| Tomek Grząślewicz |
„Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę.” Tymi słowami zaczyna się polska ustawa z dnia 21 sierpnia 1997 roku o ochronie zwierząt. Dr Marlena Drapalska-Grochowicz z Wydziału Prawa i Administracji, opiekunka Koła Naukowego Praw Zwierząt UŚ, mówi o skuteczności tego aktu prawnego oraz o innych aspektach ochrony zwierząt w Polsce.
Przez wiele dziesięcioleci kwestię prawnej ochrony zwierząt w Polsce regulowało dość archaiczne rozporządzenie Prezydenta RP z 22 marca 1928 roku, które w praktyce było nieefektywne. Aktualnie obowiązująca ustawa o ochronie zwierząt, nad którą prace rozpoczęto w 1994, weszła w życie kilka miesięcy po uchwaleniu Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, 24 października 1997. Na pamiątkę tego wydarzenia co roku w dniu 25 października obchodzimy Dzień Ustawy o Ochronie Zwierząt. Jak należy oceniać ustawę po ponad ćwierć wieku od jej wprowadzenia?
– Zasadniczo uważam, że ustawa stanowiła bardzo duży krok naprzód w prawnej ochronie zwierząt – mówi dr M. Drapalska-Grochowicz. – W czasie gdy ją uchwalano, ochrona zwierząt za pomocą prawa była traktowana w społeczeństwie jako sprawa błaha, postulat miłośników zwierząt. To myślenie w znacznym stopniu uległo zmianie i ustawa przyczyniła się do tego w znaczny sposób.
Projektodawcy ustawy wskazywali: „Samo zaostrzenie sankcji nie wpłynie na skuteczność prawno-karnej ochrony zwierząt, jeżeli nie zmieni się nastawienie wymiaru sprawiedliwości do tych spraw. Dotychczas mimo rozlewającej się fali okrucieństwa wobec zwierząt bardzo rzadko wpływają akty oskarżenia (…) znaczna część spraw kończy się uniewinnieniem lub umorzeniem z powodu <znikomej szkodliwości społecznej czynu>”. Konsekwentna i jednolita praktyka stosowania przepisów ustawy wpływa na społeczny jej odbiór – jeżeli ustawa nie jest stosowana gdy dochodzi do naruszenia ochrony zwierząt, może to prowadzić do powstania społecznego przekonania o nieistotności sprawy lub wpływać na utratę wiary w skuteczność instrumentów prawnych.
– Gdy analizuje się orzecznictwo od końca lat 90. XX wieku mniej więcej do 2013–2015 roku, okazuje się, że za znęcanie się nad zwierzętami zazwyczaj orzekane były grzywny – wyjaśnia dr M. Drapalska-Grochowicz. – Wymierzenie tego rodzaju sankcji mogło wpływać na przekonanie sprawców tych przestępstw, że nic się nie stało, zaś popełniony czyn był błahy.
Aktualnie w podobnych przypadkach możliwe jest orzeczenie kary pozbawienia wolności do lat 3 (za znęcanie lub bezprawne zabicie zwierzęcia) oraz kary pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5 (za znęcanie ze szczególnym okrucieństwem). Dr Marlena Drapalska-Grochowicz uważa jednak, że karanie jest ostatecznością, a większe znaczenie mają działania edukacyjne. Przytacza w tym kontekście wprowadzone w tym roku rozwiązanie hiszpańskie:
– Na mocy nowego prawa właściciele zwierząt domowych w Hiszpanii muszą przechodzić szkolenia: jak zajmować się zwierzętami, jak się o nie troszczyć, rozpoznawać ich potrzeby itd. Ta ścieżka może być inspirująca dla polskiego prawodawcy, bo ludzie nierzadko zapominają o tym, że ich zwierzęta to żywe, czujące istoty wymagające troski „na swoich prawach” a nie na miarę ludzkich potrzeb i wyobrażeń.
Wiele badań socjologicznych i psychologicznych pokazuje, że coraz częściej myślimy o swoich zwierzętach jako o członkach rodziny. Skoro zaś traktujemy je jako istoty nam bliskie, z którymi łączy nas więź i które wypełniają nasze potrzeby relacyjne, coraz bardziej interesujemy się możliwościami ochrony swoich „futrzastych dzieci” (za Donną Haraway), traktujemy je bowiem przez pryzmat ludzkiej troski. Ma to swoje dobre strony, gdy chociażby się spojrzy na media społecznościowe, w których bardzo często rozpowszechnia się informacje na temat niewłaściwego traktowania zwierząt i potrzeby interwencji.
Wspomniane zmiany społeczne wpływają też na praktykę stosowania ustawy. Można je zaobserwować w języku, w jakim sądy opisują relację człowieka ze zwierzęciem. Warto w tym miejscu przytoczyć wypowiedź jednego z sądów:
„Za dobro osobiste człowieka, podlegające ochronie na gruncie prawa cywilnego, może zostać uznana jego więź ze zwierzęciem, w szczególności z psem. Zerwanie tej więzi może wywoływać u człowieka smutek, tęsknotę, poczucie straty. Fakt, że zwierzę jest istotą żywą, odczuwającą ból może powodować u człowieka także współczucie i współprzeżywanie doznawanego przez zwierzę cierpienia”.
Zgodnie z art. 5 ustawy: „Każde zwierzę wymaga humanitarnego traktowania”. Czy zwierzęta gospodarskie mogą liczyć na podobny zakres ochrony, co koty i psy żyjące w naszych mieszkaniach?
– Zwierzę domowe to kompan, którego traktujemy w bardzo spersonalizowany, ale też antropocentryczny sposób: to jest mój Burek, to mój kanarek Filip, natomiast zwierzęta gospodarskie dla przeciętnego odbiorcy są anonimowe, obce. Są traktowane jak rzeczy, jako przedmiot obrotu handlowego. W związku z tym wiele przypadków znęcania się nad zwierzętami w tej kategorii nie wychodzi na światło dzienne, nie wzbudza też zainteresowania. Warto zwrócić uwagę, że sam ustawodawca w ustawie definiując zwierzęta domowe wskazuje, że są to zwierzęta przebywające wraz z człowiekiem w jego domu lub innym odpowiednim pomieszczeniu, utrzymywane przez człowieka w charakterze jego towarzysza. W przypadku zwierząt gospodarskich ten empatyzujący język zanika – zwierzęta gospodarskie to zwierzęta w rozumieniu przepisów o organizacji hodowli i rozrodzie zwierząt gospodarskich. Ich status jest rozpatrywany według „wartości użytkowej i oceny genetycznej”.
Sama ustawa i inne akty prawne to tylko jeden z elementów systemu ochrony praw zwierząt, której poziom w dużej mierze zależy od otoczenia, w jakim zwierzęta funkcjonują. Istotną rolę pełnią tutaj chociażby organy jednostek samorządu terytorialnego (gminy) sprawujące nadzór nad schroniskami dla bezdomnych zwierząt czy organizacje pozarządowe, których celem jest ochrona dobrostanu zwierząt. Częścią tego systemu jesteśmy również my, obywatele: mamy prawo do sprawowania kontroli społecznej oraz wyrażania sprzeciwu w przypadku, gdy zwierzętom wokół nas dzieje się krzywda – to w głównej mierze właśnie od tej „pierwszej reakcji” zależy, czy zwierzę uda się ochronić.
Koło Naukowe Praw Zwierząt UŚ, którym opiekuje się dr M. Drapalska-Grochowicz ma na koncie m.in. skuteczną blokadę likwidacji domków dla kotów w Katowicach. Powstało ponad dekadę temu na Wydziale Prawa i Administracji jako pierwsza organizacja tego rodzaju w Polsce. W ubiegłym roku zostało reaktywowane.
– Prowadzimy działalność edukacyjną – opowiada opiekunka koła. – Jeździmy z warsztatami do liceów i opowiadamy o prawach zwierząt: co robić, gdy się dzieje coś złego? Skąd się wzięły prawa zwierząt z perspektywy filozoficznej? Omawiamy bieżące zagadnienia, takie jak tzw. „piątka dla zwierząt” czy możliwość wprowadzenia zakazu ferm futrzarskich. Mamy w planach zaproszenie na prelekcje czy spotkania online kilku specjalistów w zakresie ochrony prawnej zwierząt. Zgłaszają się też do nas ludzie z praktycznymi problemami, które próbujemy rozwiązać.
Działalność Koła została wznowiona z inicjatywy studentów pierwszego i drugiego roku prawa:
– Dla młodszych pokoleń sprawy klimatu, środowiska i dobrostanu zwierzęcego są istotne, a być może nawet bardziej znaczące niż tradycyjnie rozumiane problemy prawne. Prawo dla tych młodych osób to narzędzie, za pomocą którego można wpływać na rzeczywistość społeczną – zauważa dr Marlena Drapalska-Grochowicz.