Dr inż. Małgorzata Błaszczyk z Wydziału Nauk Przyrodniczych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach zajmuje się teledetekcją obszarów polarnych, badaniami dynamiki lodowców uchodzących do morza oraz interesuje się szeroko pojętą glacjologią. Brała udział w XXXI wyprawie polarnej na przełomie lat 2008–2009. Wspominając czas zimowania na Spitsbergenie, opowiada przede wszystkim o budowaniu relacji z innymi uczestnikami wyprawy, w tym o sytuacji „zawieszenia”, przysłowiowym zaciskaniu zębów i… wyszukiwaniu nietypowych okazji do świętowania. Polarniczka radzi też, co robić, aby łatwiej znieść czas izolacji.
|dr inż. Małgorzata Błaszczyk|
Przed wyprawą polarną, w okresie przygotowań i rozmów z doświadczonymi zimownikami, oprócz wielu fascynujących opowieści, moją wyobraźnię karmił przysłowiowy Kubek. Kubek, który postawiony w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie mógł doprowadzić do awantury. Z perspektywy czasu potwierdzam, nieumyty przez dwa dni Kubek zalegający w salonie może wkurzyć nawet niespotykanie spokojnego człowieka.
O zimowaniu mówi się, że jest trudniej niż w Rodzinie, ponieważ na krańcu świata spotyka się kilka (zwykle od 8 do 11) całkiem przypadkowych, nieznanych sobie osób – w różnym wieku, z różnym bagażem doświadczeń, najczęściej o silnym charakterze.
Zamknięci w bazie, chcą i muszą spędzić ze sobą (czyli wytrwać) cały rok. Z perspektywy czasu różnice pomiędzy Zimownikami i Rodziną postrzegam inaczej. Rodzina, zwłaszcza duża czy wielopokoleniowa, również jest konglomeratem ludzi różnych charakterów, temperamentu, wykształcenia, przeróżnych zainteresowań, czasem dalekich od siebie jak Ziemia i Obłok Magellana, czy choćby różnego rozumienia pojęcia dobra oraz zła. Zatem konflikty są nieodłączną częścią życia, zarówno na dalekiej Północy, jak i w naszej domowej codzienności.
To, co może różnić (a może jednak nie?), oba te środowiska, to cel. Zimownicy mają powierzone różne zadania, od stanowisk zawodowych (oceanograf, meteorolog, hydrochemik, geofizyk, geodeta, konserwator, mechanik, informatyk) do dodatkowych funkcji niezbędnych w całorocznym funkcjonowaniu Stacji. Trzeba dbać o stan budynków, robić remanenty w składach żywności, brać odpowiedzialność za psy itd. Celem nadrzędnym wydaje się jednak przetrwanie. Nie chodzi o widmo klęski głodowej, choć takie doświadczenia znają uczestnicy każdej wyprawy, szczególnie wtedy, gdy kończą się ulubione przysmaki: ketchup, majonez czy Nutella.
Najważniejsza jest świadomość, że jesteśmy sobie potrzebni. Co więcej, musimy czuć się potrzebni. W zamkniętej przestrzeni nie da się omijać drugiej osoby, a przynajmniej jest to trudne. Generalnie, mam wrażenie, że łatwiej jest w takich warunkach wybaczać. Towarzyszy nam ciągły stan gotowości, nigdy nie wiadomo, kiedy wydarzy się jakaś trudna sytuacja. Być może wtedy będziemy potrzebować pomocy drugiej osoby, może nawet tej, która „zalazła nam za skórę”. Dlatego człowiek zmusza się do „nie widzenia”, „zapominania” i „zaciskania zębów”. Postawę taką pomaga utrzymać świadomość, że ta sytuacja „zawieszenia” wkrótce się skończy, znamy bowiem datę, gdy zimowanie dobiegnie końca. Jak w wojsku, rok nie wyrok. Wkrótce wrócimy do domu, szkoda tracić energię na rozpamiętywanie czy żale. Oczywiście nikt nie twierdzi, że nie ma konfliktów. Owszem, bywają, jak to w życiu, czasem burza w szklance wody, czasem większe awantury. W różnym stopniu się lubimy, ale chwil pozytywnych jest dużo więcej, więc nadal razem siadamy do stołu, świętujemy, pracujemy, bo inaczej po prostu się nie da.
Monotonną codzienność podczas zimowania urozmaicało wspólne obchodzenie różnych przedziwnych świąt, od urodzin najbliższych czy dalszych krewnych do Dnia Pluszowego Misia (25 listopada), Dnia Polarnika (21 maja) czy Barbórki (skoro pochodzimy ze Śląska). Okazuje się, że okazję do świętowania można znaleźć codziennie, wystarczy poszperać w internecie. Z braku bliskości sklepów prezenty urodzinowe wykonywane były przez nas i tematycznie dopasowane do solenizanta. Uroczystości urozmaicał nam oldskulowy adapter. Każda wyprawa ma swoje przeboje, przy których – dosłownie – zdziera się płyty. Wszyscy znają na pamięć „Mały biały domek” Mieczysława Fogga czy „Kawiarenki” Ireny Jarockiej. Organizowaliśmy także wieczorki tematyczne, podczas których prezentowaliśmy swoje zdjęcia z różnych części świata, np. Indii, Meksyku czy Grenlandii. Jak pogoda nie pozwalała na wyjścia, układaliśmy puzzle.
Ciasnotę stacyjną każdy jakoś odreagowuje. Mnie „oczyszczała” moja funkcja geodety-glacjologa. Co tydzień opuszczałam bazę na kilka, kilkanaście godzin, aby wykonać pomiary na lodowcach. Miałam więc wystarczająco dużo czasu na to, żeby oglądać kosmiczne krajobrazy i przypomnieć sobie, po co tutaj jestem. Nie byłam jednak nigdy sama, ze względów bezpieczeństwa zawsze ktoś mi w pracy towarzyszył. Nikogo jednak do szczeliny nie zepchnęłam, nikt się mnie także na lodowcu nie pozbył (śmiech). PRZETRWALIŚMY i to z całkiem sporym bagażem dobrych wspomnień!
Czy pandemia, która zmusza nas do pozostania w domach, nieraz ciasnych, może mieć podobny wpływ na nasze zachowania? Chyba tak. Po pierwsze, jak na dalekiej Północy, jesteśmy od siebie zależni. Po drugie, do współpracy zmusza nas czynnik zewnętrzny – przepisy prawne, co łatwiej nam przyjąć w stanie zagrożenia epidemią. Po trzecie, jak każda wyprawa, ten stan pandemii przecież też kiedyś się skończy.
W drugiej części artykułu prezentowane są wspomnienia Katarzyny Stachniak z Instytutu Nauk o Ziemi UŚ, która uczestniczyła z kolei w XXXXI wyprawie polarnej na Spitsbergen, na przełomie lat 2018–2019. Obie polarniczki łączą: pasja pracy w świecie Arktyki oraz wspólne doświadczenia związane z izolacją polarną – tzw. zimowaniem. Czy coś się zmieniło w ciągu dziesięciu lat? Czy problemy związane z izolacją są podobne?
Warto porównać te opowieści: Zimowanie na Spitsbergenie. Jak sobie radzić w czasach izolacji? | cz. 2
Korzystając z doświadczeń nocy polarnej, przygotowała dla Państwa kilka podpowiedzi, co robić, aby nie zwariować:
Jeżeli możesz, to spędź od czasu do czasu jeden dzień w lesie, w górach czy nad wodą.
Wychodź z domu, choćby na krótki spacer!
Znajdź jakąś śmieszną okazję do świętowania i zaangażuj rodzinę, dbając o relację.
Zapomnij o problemach i znajdź kreatywne, angażujące zajęcia. Układaj puzzle – minimum tysiąc elementów!
Może rodzice lub dziadkowie mają adapter i stare płyty? Wyciągnijcie i posłuchajcie starych szlagierów w chropowatym brzmieniu.
Zrób rodzinny pokaz zdjęć, których nie zdążyliście dotąd obejrzeć. W końcu jest na to czas!
Zrób to, na co nigdy nie masz czasu.