Przejdź do treści

Uniwersytet Śląski w Katowicach

  • Polski
  • English
search
Logo Europejskie Miasto Nauki Katowice 2024

Szkoła pod baobabem. Wyprawy naukowe dr Anny Watoły

10.01.2020 - 09:43 aktualizacja 17.01.2020 - 09:02
Redakcja: MK

Lewy cudzysłów

Od wielu lata badam, w jaki sposób przebiega edukacja początkowa dzieci w Kenii. Podróżując do tego pięknego afrykańskiego kraju, zaprzyjaźniam się z uczniami, studentami i nauczycielami. Aby pomóc w organizowaniu lekcji, przekazuję im przybory szkolne, sprzęt komputerowy oraz rowery. Angażuję się również w projekt budowy nowej szkoły na wyspie Wasini – szkoły pod baobabem. Wierzę, że dostęp do wiedzy da przynajmniej niektórym z nich szansę na lepsze życie.


Prowizoryczny budynek wykonany z blachy, a w nim dzieci w czerwonych mundurkach, siedzące na klepisku lub pracujące przy zbitych z desek, kołyszących się ławeczkach – taki obraz zobaczyła dr Anna Watoła, gdy po raz pierwszy odwiedziła Kenię w 2012 roku. Jest pedagogiem, interesuje ją edukacja w innych krajach, dlatego poprosiła kierowcę, aby zawiózł ją do najbliższej wioski Amboseli, gdzie wzięła udział w lekcji w masajskiej szkole. Rozmowa z nauczycielem Simonem Kamą nie tylko zainspirowała ją do podjęcia badań edukacji początkowej kenijskich dzieci, lecz dała również początek wielu akcjom, w ramach których od lat przekazuje uczniom tamtejszych szkół i studentom przybory szkolne, laptopy oraz rowery. – Pomóc może każdy z nas – przekonuje pedagog z Uniwersytetu Śląskiego.

Nauczyciele przyjeżdżają do masajskich szkół na dwa, trzy miesiące w roku. Najczęściej są studentami, którzy nie dostali pracy w innych, lepszych ich zdaniem miejscach. – Odniosłam wrażenie, że woleliby być gdzie indziej. Zgłaszają się na ochotnika. Podróżują między wioskami i uczą trochę tu, trochę tam, traktując swoje działania jako misję edukacyjną. Pracują za kurę czy posiłek, rzadziej za pieniądze, chociaż muszą coś zarobić, aby móc kontynuować studia – mówi dr Anna Watoła. A uczniowie? Ołówkiem, bardzo delikatnie, zapisują notatki, które po pewnym czasie są wymazywane, aby znów w tym samym zeszycie można było zanotować kolejne informacje. – Edukacja dzieci z plemienia Masajów mnie zaintrygowała. Tak zaczęła się moja przyjaźń z niezwykłym afrykańskim zakątkiem – dodaje.

Kenia jest krajem zróżnicowanym. Z jednej strony bardzo dobrze funkcjonują dwa główne ośrodki miejskie – Nairobi, jedna z najbardziej rozwiniętych stolic Afryki oraz druga pod względem wielkości Mombasa. Jest tam luksusowa infrastruktura, są lotniska, hotele, kluby, szkoły nurkowania i kitesurfingu, ale też dobrze rozwinięta edukacja zarówno początkowa, średnia, jak i wyższa. Ale Kenia to też chatki z gliny, krowich odchodów czy drewna –  a może lepiej z patyków (drewna tam bardzo mało) w afrykańskim buszu i mieszkające w warunkach spartańskich plemiona Masajów borykających się głównie z brakiem dostępu do wody pitnej.

Pomiędzy miejscowościami i wioskami są ogromne odległości. Dostęp do systematycznie przekazywanej wiedzy mają najczęściej tylko dzieci z zamożniejszych rodzin. Edukacja jest wprawdzie bezpłatna, ale potrzebne są środki, aby nabyć przybory szkolne czy obowiązkowe mundurki. Najmłodsi z ubogich, wielodzietnych rodzin mieszkających w oddalonych od miast wioskach w ogóle nie chodzą do szkoły albo uczęszczają do niej tylko wtedy, gdy znajdą na to czas pomiędzy codziennymi obowiązkami – o ile akurat w tym czasie dotrze do szkoły nauczyciel.

– Mimo niełatwego losu, Masajowie są weseli, pełni radości. Mają niesamowite poczucie estetyki, ich stroje i tańce są wyjątkowe. Wytwarzają piękną biżuterię. Bardzo mi się podobają ich wewnątrzplemienne relacje. Pomagają sobie w tej wspólnej biedzie, nie przetrwaliby bez silnych więzi. Darzę ich wielką sympatią oraz szacunkiem i staram się mądrze pomagać – mówi pedagog.

Pierwsze spotkanie z nauczycielem Simonem Kamą w szkole w Amboseli zrodziło myśl o przekazaniu laptopa, który ułatwiłby mu pracę z dziećmi. – Pomysł wydawał mi się znakomity, bardzo szybko okazało się jednak, że sam sprzęt nie wystarczy. Potrzebna jest cała infrastruktura, dlatego niedługo później przy szkole zainstalowaliśmy solary. Pod ścisłym instruktażem męża Janusza wraz z córką – Martą uczyłam się wcześniej, jak je montować, potem walczyłam o transport, aby je dostarczyć do Kenii i wreszcie złożyłyśmy je w całość już na miejscu – ku radości uczniów i nauczyciela – opowiada dr Anna Watoła. Problem polegał jednak na tym, że oni nie do końca wiedzieli, do czego ten sprzęt wykorzystać. Tak rozpoczął się szczególny eksperyment edukacyjny. Pedagog postanowiła wraz ze sprzętem komputerowym rozwijać i przekazywać także programy oraz aplikacje edukacyjne w języku angielskim, a docelowo również w suahili, które ułatwiają prowadzenie lekcji, przyspieszają przekazywanie wiedzy i są dostosowane do potrzeb dzieci w różnym wieku, będących na różnym poziomie edukacji.

Kenijskie szkoły oddalone od głównych ośrodków miejskich funkcjonują na szczególnych zasadach. Masajowie to lud koczowniczy. Gdy zatrzymają się w danym miejscu dłużej, tam też posyłają dzieci do szkoły, o ile pozwalają im na to codzienne obowiązki. W związku z tym w jednej klasie są zwykle dzieci w różnym wieku i posiadające różną wiedzę. Na przykład na wyspie Wasini, którą dr Anna Watoła odwiedza regularnie, szkoła jest jednoklasowa. Dzieci uczą się pisać i czytać. Nauczycielka przychodzi, kiedy ma czas. Jeśli robi akurat pranie danego dnia lub gotuje, wówczas zostaje w domu. Tymczasem dzieci chodzą do szkoły codziennie, bawią się najczęściej wokół budynku i czekają na nauczycielkę, która być może tego dnia przyjdzie. Gdy dociera na miejsce, decyduje, które dzieci zaprasza na kolejne lekcje. Chwilę popracuje z pierwszą grupą, potem z drugą itd. – Obserwując ten proces, postanowiłam podjąć konkretne działania. Pomoc materialna w postaci przyborów szkolnych czy sprzętu komputerowego i opracowywanie programów edukacyjnych to jeszcze nie wszystko. Postanowiłam pomóc im również zbudować nowy, większy budynek, w którym dzieci mogłyby się uczyć jednocześnie. Ile w tym odwagi, a ile szaleństwa, sama nie wiem… – mówi pedagog.

W Mombasie podpisany został już akt darowizny ziemi na budowę obiektu, a inicjatywa zyskała nazwę „Szkoły pod baobabem” ze względu na rosnące tam piękne długowieczne liściaste drzewa. Gotowy jest projekt, budulec zostanie dostarczony natomiast przez mieszkańców wyspy, którzy zobowiązali się za darmo wykuć kamienne cegły. – Do tak zaprojektowanego miejsca mogliby w przyszłości pojechać na przykład nasi studenci, aby wspomóc proces edukacji kenijskich dzieci i, co tu dużo mówić, przy okazji przeżyć pewnie przygodę życia – przyznaje naukowiec.

Dr Anna Watoła nawiązuje także współpracę z przedstawicielami kenijskich uczelni. Chodzi nie tylko o wymianę edukacyjnych doświadczeń, lecz również o zaangażowanie studentów i wykładowców do współtworzenia edukacji afrykańskich dzieci, szczególnie tych z plemion Masajów. Studenci otrzymują więc sprzęt komputerowy wraz z oprogramowaniem oraz niejednokrotnie rower, aby mogli się przemieszczać między wioskami, a w zamian zobowiązują się do prowadzenia lekcji w szkołach – na wyspie Wasini lub w Amboseli. W realizację tego działania włączają się także kenijscy wykładowcy.

Obecnie partnerami w ramach realizowanych projektów są: Pwani University w Kilifi, Kenyatta University w Nairobi, Technical University of Mombasa oraz Koitaleel Samoei University College of Nairobi. Współpraca umożliwia m.in.: wymianę studentów i doktorantów, gościnne wykłady, udział w projektach edukacyjnych, a także prowadzenie badań czy organizowanie staży naukowych i praktyk pedagogicznych.

Dbając o edukację dzieci z plemion masajskich, nie zapomina się także o wartości ich własnej, niezwykłej kultury. Nikt nie chce, aby zapomnieli o miejscu, z którego się wywodzą, aby przestali używać właściwej sobie odmiany suahili. Chodzi raczej o stworzenie warunków, w których będą mieli szansę na rozwój i lepsze życie. Gdyby nie trwająca nadal ingerencja Europejczyków, Amerykanów czy kenijskiego rządu, plemiona te pewnie przetrwałyby, tak jak trwają od wieków. Tymczasem zmieniające się bez ich udziału państwo wymusza podejmowanie działań, które są dla nich szansą. – Przykłady można by mnożyć. Podam jeden z nich. Dlaczego na ruchu turystycznym wzbogacają się europejskie biura podróży? Równie dobrze takie usługi mogliby świadczyć autochtoni, do tego potrzebna jest jednak wiedza i znajomość języka angielskiego. Kto mógłby być lepszym przewodnikiem po Kenii niż Kenijczyk – pyta retorycznie naukowiec.

Ostatni dwumiesięczny wyjazd dr Anny Watoły, który zakończył się we wrześniu 2019 roku, był okazją do odwiedzenia szkoły w Bombolulu na obrzeżach Mombasy. Hospitując lekcje, pedagog gromadziła kolejne informacje na temat edukacji początkowej dzieci z plemienia Masajów. – Mamy narzędzia, które pozwalają nam analizować stopień gotowości szkolnej dzieci i przyrost wiedzy i umiejętności. Porównując wyniki z programami edukacyjnymi i samym systemem, jesteśmy w stanie zaproponować odpowiednie narzędzia edukacyjne wspomagające ten proces. Jednocześnie z jednej strony poznajemy często trudne historie tych dzieci, z drugiej – ich niezwykłą, fascynującą kulturę – mówi naukowiec.

Małgorzata Kłoskowicz | Sekcja Prasowa UŚ

Jak można pomóc?

Osoby, które chciałyby przekazać nowy lub używany sprzęt komputerowy, rower, a także przybory szkolne dla nauczycieli i uczniów z plemion masajskich w Kenii, proszone są o kontakt z dr Anną Watołą – anna.watola@us.edu.pl.

Zdjęcie portretowe dr Anny Watoły
Dr Anna Watoła prowadzi między innymi badania dotyczące edukacji dzieci z krajów afrykańskich

fot. Julia Agnieszka Szymala

 

return to top