić do helikoptera i pokazać z góry piękno całej panoramy Alp, bez mozolnej konieczności wspinania się i analizy wszystkich trudów i niebezpieczeństw wspinaczki. To oczywiście nie uczyni z nas naukowców czynnie i sprawnie wspinających się coraz wyżej, ale na pewno pozwoli zrozumieć widziany obraz całościowo i zafascynuje pięknem pejzażu. Szkolenia w CERN-ie były właśnie takim helikopterem.
Chętnie z niego korzystali nie tylko nauczyciele fizyki, ale również nauczyciele akademiccy, naukowcy i fizycy niezajmujący się na co dzień cząstkami elementarnymi ani Modelem Standardowym. To, w pewnym sensie, było naszym odkryciem i modyfikacją programu CERN-u. Do udziału w kolejnych szkoleniach i wizytach w ośrodku zapraszaliśmy oprócz nauczycieli szkolnych również naukowców – fizyków, filozofów i przyrodników pracujących w uniwersytetach i instytutach PAN.
W.C.: Jak sprawdzały się takie interdyscyplinarne spotkania?
J.J.: Takie mieszane grupy funkcjonowały wręcz doskonale. Wieczorne dyskusje po wykładach nigdy nie mogły się zakończyć, a wizyty w kolejnych miejscach i kolejne wykłady były wyczekiwane i natychmiast wspólnie omawiane i komentowane. W rezultacie nasze grupy były stawiane za wzór i bardzo chwalone przez organizatorów szkoleń ze strony CERN-u.
Entuzjazm i fascynacja nauką, którymi wszyscy przesiąkali w czasie wspólnego pobytu w CERN, utrwalały się na znacznie dłużej i były dzielone z uczniami oraz studentami po powrocie do codziennych zajęć.
K.B.: Znaczna część społeczeństwa jest bardzo zainteresowana rozwojem nauki i wynikami badań, które stanowią podstawę naszego obecnego i przyszłego dobrobytu. To oczywiste, że sukces naukowca zależy w dużej mierze od tego, jak skutecznie przedstawia on swoją pracę społeczności naukowej, ale prezentowanie swoich badań osobom spoza tej wspólnoty jest nie mniej ważne. Czy dostrzega Pan Profesor rozbieżności między praktyką naukową a tym, jak społeczeństwo postrzega naukę? Czy uważa Pan, że to sami badacze powinni przekazywać swoje odkrycia szerszej publiczności? Popularyzacja nauki wydaje się niezbędnym dopełnieniem edukacji.
J.J.: To prawda, że właściwe informowanie opinii publicznej o prowadzonych badaniach i uświadamianie ich wagi w kontekście wspólnego dobra społecznego jest niezwykle istotne. Mówiąc „właściwe” nie mam oczywiście na myśli manipulowania informacją, ani też przedstawiania jej znaczenia w określonych, niepełnych kontekstach, zapewniających społeczną przychylność i dalsze finansowanie prowadzonych przez nas badań. Przekazywana informacja powinna być właściwa w sensie obiektywności i pełni ukazywanego obrazu, ale także w sensie przyjaznej ogólności, wystarczającej na jej zrozumienie bez konieczności posiadania głębokiej wiedzy w tej konkretnej dziedzinie. Bez wątpienia nawet najbardziej znaczące, najnowsze osiągnięcia nauki nie zainteresują nikogo oprócz wąskiej grupy specjalistów, o ile nie odnoszą się do jakiegoś bardziej ogólnego kontekstu społecznego.
Naukowcy na ogół nie są najlepszymi specjalistami w przetwarzaniu informacji naukowej na informację społeczną o osiągnięciach nauki, choć zdarzają się znakomite wyjątki od tej reguły. Kochając swoją dziedzinę, badacze często też nie są bezstronni i niekoniecznie właściwie oceniają znaczenie własnych prac dla społecznego ogółu.
Dzisiaj w zasadzie wszelkie dziedziny aktywności naukowej są mocno rozwinięte i wymagają co najmniej przygotowania, a często nawet specjalizacji pozwalającej na skuteczne osiąganie celów i efektywne informowanie o nich opinii publicznej. Informowaniem o znaczeniu i osiągnięciach nauki powinni zajmować się specjaliści. W tym kontekście myślimy natychmiast o mediach i dziennikarzach, ale obecnie to również okazuje się niezbyt dobrą opcją. Problemem jest nadmiar łatwo dostępnej, nieweryfikowalnej informacji oraz coraz powszechniejszy stan społecznej świadomości, w której fakty i obiektywna informacja podlegają zaprzeczeniu, choć nie da się podważyć ich prawdziwości. To bardzo złożony problem.
K.B.: Jak zatem najskuteczniej można by dotrzeć do publiczności z jasnym, prostym, ale merytorycznym przekazem?
J.J.: Pewnym, instytucjonalnym rozwiązaniem jest zatrudnianie do tych celów własnych specjalistów i rzeczników. Jako przykład takiego działania można tu przytoczyć politykę informacyjną i promocyjną CERN-u. Zajmują się nią osoby zatrudnione właśnie w tym celu. Są to osoby doskonale znające tematykę prowadzonych badań naukowych i niuanse kontekstów społecznych, ale same niebędące czynnymi naukowcami ani niezwiązane zawodowo z mass mediami.
W rezultacie umiejętnej polityki informacyjnej media i publikatory na świecie wciąż informują o ważnych wydarzeniach i utrzymują społeczne zainteresowanie CERN-em i prowadzonymi tam badaniami. Znaczenie tych badań i ich wyników, jak na przykład odkrycie bozonu Higgsa niewiele waży dla osób niezainteresowanym nauką, ale wykorzystywane do badań technologie i ich „efekty uboczne”, takie jak choćby zastosowanie akceleratorów do kontroli przewożonych towarów i prześwietlania ciężarówek, zwalczania terroryzmu, utrwalania żywności czy też wynalezienie w CERN-ie Internetu, są już informacją wystarczająco uzasadniającą w opinii społecznej wydatki ponoszone na rozwój ośrodka i prowadzenie dalszych badań.
K.B.: Jaka w opinii Pana Profesora jest przyszłość komunikacji naukowej? Sytuacja pandemiczna zmieniła dość mocno sposób nauczania czy popularyzacji nauki. Jak Pan sądzi, jaką rolę będą odgrywać alternatywne, czyli zdalne, sposoby komunikowania o nauce?
J.J.: Pandemia i konieczność izolacji rzeczywiście zmieniła bardzo dużo w sposobach komunikowania. Na ogół narzekamy na konieczność prowadzenia zajęć online ze studentami i doktorantami, jesteśmy zmęczeni konferencjami odbywającymi się zdalnie i koniecznością ciągłego siedzenia przed monitorami. Sądzę jednak, że pandemia nie tyle wprowadziła tę opcję, ile tylko jej wprowadzenie radykalnie przyspieszyła.
To prawda, że zamknęły się pewne kanały komunikacji niewerbalnej, powodując, że komunikacja nie jest już tak dobrze pogłębiona przez bogactwo komunikatów zwrotnych, które nie są w stanie przebić się przez kafelki (często czarne) na naszych monitorach. Platformy komunikacyjne wciąż się jednak doskonalą, a ich słabość (nie umożliwiają spotkania we wspólnym punkcie czasoprzestrzeni) jest też paradoksalnie ich siłą – spotykanie się jedynie we współrzędnych czasowych eliminuje odwieczną konieczność fizycznego przemieszczania się, kosztującą ogromne ilości energii i czasu. Co najważniejsze, w zasadzie możemy się komunikować w dowolnym momencie z dowolnym gremium na kuli ziemskiej, a nawet poza nią. Kształtują się też powoli nowe zwyczaje, budując nową kulturę komunikowania się wpisaną szerzej w ewolucję kulturową i stając się szybko zwykłym elementem codziennego życia.
Zmiany zawsze są potrzebne i nieuniknione. Nawet jeśli nie wydają się prowadzić w dobrym kierunku, naruszają wygodne status quo i trudno je zaakceptować. Na pocieszenie można tylko powiedzieć, że nie jesteśmy jeszcze gotowi do przeniesienia się całkowicie do świata wirtualnego. Pewne aktywności, takie jak eksperymenty fizyczne, muszą się na szczęście wciąż jeszcze odbywać w przestrzeni rzeczywistej.
K.B., W.C.: Dziękujemy za rozmowę.
Dr Jerzy Jarosz, prof. UŚ z uczestnikami warsztatów w CERN-ie | fot. archiwum J. Jarosza