14 lutego
Dzień Zakochanych
Dnia 14 lutego obchodzone są Walentynki.
Nie będzie o czerwonych serduszkach ani słodkich misiach śpiewających „I LOVE YOU”, jak znany wiele lat temu wirus komputerowy. Tu będzie twarda nauka i twarde fakty. Trzymajcie się ciepło!
„Kartka z kalendarza” to cykl artykułów, które powstawały z okazji różnych nietypowych świąt. Autorami prezentowanych materiałów są studenci, doktoranci i pracownicy Wydziału Nauk Ścisłych i Technicznych UŚ.
Fot. archiwum prywatne
prof. dr hab. Robert Musioł
Instytut Chemii
Wyświetl publikacje
Ambasador kierunku chemia
Nauka | Moja Pasja
Kartka z kalendarza – Dzień chemika
Kartka z kalendarza – Dzień piwa i piwowara
Kartka z kalendarza – Walentynki
Kartka z kalendarza – Dzień Miłośników Książek
Kartka z kalendarza – Movember – miesiąc świadomości męskich nowotworów
Nie będzie o czerwonych serduszkach ani słodkich misiach śpiewających „I LOVE YOU” jak znany wiele lat temu wirus komputerowy. Tu będzie twarda nauka, w którą wprowadzi nas prof. dr hab. Robert Musioł z Instytutu Chemii UŚ. Trzymajcie się ciepło:
14 lutego to kiepski dzień na święto zakochanych w Polsce. Wszyscy jesteśmy zmęczeni zimą, mamy obniżoną odporność, wyjście na randkę kończy się zatkanym nosem, a całowanie na zimnie nie jest ani zdrowe ani przyjemne. Jednakże miłość, podobnie jak koronawirus nie wybiera i może przytrafić się każdemu, o dowolnej porze. W przeciwieństwie jednak do koronawirusa, na miłość nie ma szczepionki.
Skąd te medyczne porównania? Z naukowego punktu widzenia, mają sporo sensu, gdyż fizjologicznie – zakochanie można porównać z chorobą, której źródeł, wbrew obiegowej opinii, należy doszukiwać się w mózgu, nie w sercu. To właśnie mózg zakochanej osoby zalewany jest neuroprzekaźnikami i hormonami, prowadząc do rozregulowania całego organizmu, co odczuwamy szczególnie łatwo w pracy serca. Nie bez powodu mówi się o chemii między ludźmi, bo zakochanie to chemiczna powódź neuronów, która zalewa wszystko włącznie ze zdrowym rozsądkiem.
Wśród neuroprzekaźników musimy wymienić przede wszystkim dopaminę, serotoninę, adrenalinę oraz tajemniczo brzmiącą fenyloetyloaminę. Ta ostatnia właśnie jest odpowiedzialna za pierwsze porywy serca (przez specjalistów określane jako tachykardia), działając na nasz mózg jak narkotyk amfetamina, do którego jest zresztą uderzająco podobna.
Fenyloetyloamina na co dzień wydzielana jest w naszym mózgu w niewielkich ilościach i pozwala, wraz z adrenaliną, znaleźć siły do zmagań z rzeczywistością. To ona też daje nam poczucie euforii w chwilach, gdy udaje się nam coś osiągnąć. Zakochanym, pokazuje jednak swoje mniej pozytywne oblicze, wywołując stany rozkojarzenia, podniecenia i tej charakterystycznej mieszaniny nieuzasadnionej radości przeplatanej ze smutkiem i melancholią. W dużych dawkach, skutkuje bezsennością, apatią, brakiem apetytu, wręcz trudnościami z oddychaniem, czyli wypisz, wymaluj, miłością prosto ze stron Mickiewiczowskiej poezji.
Kolejny neuroprzekaźnik: dopamina, zwany czasem hormonem szczęścia, wydzielany jest w chwilach przyjemności; jedzenia czekolady, gry w nową, stabilną wersję cyberpunka czy rozpakowywania prezentów. U zakochanych jej poziom wzrasta na skutek działania adrenaliny i fenyloetyloaminy i powoduje, że możemy kochać na zawsze i wbrew całemu światu. A przynajmniej tak nam się, przez pewien czas, wydaje. Niestety wzrastający poziom dopaminy ma też swoje mniej przyjemne skutki – przede wszystkim zmniejsza udział innego neuroprzekaźnika; serotoniny.
Tymczasem serotonina jest nam niezbędna dla zachowania równowagi snu i czuwania, apetytu, zdolności koncentracji i zapamiętywania (przydaje się w szkole). Zgodnie z obowiązującą wiedzą medyczną jej niski poziom jest typowy dla depresji, a wzmocnienie jej działania należy do podstawowych metod leczenia depresji. U zakochanych to właśnie niski poziom serotoniny odpowiedzialny jest za melancholię, gdy pozostają z dala od swego obiektu westchnień (oczywiście westchnień – pamiętajmy o wpływie fenyloetyloaminy na oddech).
Zmiana mózgu w chemiczną kolbę reakcyjną na dłuższą metę nikomu nie służy. Nasz organizm też, na szczęście, z czasem powróci do równowagi. A miłość? Przychodzi i odchodzi… albo się zmienia, dojrzewa, ewoluuje. Głównie za sprawą wspomnianych już hormonów: oksytocyny, wazopresyny oraz testosteronu i estrogenu. Pierwsze dwa to tak zwane hormony przywiązania wydzielane podczas bliskich (również intymnych) kontaktów z ukochana osobą. Na ich poziom ma wpływ burza neuroprzekaźników panująca w początkowym etapie zauroczenia. Stabilizacja poziomu tych hormonów pozwala opanować pierwsze gwałtowne porywy uczuć i przerodzić je w dojrzałą miłość. Szczególnie interesująca jest tu oksytocyna, której działanie ma związek z łagodzeniem stresu, obniżeniem ciśnienia krwi, a nawet efektem przeciwbólowym i, jak wskazują badania, kobiety reagują na nią silniej. To właśnie oksytocyna jest odpowiedzialna za szczególnie silną miłość matczyną. Regularne wydzielanie tego hormonu tworzy przywiązanie i ułatwia budowanie więzi.
Zatem, jeśli chcesz zatrzymać sympatię na dłużej, lepiej ją przytul zamiast kupować nowy gadżet. Wprawdzie krótkotrwały wyrzut dopaminy może ją ucieszyć, ale może też spowodować równie szybki spadek nastroju, gdy prezent przestaje być nowy.
U mężczyzn wprawdzie większe znaczenie ma wazopresyna, a choć działa podobnie do oksytocyny, to uruchamia dodatkowo potrzebę opieki i dbania o bezpieczeństwo bliskich. Co ciekawe, w miarę upływu czasu, mózg pod wpływem kolejnych dawek wazopresyny może między innymi obniżyć poziom testosteronu, co również sprzyja budowaniu związku na gruncie porozumienia i bezpieczeństwa. Widocznym objawem wahań testosteronu może być tzw. „tatusiowy brzuszek”, kojarzony potocznie z dobrym gotowaniem i trafianiem do męskiego serca przez żołądek. Tymczasem panowie: jest to sprytnie zaplanowany przez naturę sposób, aby opanować naszą młodzieńczą, pobudzaną męskim hormonem niefrasobliwość i skłonność do ryzyka czy agresji. Jeśli jednak mężczyźni chcą pozostać atrakcyjni, powinni dbać o ten najważniejszy dla nich hormon, podtrzymując jego wytwarzanie: choćby przez zdrowy, aktywny tryb życia. I tak mają łatwiej niż kobiety, bo muszą opanować tylko tę jedną cząsteczkę. Trzeba bowiem pamiętać, że to hormony płciowe mają najważniejszy wpływ na postrzeganie naszej atrakcyjności, modyfikując nie tylko wygląd, ale również zachowanie czy nawet… zapach. Jednak płeć to już jest temat na zupełnie inną opowieść, tym bardziej, że przecież tak jak sama miłość, tak i święto zakochanych nie powinno dyskryminować żadnej opcji.
Jak się nie zagubić w tym gęstym roztworze chemicznych substancji odpowiedzialnych za nasze uczucia? Niestety, zalecanie rozwagi i spokoju jest warte tyle samo, co teleporady w nagłych przypadkach. Pozwólmy się porwać chemicznej powodzi i płyńmy z prądem, starając się ominąć niebezpieczeństwa.
Czym więcej odkrywamy o chemii miłości, tym mniej się dziwię, że równo dwa tygodnie po święcie zakochanych obchodzimy dzień chorób rzadkich.