|dr Tomasz Okraska|
Jeśli odrzucić mało prawdopodobne teorie, źródła obecnej pandemii należy szukać w Wuhan. Ale też w pewnym sensie w chińskim systemie społeczno-politycznym. Wielu obserwatorów wskazuje na to, iż właśnie specyfika tego systemu wpłynęła na niepodjęcie w odpowiednim momencie działań, które mogłyby ograniczyć skutki COVID-19 dla Chin i reszty świata. Przytoczyć tu można los Li Wenlianga, lekarza, który ostrzegał przed epidemią, za co został zatrzymany przez policję, a niedługo później zmarł oraz inne przykłady niekompetencji chińskich władz lokalnych, a także zatajania informacji przez centrum. W początkowej fazie rozwoju COVID-19 w ChRL pojawiły się głosy wskazujące, że może on zagrozić pozycji Komunistycznej Partii Chin, zwłaszcza, że w lutym 2020 roku w sieci pojawiło się ponad 800 mln komentarzy krytycznych wobec KPCh, w których wielokrotnie podnoszono również kwestię wolności słowa. Tymczasem Pekin stara się – co jest zresztą najzupełniej zrozumiałe – przekuć kryzys w zysk polityczny za pomocą zręcznej propagandy. Była ona skierowana w pierwszej kolejności do własnych obywateli, by utwierdzić ich w przekonaniu, że żyją w najlepszym ze światów. Poza obciążaniem winą za epidemię armii amerykańskiej bądź Włochów, wskazywano bowiem, coraz śmielej w miarę postępów w zwalczaniu wirusa, że to właśnie chiński system pozwolił osiągnąć takie sukcesy. A w szczególności centralizacja państwa i rządowa kontrola obywateli, będące, zwłaszcza w dobie rządów Xi Jinpinga, tego systemu rdzeniem.
Obok stabilizacji nastrojów społecznych we własnym kraju, rząd chiński podjął działania na zewnątrz, w szczególności w postaci zapewnienia dostaw sprzętu ochronnego do innych państw. Większość dostaw miała charakter komercyjny, jakkolwiek część została przekazana bezzwrotnie między innymi za pośrednictwem Czerwonego Krzyża. Mimo występujących problemów z jakością chińskiego sprzętu, akcje te pozwoliły wypromować ChRL jako odpowiedzialne mocarstwo światowe prowadzące „dyplomację hojności”, tuszując chińskie przewiny z pierwszych tygodni pandemii. Tego rodzaju propaganda skierowana jest również do własnych obywateli, budując odczucia nacjonalistyczne i dumę z bycia globalnym liderem, co pozwala odwracać uwagę od problemów wewnętrznych. Pekin jest obecnie adresatem próśb o pomoc niemal ze wszystkich stron świata. Są ku niemu kierowane słowa wdzięczności (co charakterystyczne, wiele europejskich krajów chętniej podkreśla fakt pomocy chińskiej, niż unijnej), ale co ważniejsze Chińczycy liczą na przyszłe korzyści, przede wszystkim o charakterze gospodarczym, choćby w postaci dopuszczenia tamtejszych firm do budowy sieci 5G.
Obecnie mamy zatem do czynienia z iście paradoksalną sytuacją. Z jednej strony skutki pandemii wpisywane są w kontekst zmiany układu sił na świecie, a w szczególności zaogniającej się rywalizacji amerykańsko-chińskiej. Wskazuje się, że być może to nie jakakolwiek wojna, ale właśnie sposób poradzenia sobie z obecnym kryzysem może przeważyć szalę konfrontacji na stronę ChRL – czy tak się w istocie stanie można dziś jednak tylko zgadywać. Z drugiej zaś strony pandemia obnażyła słabości chińskiego modelu, prezentowanego od lat jako skuteczniejsza alternatywa dla zachodniej demokracji liberalnej. I bez COVID-19 nie brakowało zaś pytań o jego prawdziwą efektywność, a także możliwość odtworzenia w innym miejscu świata niż same Chiny. Tymczasem dziś nie bez przyczyny przypomina się o tragicznej w skutkach kampanii wielkiego skoku naprzód zaordynowanej sześć dekad temu przez Mao Zedonga (warto zapoznać się ze znakomitą książką Franka Diköttera na ten temat). Do najważniejszych przyczyn ówczesnej klęski głodu również należały: tuszowanie informacji, przekłamywanie statystyk, zbyt daleko idąca centralizacja i ignorowanie doniesień o fatalnym rozwoju wypadków. Dzisiejsze Chiny są oczywiście pod wieloma względami zupełnie innym państwem od maoistowskich, a na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat dokonał się w Państwie Środka niewiarygodny postęp. Jednak w najmniejszym stopniu zmienił się system polityczny – w tym przypadku śladem klasyka można rzec, że wszystko musiało się zmienić, by wszystko pozostało tak, jak było. I to wrośnięte w system wady osłabiły zdolność chińskiego społeczeństwa do prawidłowego reagowania na kryzysy. Choć, jak na ironię, specyfika chińskiego modelu, który nierozłącznie wiąże się z tłamszeniem własnych obywateli, istotnie mogła usprawnić późniejszą reakcję na rozprzestrzenianie się COVID-19.
Raz jeszcze warto wszakże podkreślić – propagandowe postępowanie chińskich władz jest z ich punktu widzenia całkowicie zrozumiałe i można założyć, że w analogicznej sytuacji podobnie zachowałoby się wiele innych światowych rządów. Szaleństwem w obecnej sytuacji byłoby również nieprzyjmowanie (płatnej lub nie) pomocy od Pekinu, gdy pojawia się taka możliwość. Warto jednak pamiętać, że polityka nie kieruje się altruizmem, tylko dążeniem do realizacji interesu narodowego (lub partyjnego). I za Wergiliuszem powtarzać: timeo Danaos et dona ferentes.