W tym roku po raz pierwszy obchodzimy Dzień Nauki Polskiej. Nowe święto państwowe, przypadające 19 lutego (w rocznicę urodzin Mikołaja Kopernika), zostało ustanowione jako wyraz uznania dokonań polskich naukowców. Jak czytamy w uzasadnieniu, na szczególną uwagę zasługują: dążenie uczonych do poznania prawdy i przekazywanie wiedzy kolejnym pokoleniom, a także fundamentalna rola nauki w tworzeniu cywilizacji.
O komentarz poprosiliśmy prof. dr. hab. Andrzeja Norasa, prorektora ds. badań naukowych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.
|Małgorzata Kłoskowicz|
Panie Profesorze, dotarła do nas znakomita wieść. Na liście świąt państwowych, ustanawianych przeważnie z myślą o upamiętnianiu wydarzeń historycznych, znalazł się Dzień Nauki Polskiej. Tym razem zwracamy więc uwagę na dokonania polskich naukowców. Spróbujmy się pochylić nad nazwą święta. Sporo się dziś mówi o znaczeniu umiędzynarodowienia wyników prowadzonych badań. Podkreślamy znaczenie tzw. widzialności i mobilności pracowników polskich uczelni. Zapraszamy badaczy reprezentujących światowe ośrodki naukowe. Jak wobec tego możemy rozumieć określenie nauka polska?
Domyślam się, że nawiązuje Pani do obowiązującej ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce. Do tej pory było tak, że nasza uwaga koncentrowała się przede wszystkim na kształceniu młodszych pokoleń. Byliśmy obciążeni obowiązkami dydaktycznymi, a rosnąca liczba studentów stawała się poniekąd wyznacznikiem jakości naszej pracy. Nauka znajdowała się w pewnym sensie na drugim miejscu. Tymczasem nowa ustawa kładzie nacisk na działalność badawczą. Pojawiły się głosy, że kosztem kształcenia. Nie wydaje mi się. Kształcenie i działalność naukowa to dwie nogi, na których stać powinien każdy uniwersytet. Wyzwaniem będzie zachowanie równowagi. Jeśli zatem miałbym w jednym zdaniu streścić wspomnianą ustawę, powiedziałbym, że nie ma dobrej dydaktyki bez znakomitych badań naukowych. Taka postawa domaga się mobilności, wymiany doświadczeń, otwarcia się na świat.
Dzień Nauki Polskiej brzmi jednak lepiej niż, powiedzmy, Dzień Nauki Umiędzynarodowionej…
Nauka polska… Złośliwi zdążyli już skomentować patronat nowego święta, mowa oczywiście o Mikołaju Koperniku. Czy był Polakiem? Jego pochodzenie wydaje się trudne do ustalenia, jeśli weźmiemy pod uwagę współczesne kategorie przynależności narodowej…
Wróćmy jednak do naszych naukowców. Jednym z istotnych elementów uprawiania nauki jest dzisiaj mobilność kadry naukowej i bogactwo kontaktów na poziomie międzynarodowym. Jeszcze dwadzieścia pięć czy trzydzieści lat temu nie było możliwości swobodnego przemieszczania się między krajami Europy i świata. Fizyk badający cienkie warstwy nie mógł ot tak zaprosić innego fizyka zza żelaznej kurtyny do siebie. To sprawia, że tzw. nauka polska znajduje się dziś w takim, a nie innym miejscu. Na szczęście nadrabiamy ten czas. Nasi naukowcy, doktoranci, studenci uczestniczą w zagranicznych konferencjach, odbywają staże w ośrodkach naukowych na każdym z kontynentów, są wreszcie członkami międzynarodowych zespołów badawczych, redakcyjnych, eksperckich itd.
Ten aspekt swojej działalności afiliują do Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach i w tym sensie stają się polskimi naukowcami, bez względu na to, z którego kraju pochodzą… Kolejną interesującą kwestią wydaje się uzasadnienie ustanowionego święta. Dzień Nauki Polskiej ma być formą docenienia tych, którzy dążą do poznania prawdy. Jestem we właściwym miejscu. O to, co to oznacza, pytam znawcę i miłośnika filozofii. Panie Profesorze?
Wyobraźmy sobie, że rzeczywistość jest jak tort. Przedstawiciele różnych dyscyplin naukowych wycinają sobie kawałek ciasta i konsumują go we właściwy sobie sposób. Innymi słowy, spoglądają na rzeczywistość przez pryzmat tego fragmentu. Czujemy więc potrzebę budowania uogólnionej refleksji. Niemieccy filozofowie z przełomu XIX i XX wieku pokusili się o taką odpowiedź, nauką o całości nazwali filozofię. To nie zmienia faktu, że każda, nawet najbardziej wąska specjalizacja, dąży do opisania struktury całej rzeczywistości, czyli chce uchwycić prawdę.
Wydaje się, że już parę razy byliśmy blisko…
Pod koniec XIX wieku padło piękne zdanie z ust Alberta A. Michelsona, amerykańskiego fizyka, noblisty, który, co ciekawe, urodził się w Strzelnie, na terenach dzisiejszego województwa kujawsko-pomorskiego.
Ów uczony w 1894 roku napisał, że „wszystkie najważniejsze fundamentalne prawa i fakty w fizyce zostały już odkryte i tak dobrze ustalone, iż jest znikome prawdopodobieństwo, że zostaną one uzupełnione w wyniku nowych odkryć… Przyszłych nowych prawd w fizyce trzeba będzie szukać na szóstym miejscu po przecinku”. Początek kolejnego wieku pokazał, jak dalekie od prawdy było to stwierdzenie.
Bliższe są mi więc słowa Maxa Schelera, który pięknie napisał w odniesieniu do XX-wiecznej antropologii filozoficznej: jeszcze nigdy człowiek nie wiedział na swój temat tak wiele, a zarazem nie wiedział, jak wiele nie wie.
Nauka jest procesem nieskończonym. Poznanie, jak pisał Paul Natorp, to wieczne fieri – stawanie się.
Ogromną wartość w tym znaczeniu ma dydaktyka, która także pojawia się w komentarzu do ustanowionego święta. Przekazywanie wiedzy kolejnym pokoleniom to jeden z elementów tego stawania się.
Spotykamy się w przestrzeni uniwersytetu. Kontakt z młodym człowiekiem jest kluczowy. Ja bardzo cenię sobie pytania zadawane przez studentów. Ja sam przeszedłbym obok wielu kwestii obojętnie, a tu się nagle okazuje, że dotykamy szalenie interesujących zagadnień.
Powiem więcej. Wyobraźmy sobie sytuację, w której uczony spotyka swoich uczniów oraz innych kolegów-uczonych i mówi: nie idźcie tą drogą, którą ja podążałem. Jakie to może być odkrywcze! Odnoszę wrażenie, że dzisiejszy, grantowy sposób finansowania nauki premiuje te działania, które muszą dać wynik pozytywny. My zakładamy, że odniesiemy badawczy sukces, otrzymamy pożądane wyniki. Tymczasem mnie bliższa jest wizja nauki jako podążania ku tym uliczkom, które już oznakowane zostały jako ślepe. Jeśli Mikołaj Kopernik nie dopuściłby innej wizji świata, niż ta, która obowiązywała, nigdy nie wstrzymałby Słońca i nie poruszył Ziemi. Przecież on musiał być sam przeciw całemu światu. Po tylu latach wciąż jeszcze mówmy: Słońce wschodzi.
Jak powinniśmy mówić?
Odnoszę wrażenie, że Słońce wschodzi. Tymczasem Ziemia układa się w taki sposób względem Słońca, że moje wrażenie wydaje się prawdziwe. To pokazuje rzecz fundamentalną: odmienność namacalnego i naukowego obrazu świata.
Dotknijmy wreszcie trzeciego argumentu dla ustanowienia nowego święta państwowego, to jest fundamentalnego znaczenia nauki dla tworzenia cywilizacji… To wielkie słowa.
Bałbym się takich słów (śmiech). Niemiecki filozof, bliski mi Nicolai Hartmann, miał interesujący pomysł na opisanie rzeczywistości. Uważał, że myśl powinna być ponadstanowiskowa. Krytykował wszelkie –izmy, jako ograniczone punkty widzenia. Kiedy więc mówimy o tworzeniu cywilizacji, pamiętajmy o kawałkach tortu, o spojrzeniach z perspektywy poszczególnych dyscyplin naukowych, znakomitych, lecz fragmentarycznych i często specjalistycznych. Fundamentem nauki, która ma kluczowe znaczenie dla tworzenia cywilizacji, jest właśnie filozofia.
Dziękuję za rozmowę.