|dr Teresa Sikora|
Trend aktywności fizycznej jest zauważalny w społeczeństwie. Wzajemnie zachęcamy się do wykonywania ćwiczeń, dyscyplinowania układów kostnych, mięśniowych, sercowo-naczyniowych. Praca nad ciałem odgrywa w naszym życiu znaczną rolę. Często zapominamy jednak o sprawności umysłowej. Czy czas ograniczeń z powodu pandemii zagraża naszej umysłowości? Czy umysł trzeba trenować? Jeśli tak, to w jaki sposób?
Odnieśmy zatem kryteria treningu fizycznego do umysłowego i ustalmy:
Czy istnieje pojęcie kondycji umysłowej?
Zwykle kondycja określana jest jako zdolność do wysiłku o określonej intensywności mimo występującego zmęczenia. W psychologii odpowiednikiem byłoby zjawisko „rozgrzania poznawczego” – umysł nam paruje, wydaje się, że już nie damy rady, tymczasem kolejne zadania wykonujemy równie szybko i – co ciekawe – poprawnie. Sami jesteśmy zdziwieni, bo z powodu zmęczenia chcieliśmy odłożyć coś na później, jednak okazało się, że nie tylko mózg się „nie przegrzał”, ale zachęceni powodzeniem mamy ochotę przekroczyć kolejną granicę i sprawdzić, czy jeszcze dalibyśmy radę sprostać zadaniu. Parafrazując słowa pisarza Wiesława Myśliwskiego – nie lubimy książek, które od razu rozumiemy.
Czy sprawność umysłową można poprawić?
W celu polepszenia kondycji umysłowej należy zadbać o różnorodność, intensywność oraz zakres dostarczanych danych. W tym przypadku dużą rolę odgrywają zmysły. Czy jesteśmy w stanie poziomy aktywności umysłowej, jak np. zdolność tworzenia pojęć, myślenie abstrakcyjne, autystyczne, odnieść do wspomnianych wyżej układów naszego ciała? Czy można powiedzieć, że ich współdziałanie skutkuje podniesieniem umysłowej sprawności? Wiele czynników wskazuje, że tak właśnie się dzieje – korzystamy przecież z kursów szybkiego czytania, krytycznego myślenia, poprawnego wysławiania się. Sprawdzamy doniesienia o zmianach w strukturze mózgu osób, które uczą się określonych umiejętności (np. żonglowania czy mapy miasta). Studenci psychologii zapoznają się z krzywą uczenia obrazującą zależność pomiędzy wzrostem liczby prób a skracaniem czasu potrzebnego na ponowne wyuczenie się materiału. Zapisujemy dzieci i wnuki na „warsztaty kreatywności”, na których rysują w maku, grają na pokrywkach i liżą kredowe ściany. Spieramy się o zasadność sposobu definiowania określonych zjawisk (zamach vs katastrofa). Opowiadamy sobie o marzeniach, także sennych, nawet ze świadomością ich nierealności. Wreszcie, przeplatamy horoskopy z wykresami biorytmów i dietą pudełkową. Czyż nie robimy tego wszystkiego po to, by myśleć i działać sprawnie – próbować, sprawdzać, weryfikować i poprawiać? Do tego wszystkiego trzeba mieć odpowiedni materiał (wrażenia, słowa, obrazy, sądy), który łączymy (asocjacja), grupujemy (kategoryzacja), uśredniamy (tworzenie schematów), weryfikujemy (złudzenia, błędy –poznawcze), tworzymy nowe rodzaje relacji (kreatywność). Jak sami argumentujemy – organ nieużywany zanika. Tak, czasem dosłownie – jak obszar korowy w mózgu, który nie jest pobudzany.
Ile trzeba trenować, by osiągnąć cel?
Istotne jest określenie, co jest naszym celem? Po czym poznamy, że go osiągnęliśmy? W przypadku aktywności fizycznej wystarczy na przykład zmierzenie liczby wykonanych pompek w jednostce czasu. Odnosząc się do aktywności umysłowej, można byłoby zmierzyć, ile błędów popełniamy, ile czasu nam zajmuje określone działanie, jaki jest bilans pomiędzy szybkością a poprawnością, ile osób nas rozumie lub jaki mamy wskaźnik impact factor. Wskazówką przy tak ustawionych kryteriach pomiaru są wykresy obrazujące przyrosty kompetencyjne w obrębie różnych aktywności, próby określenia czasu koniecznego do uformowania działania nawykowego czy porównania ilości czasu przeznaczonego na ćwiczenie umiejętności wśród osób o różnym poziomie jej wykonywania. Tym, do czego możemy się odnieść, jest ustalona dla różnych aktywności (od ręcznego zwijania cygar po mistrzostwo w grze na skrzypcach) liczba godzin pozwalająca na osiągnięcie profesjonalizmu – wynosi ona 10 000. Profesor Aleksander Krawczuk napisał, że wymóg daleko posuniętej specjalizacji w dziedzinie historii jest dla niego trudny do zaakceptowania, bo naukowiec po 10 latach pracy powinien ze swadą operować w materiale historycznym. Tylko, że teraz bardzo często mamy umowy na czas określony.
Czy młody umysł jest sprawniejszy niż stary?
To zależy, w jaki sposób będzie zdefiniowane zadanie dla mózgu. Przyjęło się uznawać, że skoro materialne podłoże umysłowości – mózg – ulega z wiekiem degeneracji, to samo dzieje się z umysłem. Zasada nie jest w istocie tak powierzchowna i oczywista. Pojawiające się w ostatnich latach doniesienia o znaczeniu lewej półkuli dla przechowywania wzorców i interpretacji napływających danych (lewopółkulowy interpretator), w powiązaniu z wiedzą dotyczącą kolejności degeneracji struktur starzejącego się mózgu (najpierw płaty czołowe i prawa półkula), pomagają wnioskować o rodzaju zmian umysłowych związanych z wiekiem. To, co wymaga szybkości, wychwytywania najistotniejszej w danym momencie informacji, koncentracji, uczenia się nowych faktów i pojęć, elastyczności w odpowiedzi na sytuacyjne zapotrzebowania – dla młodego umysłu nie stanowi trudności. Z kolei to, co wymaga całościowego oglądu, ekspertyzy, porady i nie podlega presji czasu – jest domeną „starszych umysłów. Upraszczając: młode umysły generują, starsze – dopasowują. Jak to się ma do faktu zaprojektowania kopuły Bazyliki św. Piotra w Rzymie przez ponad siedemdziesięcioletniego Michała Anioła? Najwidoczniej posiadał w umyśle „puzzle” dla dopasowywania oraz czas na ich układanie.
Czy nuda osłabia umysł?
Co się dzieje, kiedy nic się nie dzieje? Czym się zajmujemy, kiedy nie mamy czym się zająć? Eksperymenty dostarczające danych na temat umysłowych skutków tzw. deprywacji sensorycznej (pozbawienia możliwości odbioru bodźców zewnętrznych) są spektakularne – od trudności z szacowaniem czasu, przez spowolnienie operacji mentalnych, aż po halucynacje. W codziennych warunkach (nawet pandemicznych) do większości z nas bodźce docierają, choć zapewne ich różnorodność, siła oraz częstotliwość są wypadkową środowiska i ukształtowanych w nim przyzwyczajeń. Właśnie owe przyzwyczajenia mogą stać się mediatorem nudy, czyli niezróżnicowanego znaczenia osłabiającego naszą reaktywność. I co wtedy z umysłem? Otóż, wtedy umysł przechodzi w „tryb domyślny” (tzw. błądzenie myślami), oznaczający tu aktywność sterowaną nagromadzonymi uprzednio treściami. To wtedy umysł (czyli my) nie jest niepokojony koniecznością mierzenia się z nowością i może w pełni „zajmować się sobą”; analizuje priorytety: myśli o przyszłości i przeszłości, o sobie, relacjach z innymi i poczynionych planach. To wtedy, nudząc się, mamy największe szanse konfrontacji z dylematami natury egzystencjalnej i podejmujemy życiowe decyzje. Dopóty, dopóki spersonalizowane aplikacje nie przywrócą nas ramionom zewnętrznie sterowanej aktywności. Bo nuda jest jakością „na wymarciu”; wszechobecna natychmiastowość, personalizacja, cookies i big data unicestwiają, jak napisał Jacek Dukaj, możliwość doświadczania nudy. Tym samym podkopują jeden z filarów kreatywności – wskaźnik umysłowej siły.
Co i jak gimnastykować?
Najlepszym czynnikiem pobudzającym umysł jest życie, ponieważ myślenie jest dla działania, a działanie dla życia. Każda z wykonywanych czynności (czy to umysłowych czy fizycznych) – włącznie z nicnierobieniem – formatuje kształt umysłowości, buduje „profil umysłowy”. Psycholog Daniel Kahneman sądzi, że najlepszym sposobem prognozowania osiągnięć zatrudnianego jest poznanie osiągnięć dotychczasowych. W epoce sprzed Buzzfeed’a panowała epoka doznaniowego uczenia się na błędach – skutecznego mechanizmu wykorzystywanego także współcześnie w projektach modeli umysłu opartych na sztucznych sieciach neuronowych. Informacja zwrotna – „to nie jest dobre rozwiązanie” – pomaga w identyfikowaniu właściwych sposobów działania. Dbałość o absolutny komfort („nie biegaj, bo upadniesz”, „jakie będą pytania na egzaminie?”) to wydłużanie drogi doskonalenia. Proszę spojrzeć na uczące się chodzić dzieci: „jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz”.
Warto więc z jednej strony doskonalić umysł, trenując wybrane umiejętności, umacniając wzorce oraz z drugiej – „wywracać go na nice” (przewrócić coś do góry nogami, przeobrazić). Jak? Najzwyczajniej. Na przykład zjeść coś innego niż zwykle, posłuchać, jak skrzypią różne rodzaje mąki, poczuć, jak drapie jutowy worek. Rozważyć, co wynikałoby z przyjęcia innych niż nasze przekonań. I nie po to, by zaraz wracać do uprzednich przyzwyczajeń, lecz po to, żeby te inne, trudniejsze do opracowania doświadczenia stworzyły szansę na elastyczność i wydłużyły czas trwania aktywności. To, co bardziej skomplikowane, czego nie sposób przetworzyć automatycznie, odczuwamy jako dłużej trwające (dlatego godzina w escape room’ie i godzina oglądania ulubionego serialu, to – we wspomnieniu – inna ilość czasu).
Umysł warto „przepakowywać” i „rekonfigurować”. Domyślnie zakładamy, że inni widzą, czują, myślą, sądzą według takich samych jak nasze kryteriów. Nieprawda. Dlatego, zamiast monologu i dystansu („mam dosyć swoich problemów”), rozmawiajmy, wymieniając się punktami widzenia i sposobami rozumienia – jeśli nie chcemy mieć wrogów („wróg to ktoś, kto nie opowiedział ci swojej historii”).
Zastanówmy się również, co ze zmorą słabej pamięci? Zwykle nieźle nam służy (zmora), pozwalając zapominać. Nieograniczona, niezdolna do zapominania umysłowość Salomona Szereszewskiego była dla niego przekleństwem w pozascenicznym funkcjonowaniu. Czasem dobrze nie pamiętać. A jeśli trzeba? Wtedy, przede wszystkim, zwróćmy uwagę – gdyż jest to pierwszy krok do przemian białkowych będących gwarantem zapisu pamięciowego – a dalej twórzmy różne „kody dostępu” już na etapie zapamiętywania. Im więcej dróg prowadzących do…, tym więcej szans na dotarcie: mówmy do siebie na głos (kod akustyczny), tańczmy (ucieleśnienie), rysujmy (kod wizualno-motoryczny); zwracajmy uwagę na atrybuty nieoczywiste (MAK=10, NIE=8, KANIA=?), a także „ukorzeniajmy” (kod semantyczny) to, co trzeba zapamiętać w posiadanych już strukturach wiedzy („O! To mi się kojarzy z…”).
Dr Teresa Sikora z Wydziału Nauk Społecznych UŚ
fot. archiwum prywatne dr Teresy Sikory
Zastanówmy się, jak działa umysł, kiedy myślimy o Wielkanocy? Po tegorocznych świętach gimnastyka umysłowa będzie konieczna – dotychczasowy wzorzec wymaga rekonfiguracji.
Niezmiennie jednak – wszystkiego dobrego!
Ciało ćwiczy się także niezamierzenie: mycie okien, podrzucanie dzieci do góry, wspieranie ramieniem mamy, pchanie wózka, noszenie zakupów itp. Rola gimnastyki umysłowej wykonywanej nieświadomie jest równie ciekawa i warta uwagi, ale o tym chyba innym razem.