Prof. dr hab. Jerzy Sperka | fot. Agnieszka Sikora
| Małgorzata Kłoskowicz |
W jaki sposób Mieszko Plątonogi powiększył rozmiar swojego księstwa, co Jan II Żelazny pożyczył Władysławowi Jagielle i czego dotyczył spór Mikołaja V Karniowskiego z biskupem krakowskim Zbigniewem Oleśnickim? O tym opowiada prof. dr hab. Jerzy Sperka, dyrektor Instytutu Historii na Wydziale Humanistycznym, autor książki Książęta i księżne raciborscy (1290/1291–1521). Interesująca publikacja przenosi czytelnika w czasie do średniowiecza i pokazuje, co działo się wówczas na terenie dzisiejszego Górnego Śląska.
Rozbicie dzielnicowe to nazwa okresu, który w państwie polskim rozpoczął się w 1138 roku, kiedy to weszła w życie ustawa sukcesyjna Bolesława Krzywoustego, i trwał aż do koronacji Władysława Łokietka w 1320 roku, które to wydarzenie umownie go kończy. Po śmierci Krzywoustego najstarszy z jego synów – Władysław – został księciem zwierzchnim i otrzymał też Śląsk. Niedługo później stracił jednak tron i udał się na wygnanie do Niemiec. Dopiero w 1163 roku wrócili na Śląsk dwaj jego synowie: Mieszko Plątonogi i Bolesław Wysoki, którym ówczesny książę zwierzchni Bolesław Kędzierzawy oddał przynależną im po ojcu prowincję.
– Opisywane tu zmiany nie były niczym szczególnym w ówczesnych państwach patrymonialnych w Europie. Takie podziały w rodzinach dynastycznych miały przeciwdziałać walkom o władzę, tymczasem doprowadzały do rozdrobnienia państwa i sprawiały, że poszczególne ziemie podlegały różnym władcom. Co więcej, między braćmi nierzadko także dochodziło do konfliktów. Tak było i w przypadku synów Władysława – mówi prof. Jerzy Sperka.
W średniowieczu terytorium księstwa można było powiększyć na trzy sposoby. Dokonywano tego albo w wyniku podboju, albo na skutek umowy kupna, bądź na drodze darowizny, na przykład w postaci posagu wniesionego przez małżonkę.
Mieszko Plątonogi nie był najwyraźniej zachwycony faktem, że musi współrządzić z bratem, przeciwko któremu zbuntował się w 1172 roku. Doszło do wojny i w wyniku zwycięstwa otrzymał kasztelanię raciborską i cieszyńską. Początkowo był to mały obszar, ale bardzo szybko zaczął się rozrastać.
Siedem lat później książę raciborski po raz drugi zbuntował się przeciwko bratu, historia się powtórzyła, znów młodszy brat zwyciężył. Tym razem Bolesław nie miał już co oddać, ponieważ przekazał księstwo opolskie synowi Jarosławowi. Po stronie Mieszka opowiedział się jednak władca Krakowa Kazimierz Sprawiedliwy, któremu zależało na dobrych stosunkach z sąsiadem. Oddał Mieszkowi, z okazji chrztu jego syna Kazimierza, dwie kasztelanie: bytomską i oświęcimską. Tym samym zachodnia część ziemi krakowskiej została przyłączona do rosnącego w siłę księstwa raciborskiego. Na początku XIII wieku Mieszko Plątonogi wywalczył dla siebie jeszcze Opolszczyznę, zabierając ją „ogniem i mieczem” z rąk swego bratanka Henryka Brodatego, syna Bolesława Wysokiego. Tym sposobem ukształtowało się księstwo raciborsko-opolskie, którego terytorium, podzielone później na liczne księstwa, od XV wieku będzie się określać Górnym Śląskiem.
Powiększający się obszar oznaczał rosnącą w siłę armię rycerzy księcia. Wszyscy posiadacze ziemi na prawie rycerskim, jak wyjaśnia prof. Jerzy Sperka, byli zobowiązani służyć swojemu panu. Tak było w każdym ówczesnym księstwie. Rycerze mogli się oczywiście buntować, wiązało się to jednak najczęściej z utratą ziemi.
– To się praktycznie nie zdarzało, bo udział w wyprawach wojennych był sposobem na życie. Wiązało się to oczywiście ze sporym ryzykiem, ale też można było przywieźć ze sobą sławę i łupy – mówi historyk z Uniwersytetu Śląskiego.
Pieczęć Mikołaja V raciborskiego, pana na Karniowie i Rybniku (16 I 1445) | archiwum prywatne prof. Jerzego Sperki
Jeśli doszło do zawarcia umowy kupna-sprzedaży jakiegoś terytorium między książętami, rycerze, którzy służyli poprzedniemu panu, teraz byli zobowiązani do służby na rzecz nowego właściciela. W dokumentach zawsze jednak umieszczano odpowiednie klauzule, z których wynikało, że na wypadek wojny rycerze z wykupionego obszaru są zwolnieni z udziału w wyprawach przeciwko dawnemu panu. Do służby na rzecz księcia, w tym do udziału w wyprawach wojennych, zobowiązani byli też wójtowie miast i sołtysi wsi. Jak podkreśla prof. Jerzy Sperka, wypełnianie tego obowiązku dawało im możliwość wejścia do stanu rycerskiego. Był to więc sposób na awans.
– Jeśli chodzi o liczebność wojsk, zachowały się dokładne wykazy z 1414 roku. To czas wyprawy króla Władysława Jagiełły przeciwko Krzyżakom. Jagiełło miał bardzo dobre stosunki z książętami śląskimi, mimo iż ci byli lennikami króla czeskiego. Osiągnął ten efekt dzięki swojej polityce matrymonialnej. Wydawał, mówiąc wprost, swoje krewne za książąt górnośląskich, aby związać ich politycznie – opowiada naukowiec. – Oni też na tym zyskiwali, bo mieli dobre relacje z królem Polski – dodaje.
Zatem w 1414 roku większość książąt śląskich ruszyła na wyprawę przeciw Krzyżakom wraz z Jagiełłą. Z listów wypowiednich przygotowanych dla wielkiego mistrza krzyżackiego wynika, że z niewielkiego księstwa raciborskiego wyruszyło na wyprawę 360 rycerzy, każdy z pocztem liczącym od 3 do 5 osób. Ruszali spod Raciborza, szli do ziemi chełmińskiej, pokonując dziennie średnio od 25 do 30 km. Przy okazji tej wyprawy warto wspomnieć, że średniowieczny monarcha nieustannie się przemieszczał po obszarze swego władztwa. Historycy określają ich mianem władców podróżujących, w naszym przypadku będzie to dux ambulans, czyli książę podróżujący. Musiał „bywać” w różnych miejscach nie tylko po to, by walczyć, lecz także by pełnić inne obowiązki. Doglądał swoich dóbr, rozstrzygał sprawy jako najwyższy sędzia, nadawał przywileje itd.
Dobre relacje z królem Polski nie sprowadzały się jedynie do wspierania go podczas prowadzenia wojen. To również udział w o wiele przyjemniejszych uroczystościach. Dla przykładu w czwartych zaślubinach Jagiełły z Zofią Holszańską w 1424 roku udział wziął m.in. książę raciborski Jan II Żelazny. Przybył na dwór krakowski z żoną Heleną, siostrzenicą (a jakże!) Jagiełły. – I znów ciekawych rzeczy dowiadujemy się z zachowanych dokumentów. Otóż Jan II Żelazny przywiózł ze sobą na ucztę zastawę stołową – ale nie w darze, była to sąsiedzka przysługa. Wszystkie te złote, srebrne i miedziane misy, puchary, talerze trzeba było spisać i po uroczystościach odesłać wozami na Śląsk, do Raciborza – mówi naukowiec.
W książce prof. Jerzego Sperki można przeczytać nie tylko o relacjach książąt raciborskich z Jagiełłą, lecz także z innymi władcami Polski, Czech, Węgier i Niemiec. Do 1336 roku w księstwie raciborskim rządzili Piastowie. Ostatni dwaj to Przemysław, syn Władysława I Opolskiego, a potem Leszek, syn Przemysława. Leszek jednak zmarł bezpotomnie, na skutek czego Jan Luksemburski, w tym czasie król Czech, ale i Polski, jako pan lenny, zarządził, że księstwo przejdzie w ręce szwagra Leszka, księcia opawskiego Mikołaja II. W ten sposób księstwo raciborskie trafiło pod skrzydła dynastii Przemyślidów.
– Warto poświęcić w tym miejscu trochę uwagi rywalizacji pomiędzy dynastią Piastów i Przemyślidów. Wspomniany Jan Luksemburski nie zrzekł się praw do Królestwa Polskiego, stąd jego tytuł. Fakty są takie, że dopiero następca Władysława Łokietka, król Kazimierz Wielki wykupił od Luksemburgów prawa do tronu polskiego za 20 000 kop groszy praskich – mówi naukowiec.
Ponad 200 lat historii książąt i księżnych raciborskich opisanych w książce to także wiele barwnych biografii. Ulubioną postacią prof. Jerzego Sperki jest jeden z dwóch synów wspomnianego już Jana II Żelaznego – Mikołaj. W 1437 roku otrzymał w podziale z bratem Rybnik, Żory, Pszczynę, Mikołów oraz tereny sięgające dzisiejszych Katowic, a także Karniów i Bruntal. Co ciekawe, toczył on bój z biskupem krakowskim Zbigniewem Oleśnickim o Siewierz, który ten kupił od książąt cieszyńskich. Mikołaj miał co do tej transakcji wątpliwości i zanim ludzie Oleśnickiego dotarli do Siewierza, zamek został zajęty przez rycerzy Mikołaja. Dwa lata trwała wojna, ostatecznie doszło do ugody.
Warto również wspomnieć o tym, że syn Jana II Żelaznego ożenił się ze szlachcianką Małgorzatą z Ligoty, wdową po rycerzu Hunuszu Klemie z Ligoty. – Małgorzata nie pochodziła z rodu dynastycznego. Jaki pożytek mógł mieć więc książę z wdowy po rycerzu? Polityczny czy ekonomiczny – żaden. Najprawdopodobniej więc była to wielka miłość, książę się po prostu zakochał, a Małgorzata musiała być wyjątkową kobietą. Dała mu dwójkę dzieci, niestety niedługo później zmarła – mówi historyk.
Potem Mikołaj poznał Barbarę Rockenberg, bogatą mieszczkę krakowską, właścicielkę kilku kamienic na rynku krakowskim i kopalni ołowiu w Olkuszu. Znów nie była to dynastyczna osoba, ale książę się z nią ożenił.
Tych historii można by długo słuchać, tym bardziej warto sięgnąć po książkę prof. Jerzego Sperki. Kryje ona jeszcze wiele ciekawych opowieści z czasu książąt i księżnych raciborskich.
Artykuł pt. „Dux ambulans, czyli historia książąt i księżnych raciborskich” został opublikowany w grudniowym numerze „Gazety Uniwersyteckiej UŚ” nr 3 (303).