Półnaturalne zbiorowiska roślinne, na których składzie można wzorować się komponując trawniki w miastach | fot. Teresa Nowak
Co roku, gdy rośliny zaczynają kwitnąć, powraca temat koszenia trawników – kwestia nieustannie wzbudzająca wiele emocji. O tym, czy i kiedy należy kosić tereny zielone, mówi dr Teresa Nowak z Wydziału Nauk Przyrodniczych Uniwersytetu Śląskiego.
WERONIKA CYGAN: Pani Doktor, jak to w końcu jest? Powinniśmy kosić trawę czy nie? Jakie podejście jest najzdrowsze dla człowieka i środowiska?
DR TERESA NOWAK: Temat ten jest rzeczywiście bardzo często podejmowany w dyskusjach internetowych, zarówno na stronach informacyjnych, jak i forach tematycznych. Zachowanie we właściwym stanie formacji roślinnych z dominacją lub ze znacznym udziałem traw – niezależnie od tego, czy mają one charakter półnaturalny, czy zostały całkowicie wykreowane przez człowieka – jest zależne od okresowego usuwania biomasy. Jeśli mówimy o takiej postaci terenów zielonych, to na pytanie o to, czy powinno się je, kosić należałoby odpowiedzieć twierdząco. Bez takiego zabiegu rośliny nie mają optymalnych warunków do rozwoju, a niektóre zostają nawet wyeliminowane.
Jako pierwowzory miejskiego trawnika można w pewnym sensie potraktować zbiorowiska roślinności nieleśnej, wykształconej spontanicznie, takich jak: murawy kserotermiczne, łąki świeże lub górskie łąki konietlicowe i mietlicowe użytkowane ekstensywnie. Badając je widzimy, że wojłok utworzony przez suche trawy z poprzednich sezonów wegetacyjnych, utrudnia wegetację gatunkom roślin budującym te zbiorowiska. Jest to jeden z czynników wskazywanych jako zagrożenie różnorodności gatunkowej wymienionych zbiorowisk roślinnych, a wśród zabiegów ochrony czynnej wymieniane jest koszenie. Wspomniane łąki i murawy są bowiem zbiorowiskami półnaturalnymi, których stan zależy od użytkowania przez człowieka. Dodać należy, że wraz ze zmianą różnorodności gatunkowej roślin zmienia się także różnorodność pozostałych grup organizmów zamieszkujących dane zbiorowisko. Kluczowy jest jednak dobór sposobu i częstotliwości koszenia.
Górskie łąki konietlicowe i mietlicowe użytkowane ekstensywnie w Karpatach | fot. Teresa Nowak
Górskie łąki konietlicowe i mietlicowe użytkowane ekstensywnie w Sudetach | fot. Teresa Nowak
WERONIKA CYGAN: W miastach co roku dochodzi do batalii pomiędzy zwolennikami regularnego koszenia a tymi, którzy chcieliby pozostawić naturę w spokoju. Czy da się pogodzić ze sobą dwie strony?
DR TERESA NOWAK: W przypadku miejskich trawników sytuacja jest skomplikowana. Należy wziąć pod uwagę czynniki zarówno środowiskowe, jak i społeczne, czyli z jednej strony np. warunki glebowe, ekspozycję lub skład gatunkowy roślin, a z drugiej strony funkcję związaną z lokalizacją, np. utrzymanie widoczności w ciągach komunikacyjnych, estetyka miejsca, szczególnie w gęstej zabudowie, lub funkcje rekreacyjne. Czasem mamy do czynienia z powierzchniami, które tylko z nazwy są trawnikami, a w rzeczywistości mają niewielkie zagęszczenie roślinności lub/i noszą ślady intensywnego wydeptywania.
Szukając optymalnych rozwiązań, powinniśmy rozważać indywidualne podejście do określonego terenu i zachować równowagę pomiędzy potrzebami i funkcjami wszystkich zainteresowanych, gdzie środowisko przyrodnicze jest jedną ze stron. Jednocześnie nasuwa się refleksja, że wypełniając potrzeby środowiska, działamy też na pożytek własny.
Dodatkowo miasta, chcąc uatrakcyjnić wygląd trawników, wprowadzają w ostatnich latach wiosenne byliny cebulowe (żonkile, czosnki), które stanowią bardzo oryginalny i wizualnie pozytywny element. Jednak, aby te rośliny mogły prawidłowo funkcjonować, muszą zakończyć wegetację, a więc trawnik, w którym zostały nasadzone, można kosić dopiero po zaschnięciu ich części nadziemnych. W przypadku zagospodarowania miejskiego trawnika można osiągać cel estetyczny (w odniesieniu do elementów projektowania krajobrazu) w inny sposób. Praktykuje się częściowe koszenie, zmianę składu gatunkowego roślin czy wprowadzanie w obrębie trawnika innych elementów przyrodniczych, które będą wizualnie porządkowały przestrzeń. Tym bardziej, że najzdrowsze dla środowiska jest ekstensywne użytkowanie trawników. Jednocześnie częstotliwość i termin (nawet pora dnia i warunki pogodowe) koszenia, to na jaką wysokość przycina się rośliny oraz jakiego sprzętu się do tego używa, powinno być ustalone na podstawie szczegółowych analiz.
WERONIKA CYGAN: Niektórych może być trudno przekonać do ograniczenia koszenia. Dla części osób trawnik musi być krótko przystrzyżony i nie akceptują nieokiełznanej zieleni.
DR TERESA NOWAK: Przywołując w pamięci idealny trawnik, zwykle mamy na myśli miękką, gęstą, soczysto-zieloną murawę w ogrodach w stylu angielskim, której utrzymanie jest postrzegane wręcz w kategorii sztuki. Pamiętajmy jednak, że taki stan wymaga wielu zabiegów, m.in. odpowiedniego nawadniania. Trudno mówić o schludności, gdy patrzymy na wykoszone w niewłaściwy sposób trawniki z wysuszonymi roślinami. Towarzyszy temu odsłonięcie i wysuszenie gruntu. Przy tym na brak schludnego oblicza danego miejsca wpływają także inne czynniki, jak np. zaśmiecenie.
W warunkach panujących w mieście, które jest wyspą ciepła, deficyt wody staje się bardziej widoczny, a towarzyszą mu także wysokie temperatury ostatnio rozpoczynające się już w okresie wiosennym. To ważne argumenty przemawiające za rzadszym koszeniem trawników. W ten sposób można ograniczyć parowanie podłoża, czyli poprawić retencjonowanie wody, a tym samym złagodzić miejski klimat. Dodatkowo podczas opadów nawalnych prawidłowo utrzymane trawniki działają jak gąbki, zmniejszając ryzyko lokalnych podtopień z powodu gwałtownych spływów po uszczelnionych powierzchniach. Należy być jednak świadomym, że w przypadku, kiedy górna warstwa gleby jest zbyt przesuszona, np. w efekcie zbyt częstego i niskiego koszenia trawnika, nie jest on w stanie spełnić funkcji przyjmowania dużej ilości wody w krótkim czasie.
Różnice w regeneracji trawnika na suchym podłożu przy różnej wysokości koszenia – efekt po 1,5 tygodnia od wykonania zabiegu | fot. Teresa Nowak
Osiedlowy trawnik ze słabiej regenerującymi się trawami po bardzo niskim koszeniu, którego luki wypełniły głównie gatunki z rodziny bobowatych (koniczyna biała, komonica zwyczajna, koniczyna łąkowa) o niskim, płożącym pokroju oraz babka lancetowata | fot. Teresa Nowak
WERONIKA CYGAN: Jak na nasze zabiegi koszenia reagują owady? Czy nie pozbawiamy ich przez to cennych zasobów? Jak to wpływa na zachowanie bioróżnorodności w ogóle?
DR TERESA NOWAK: Ograniczenie koszenia sprzyja wzrostowi różnorodności gatunkowej. Szczególnie cenne są rośliny owadopylne, w tym miododajne, dzięki którym zwiększa się bioróżnorodność, także w zakresie entomofauny (ze szczególnym uwzględnieniem owadów zapylających) i innych grup zwierząt, znajdujących w takich miejscach schronienie i wystarczające zasoby pokarmu. Fakt ten potwierdzają obserwacje w mini-ogrodzie botanicznym przy budynku Wydziału Nauk Przyrodniczych przy ul. Jagiellońskiej 28 w Katowicach prowadzone przez studentów kół naukowych Faunatycy i Flora.
Spontaniczne zasiedlanie miejskich trawników przez rośliny o okazałym, barwnym okwiecie (zwykle byliny dwuliścienne) można wspomagać dosiewaniem lub wręcz kreować nowe zbiorowiska na kształt wielogatunkowych łąk czy muraw, czyli (zgodnie ze stosowaną dla miast nomenklaturą) w kierunku tzw. łąk kwietnych. Większość gatunków, które tu spotkamy, jest dość odporna na niedobory wody, co jest dodatkową zaletą, a dzięki możliwości zaowocowania dostarczają zarówno pokarm dla zwierząt, jak i nasiona do dalszego rozprzestrzeniania się. Szczególnie cenni są przedstawiciele roślin z rodziny bobowatych (motylkowate), np. różne gatunki koniczyny. Dzięki symbiozie z bakteriami przyswajającymi azot atmosferyczny (brodawki korzeniowe) wzbogacają glebę w nutrienty i poprawiają strukturę gleby. Mogą być także wykorzystywane jako zielony nawóz, podobnie jak rozdrobnione szczątki wykoszonego trawnika.
Opisywane układy powinny być jednak monitorowane pod kątem pojawiania się obcych gatunków roślin inwazyjnych, które mogłyby znaleźć w miejskich trawnikach dogodne warunki do poszerzania zasięgu. Przykładem mogą tu być północnoamerykańskie gatunki nawłoci.
WERONIKA CYGAN: Wielu ludzi niepokoi, że nieskoszone trawniki staną się wylęgarnią kleszczy. Czy takie obawy są uzasadnione?
DR TERESA NOWAK: Z przeanalizowanych materiałów wynika, że częstotliwość koszenia ma niewielki wpływ na umożliwianie wzrostu populacji kleszczy. Badania przeprowadzone lokalnie w Ameryce Północnej nie potwierdziły wzrostu liczby kleszczy w przypadku koszenia traw na różnej wysokości. Natomiast intensywne koszenia ma ogromny wpływ na zaburzenie wykształconego, dobrze funkcjonującego układu, dzięki któremu właśnie liczba kleszczy może być regulowana przez inne gatunki. Specjaliści wyjaśniają, że kleszcze lokują się w miejscach bytowania potencjalnych żywicieli, a więc w przypadku człowieka przy ciągach pieszych lub na przystrzyżonych trawnikach wykorzystywanych w celach rekreacyjnych. Zwykle nie wchodzimy w miejsca z wysokimi roślinami, ale odpoczywamy na koszonych trawnikach, gdzie istnieje większe prawdopodobieństwo, że będziemy „zaatakowani” przez kleszcze. Sytuacja w przyrodzie jest dynamiczna, więc na pewno istnieje potrzeba ciągłych badań tych zagadnień. Zachowanie ostrożności i kontrola po przebywaniu w miejscach potencjalnego kontaktu z kleszczami powinny wystarczyć, aby ustrzec się przed ich ukąszeniem.
WERONIKA CYGAN: Czasem podnoszone są argumenty, że nieskoszona trawa może być przyczyną nasilania się przypadków alergii. Czy faktycznie te kwestie są ze sobą związane?
DR TERESA NOWAK: Zwróćmy uwagę na pewien związek przyczynowo-skutkowy. Działalność człowieka wpływa na zmiany klimatu, co wiąże się m.in. z długimi okresami bez opadów. Gdyby były one regularne, usuwałyby pyłki i inne zanieczyszczenia z powietrza. Jednak nadal nie potrafimy albo nie chcemy skutecznie przeciwdziałać negatywnym zmianom w środowisku przyrodniczym, a tym samym generujemy i podtrzymujemy czynniki, które sprzyjają nasilaniu się objawów alergii. Można je zatem interpretować jako efekt pogarszających się warunków życia człowieka.
Dopatrując się w nieskoszonych trawnikach wyłącznych przyczyn nasilania się alergii, postępujemy tak, jakbyśmy chcieli usunąć objawy, a nie przyczyny choroby. Pyłki traw oczywiście należą do alergenów, a więc w okresie ich kwitnienia może dochodzić do nasilenia objawów u osób uczulonych. Pamiętajmy jednak, że w przypadku większej częstotliwości koszenia przedłuża się też okres działania tych alergenów, ponieważ może dochodzić do kilkukrotnego kwitnienia traw. Ponadto trawy jako rośliny wiatropylne charakteryzują się dalekim transportem pyłku, a więc stężenie ziaren pyłku w powietrzu jest zależne także od ich dopływu z otoczenia. Za nasilenie objawów alergii niekoniecznie zatem odpowiadają wyłącznie nieskoszone trawniki w mieście. Na nasilenie objawów alergii może nałożyć się więcej czynników, np. zanieczyszczenia powietrza czy warunki pogodowe. Zarówno koszenia trawników podczas suszy, jak i wysuszone trawy pozostawione do uprzątnięcia także mogą być źródłem alergizujących cząstek. Tak więc odpowiadając na to pytanie, należy kolejny raz podkreślić indywidualność przypadków i konieczność prowadzenia badań.
Zbiorowisko chwastów segetalnych na trzyletnim odłogu – potencjalny wzorzec dla składu tzw. łąk kwietnych w miastach | fot. Teresa Nowak
Trawnik w mini-ogrodzie przy budynku Wydziału Nauk Przyrodniczych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach (ul. Jagiellońska 28) – wstępny efekt ekstensywnego koszenia | fot. Teresa Nowak
WERONIKA CYGAN: Czyli tak naprawdę nie sposób udzielić jedynej słusznej odpowiedzi na pytanie o to, czy kosić trawnik, czy też nie? Powinniśmy w miarę możliwości indywidualnie rozpatrywać każdy przypadek?
DR TERESA NOWAK: O indywidualnym podejściu do koszenia trawników przekonujemy się, dokonując przeglądu Standardów utrzymania zieleni w mieście opracowywanych dla polskich miast, m.in. dla Krakowa, Warszawy, Wrocławia, Poznania i innych, . Zawierają one konkretne wytyczne wraz z analizą celów i oczekiwanych rezultatów oraz uzasadnieniem wybranego typu zagospodarowania. Za przykład mogą posłużyć standardy opublikowane na stronie Fundacji Sendzimira. Wiele uwagi poświęca się obecnie doborowi gatunków roślin, które będą sprawdzały się w komponowaniu trawników w miastach, m.in. badania przeprowadzone przez Uniwersytet Wrocławski.
Nie ma wątpliwości, że tylko naukowe podstawy przybliżą nas do wypracowania najbardziej optymalnych sposobów zagospodarowania i utrzymania miejskich trawników w dobie globalnych zmian środowiskowych. Takim celom jest także poświęcony projekt To Be Lawn, realizowany aktualnie przy współudziale pracowników Instytutu Biologii, Biotechnologii i Ochrony Środowiska Wydziału Nauk Przyrodniczych Uniwersytetu Śląskiego.
Warunkiem utrzymania we właściwym stanie trawników miejskich jest ich koszenie. Jednak mogą wystąpić pewne przesłanki do okresowego zaprzestania koszenia, jak np. potrzeba jego regeneracji lub zmiany struktury. Kiedy decydujemy się na zmiany w składzie gatunkowym łąk kwietnych i zależy nam, by nastąpiły one w sposób spontaniczny lub nawet wspomagany, można zaprzestać koszenia. Jednak nie można całkowicie zrezygnować z zabiegów takich jak usuwanie okazów gatunków roślin inwazyjnych, siewek drzew i krzewów. Z koszenia powinno się również zrezygnować, jeśli w efekcie suszy uschły trawy. Utrudniłoby to lub uniemożliwiło ich regenerację.
Należy także wziąć pod uwagę możliwość spontanicznego pojawienia się gatunku rośliny lub zwierzęcia objętych w Polsce ochroną prawną i/lub zagrożonych. Wówczas wszystkie zabiegi lub ich zaniechanie powinny być dostosowane do biologii tych gatunków. Z pewnością rezygnacja z intensywnego koszenia wpływa na obniżenie temperatury i zmniejszenie natężenia hałasu oraz różnego typu zanieczyszczenia powietrza, do których w sposób oczywisty przyczynia się sprzęt wykorzystywany do zabiegów.
Na koniec nie sposób nie wymienić korzyści ekonomicznych, jakie wynikają ze zmniejszenia częstotliwości koszenia. Zaoszczędzone środki w budżecie miasta mogą stanowić dobre zabezpieczenie do realizowania innych przedsięwzięć związanych z zielenią urządzoną.
WERONIKA CYGAN: Dziękuję za rozmowę.