| Autor: Tomasz Płosa |
„Jutro”. SF jako sposób myślenia to tytuł najnowszej książki dr. Piotra Gorlińskiego-Kucika, adiunkta w Instytucie Polonistyki Wydziału Humanistycznego UŚ. Monografia została objęta honorowym patronatem przez Polską Fundację Fantastyki Naukowej oraz Polskie Stowarzyszenie Transhumanistyczne i można pobrać ją za darmo ze strony Wydawnictwa Uniwersytetu Śląskiego (sekcja: Monografie portal OMP).
TOMASZ PŁOSA: Jesteś technooptymistą, technopesymistą czy może jednak technognostykiem?
DR PIOTR GORLIŃSKI-KUCIK: Uważam, że w zetknięciu z rozwojem technologicznym wszyscy potrzebujemy dwóch rzeczy: zdrowego rozsądku oraz postawy, która pozwoli nam lawirować między technooptymizmem a technopesymizmem. To pomoże nam uniknąć zauważalnych w polskiej kulturze tendencji: do technofobii i do niezauważania wpływu technologii na nasze życie, zarówno dobrego, jak i złego. Wiele zależy od tego, o czym dokładnie rozmawiamy: o mediach społecznościowych, o grach komputerowych czy może o czytelnictwie, które przestaje być materialne, papierowe, a staje się coraz bardziej cyfrowe, wirtualne. Dyskurs publiczny w mediach sprowadza się bardzo często do stwierdzenia, że technologia jest wprawdzie niezwykła, ale z kolei gry komputerowe prowadzą do uzależnień – poruszamy się zatem wśród banałów, a czasem nawet głupot. W tym rozpięciu pomiędzy technooptymizmem a technopesymizmem potrzebujmy więc krytycznego namysłu. Mogą służyć temu różne strategie, o których piszę w książce, takie jak technognoza czy anarchotranshumanizm.
TOMASZ PŁOSA: We wstępie zaznaczasz, że nie traktujesz science fiction jako gatunku czy konwencji literackiej – uważasz ją właśnie za narzędzie krytycznego myślenia o rzeczywistości. I chociaż uciekasz od definiowania SF, to chciałbym Cię zapytać, czym ona dla Ciebie jest, bo utarło się zaliczać do tego nurtu – raczej błędnie – teksty kultury, takie jak Gwiezdne wojny czy – idąc tropem polskiej Wikipedii – filmy z Kinowego Uniwersum Marvela.
DR PIOTR GORLIŃSKI-KUCIK: SF widzę jako krytyczny namysł nad wpływem technologii na życie człowieka, nad przyszłością, która odbija się w teraźniejszości, oraz jako dyskurs mogący diagnozować skomplikowanie naszej rzeczywistości uwikłanej we władzę kapitału, technologię, media, zagrożenia biologiczne, a także te płynące z deglobalizacji świata (dziś wraca do łask namysł geopolityczny). Dla mnie SF to myślenie o zapętlonej teraźniejszości i przyszłości w kontekście zmian cywilizacyjnych. I faktycznie, oglądając serial Diuna: Proroctwo, odniosłem wrażenie, że to po prostu inna wersja Gry o tron: co prawda tutaj lata się statkami kosmicznymi, a nie na smokach, ale w obu historiach ważne role odgrywają magia i rozgrywki pomiędzy możnymi rodami. Co innego minimalistyczny w środkach film Ona z Joaquinem Phoenixem i głosem Scarlett Johansson opowiadający o relacji człowieka ze sztuczną inteligencją, relacji romansowej, w pewnym momencie nawet erotycznej. I to jest właśnie ten punkt, w którym rozpoczynamy rozmowę o science fiction: w tym wypadku o algorytmach, być może niebawem świadomych, które będą wchodzić z nami w interakcję. Choć są też teorie, że science fiction jest w jakimś sensie oparta na nostalgii, a eposy takie jak Diuna czy Star Wars to opowieści o uniwersaliach przeniesione w przyszłość. To mnie mniej ciekawi, ciekawi mnie za to diagnozowanie przemian, głównie tych zachodzących w nauce i technologii, które na nas oddziałują.
TOMASZ PŁOSA: Dlaczego poezja polska, zwłaszcza ta dzisiejsza, trafniej niż krajowa proza opisuje relację pomiędzy dziś a jutro? Za twórczość SF uznajesz na przykład dokonania polskich futurystów sprzed stu lat…
DR PIOTR GORLIŃSKI-KUCIK: Tak, przyglądam się tomikom z dwudziestolecia międzywojennego oraz kilku najnowszym pozycjom, przede wszystkim wydanym w 2020 roku Zakładom holenderskim Radosława Jurczaka i Nebuli Anny Adamowicz. Dzisiejsza poezja opisuje SF trafniej, także dlatego, że… w ogóle podejmuje takie próby! Nie do końca wiem, dlaczego polska proza nie zajmuje się technologią i myśleniem o skomplikowaniu naszej rzeczywistości technologicznej, a nagle pojawia się kilka tomów poetyckich, które robą to tak świetnie. Może to wpływ pandemii, która była dla nas – jak ująłby to pewnie amerykański futurolog Alvin Toffler – szokiem przyszłości.
Być może jest tak, jak pisze przywoływany przeze mnie Adam Wrotz, że to kwestia ekonomii: dzisiaj nie powstają 500-stronnicowe powieści diagnozujące rzeczywistość, takie jak Lalka, bo – zakładając nawet, że w ich ramach dałoby się w ogóle ująć złożoność dzisiejszego świata – napisanie takiej książki zajęłoby pewnie pięć czy sześć lat, na co większość współczesnych prozaików po prostu nie ma środków finansowych. A może dlatego, że poezja to kwestia pewnej intuicji, krótkiego błysku? Przecież dzisiaj myślimy „poetyką fragmentu”, dopaminowego zastrzyku, tak obecnego w mediach społecznościowych, afektu, przeżycia. Być może poezja lepiej oddaje fragmentaryczność i momentalność naszego świata.
TOMASZ PŁOSA: W książce piszesz również o postpiśmienności. Czy uważasz ją za najgorszy skutek rozwoju technologicznego?
DR PIOTR GORLIŃSKI-KUCIK: Jestem ewolucjonistą i w związku z tym uważam, że przemian technologii – a pismo jest przecież technologią – nie do końca powinniśmy oceniać w kategoriach etycznych czy estetycznych. Musimy zdawać sobie sprawę z ewolucyjnego charakteru dziejących się zjawisk. Dużo zależy od ogólnego poglądu na technologię: czy jest ona narzędziem sterowanym przez człowieka czy też w jakimś sensie jest upodmiotowionym bytem, który ewoluuje sam? Skłaniałbym się ku drugiemu poglądowi, bo choć oddziałują nań procesy środowiskowe, to rządzą nią też pewne autonomiczne procesy. Technoewolucja jest w tym zakresie podobna do bioewolucji, tak też pisał o tym – już w latach 60. XX wieku – Stanisław Lem. Stosując duży skrót myślowy, pismo przerodziło się w postpiśmienność pod wpływem między innymi sytuacji cywilizacyjnej, pojawienia się nowych mediów i rozwoju kapitalizmu kognitywnego. Mamy pełne prawo, a nawet powinność, oceniać tę zmianę krytycznie, doceniając jednocześnie niektóre jej aspekty. Trudno zawracać kijem Wisłę, próbować odwracać ten trend. Polecam bardzo mnie inspirujący zbiór esejów Jacka Dukaja Po piśmie.
Niemniej na odejście od pisma i przejście do postpiśmienności należy patrzeć krytycznie, ponieważ ten proces zmienia bardzo człowieka. Być może w konsekwencji, za kilkadziesiąt lat, wykształci się nowy człowiek, o nowym typie umysłowości, a może nawet o nowym, w sensie biochemicznym, mózgu. Ten nowy człowiek coś straci, ale też coś zyska, będzie w sensie poznawczym lepiej przystosowany do nowych czasów. Jeśli mogę pozwolić sobie na bardziej osobistą perspektywę, to – ponieważ urodziłem się pod koniec lat 80. – uważam siebie, może trochę zbyt optymistycznie, za pewnego rodzaju hybrydę. Z jednej strony jestem człowiekiem ukształtowanym w kulturze pisma, także z racji zawodu czytającym i piszącym, a z drugiej strony zafascynowanym nowymi technologiami, używającym ich i zainteresowanym tym, jak na nas wpływają. Może więc właśnie to jest czekający na nas projekt: żeby pomyśleć ludzi jako hybrydy, starające się nie utracić dobrodziejstw piśmienności, czyli możliwości tworzenia i odbierania długich wypowiedzi, abstrakcyjnego myślenia czy metafor, a jednocześnie nierezygnujących z używania nowych technologii.
Oczywiście wymagałoby to zawansowanych badań, na przykład z zakresu neurologii. Poświęciłem temu krótki podrozdział, bo taką hybrydowość moglibyśmy uznać za kolejną strategię działania w obecnej dobie rozwoju technologicznego. W każdym razie należałoby nauczyć się tak gospodarować swoją energią i uwagą, aby móc przeskakiwać pomiędzy oboma tymi porządkami. Mówiąc językiem kapitalizmu, pozwoliłoby nam to na maksymalizowanie zysków i minimalizowanie strat. Upraszczając, chodziłoby o to, żeby połączyć lekturę z aktywnością sieciową, na przykład obecnością w social mediach. Są teorie mówiące o tym, że współczesna inteligencja (w sensie warstwy społecznej), to tak zwany digitariat. Ale są i takie, które mówią o tym, że wykształceni ludzie znacząco ograniczają swoim dzieciom dostęp do technologii. Mam wrażenie, że uczestniczymy w eksperymencie społecznym. Ekologią uwagi i jej przemianami w kontekście technologii zajmuje się prof. Michał Krzykawski z Instytutu Filozofii.
TOMASZ PŁOSA: Jedną ze strategii opisywanych przez Ciebie jest bycie „queerowym nomadą”. Doprecyzowujesz, że chodzi o pewną „płynność tożsamości” względem rozwoju technologicznego.
DR PIOTR GORLIŃSKI-KUCIK: Odwołując się do filozofów, także tych anarchizujących, rozumiem queer jako koncepcję tożsamości płynnej i zmiennej. Postanarchizm to zbiór dyskursów, które są efektem ewolucji klasycznego, XIX-wiecznego anarchizmu i filozofii poststrukturalnej i stają się strategią wolnościową, krytyczną wobec różnego rodzaju opresji w dzisiejszym świecie. Mowa o namyśle wyczulonym na opresje z pozoru subtelne, delikatne, niemal przezroczyste. Można zapytać: cóż jest opresyjnego w algorytmach czy w Instagramie? Tymczasem myślenie wolnościowe, anarchistyczne podpowiada: jest i to bardzo, ponieważ technologia – subtelnie, ale jednak – warunkuje nasze myślenie i zapośrednicza rzeczywistość. Technologie są pozornie niewidzialne, ale określają nasze możliwości poznawcze poprzez mediatyzowanie doświadczenia, którego dokonują wielcy giganci cyfry. Problem w tym, że opresywne dyskursy często ustawiają nas w dogodnej dla siebie opozycji. A strategia queerowego nomady mogłaby sprawiać, że w różnych momentach używalibyśmy bardzo różnych dyskursów i dzięki temu wymykalibyśmy się opresji. Rozumiem, że queer kojarzy się z dyskursem mniejszościowym i genderowym, jest to jednak szersza koncepcja tożsamości pokazująca jej płynność, która w cyfrze odbywa się na niespotykaną dotąd skalę.
Wyobraź sobie, że jednego dnia piszesz na Wattpadzie albo bierzesz udział w życiu literackim jako krytyk publikujący w internecie, a następnego grasz sobie w Counter-Strike’a albo bierzesz udział w wyścigach simracingowych. Te aktywności wpływają na Twoją tożsamość. W cyfrze pojawiamy się pod postacią awatarów, w różnych przestrzeniach przybieramy różne formy, to upłynnia nasze tożsamości. I właśnie w poddaniu się tej płynności może tkwić pewna ratująca nas logika.
TOMASZ PŁOSA: Ratunku czy wręcz nawet samozbawienia możemy szukać również, jak sugerujesz, w postawie egzystencjalnej polegającej na zgłębianiu wiedzy o świecie i jego interpretowaniu. Rozumiem, że SF sprawdza się bardzo dobrze w takim gnostyckim podejściu?
DR PIOTR GORLIŃSKI-KUCIK: Wątek samozbawienia faktycznie czasem pojawia się w science fiction, w twórczości Jacka Dukaja czy ostatnio w brawurowej Gnozie Michała Cetnarowskiego. Chodzi tam, między innymi i w dużym uproszczeniu, o rolę szeroko rozumianej technologii w „zbawianiu” nas od materii, natury, śmierci. Nie da się przecież ukryć, że rozwój cywilizacyjny sprawia, iż żyjemy dłużej, zdrowiej, bezpieczniej, no i zdecydowanie przyjemniej. Za pewną cenę: technologia zmienia człowieka – ale to nic nowego, bo zmieniała go od zawsze, od samych początków. Dziś ten proces jest po prostu niezwykle dynamiczny.
Jeśli chodzi o strategię egzystencjalną, to sądzę, że potrzebujemy wiedzy o otaczającym nas świecie. Problem polega jednak na tym, że dzisiejszy świat jest niezwykle skomplikowany, a nasza rzeczywistość jest efektem bardzo wielu różnych procesów, jest bardzo niejednorodna. Być może odpowiedzią jest wielojęzyczność: znajomość wielu dyskursów (technologii, ekonomii, polityki), które tę rzeczywistość tworzą, ale też powiązań między nimi. To z kolei niesie za sobą ryzyko utraty wiedzy specjalistycznej. No, nie ma łatwych rozwiązań. Ale należy ich szukać.
TOMASZ PŁOSA: W tytule książki używasz skrótu SF, bo oznacza też speculative fiction czy science fact. A mnie na koniec naszej rozmowy nachodzi refleksja, że moglibyśmy jeszcze podstawić pod ten skrót miasto San Francisco. Jeśli San Francisco, to Dolina Krzemowa. Skoro więc wszystko to, co stamtąd pochodzi, stało się w dużej mierze powszechnym sposobem myślenia, może potrzebny jest nam bunt w duchu cyberpunka, o którym też wspominasz?
DR PIOTR GORLIŃSKI-KUCIK: Bohaterowie cyberpunku posługiwali się logiką terroryzmu, wykorzystując narzędzie do walki z tym samym narzędziem. W grze Cyberpunk 2077 buntownicy są mocno stechnologizowani i walczą z korporacjami za pomocą technologii produkowanych przez te właśnie korporacje. Cyberpunk jednak, jako nurt w obrębie SF, mocno przysłużył się wzmacnianiu tego, z czym walczył: korporacji, kapitalizmu, technologii, patriarchalizmu. Pisał o tym na przykład prof. Paweł Frelik. Dzisiaj w miejsce takich terrorystycznych gestów stosujemy działanie dyskursywne.
Zachwyt nad postępem technologicznym przeplata się we mnie z niepokojącą obserwacją na temat jego nieoczekiwanego wpływu na człowieka. Dolina Krzemowa to z jednej strony miejsce niebywałej opresji, kojarzone z naprawdę drapieżnym kapitalizmem i technologiami, które przeprogramowują nam umysły. A z drugiej strony – wywodzący się stamtąd giganci wpływają na technologiczny progres i znaczące ulepszenie naszego świata. Jak widzisz, powtórzę jeszcze raz, to nie są kwestie, które można postawić jednoznacznie. Ale namysł nad nimi, zwłaszcza krytyczny, jest nam dziś bardzo potrzebny. I do tego może nam służyć science fiction, a także – bardziej ogólnie – literacka spekulacja.
TOMASZ PŁOSA: Tym sposobem wróciliśmy do pierwszego pytania naszej rozmowy, za którą serdecznie Ci dziękuję.
Artykuł pt. „Przyszłość zapętlona z teraźniejszością” ukazał się w lutowym numerze „Gazety Uniwersyteckiej UŚ” nr 5 (325).
Dr Piotr Gorliński-Kucik | fot. Małgorzata Dymowska