Czy świat stał się wesołym miasteczkiem pełnym atrakcji, z których nie chcemy rezygnować nawet w sytuacji globalnego zagrożenia, jakim jest pandemia koronawirusa? Ktoś nam na chwilę wyłączył prąd. Nie wiemy jeszcze, ile to potrwa. Doświadczamy teraz wielu sytuacji, wobec których jesteśmy bezradni. Jak sobie radzić z tym, na co nie mamy wpływu? Na czym skoncentrować teraz swoją uwagę? Posłuchajmy głosu starożytnych Greków. W ich imieniu mówi prof. dr hab. Bogdan Dembiński z Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, historyk filozofii starożytnej, pasjonat wspinaczki wysokogórskiej.
|Małgorzata Kłoskowicz|
Panie Profesorze, zajmuje się Pan od wielu lat studiowaniem myśli starożytnych filozofów. Czy bliski jest Panu ich sposób pojmowania świata?
Filozofowie starożytni, a dokładniej – greccy – są mi bliscy nie tylko ze względu na naukowe zainteresowania. Patrząc przez pryzmat własnych życiowych doświadczeń, mogę przyznać, że ich postawa wobec życia jest bliska mojej. Obca jest mi akrobatyka słowna charakterystyczna dla wielu późniejszych filozoficznych kierunków. Bliższe jest mi natomiast myślenie o tym, co dotyczy natury świata i jest ważne dla naszego sposobu istnienia czy jakości naszej egzystencji.
Chciałbym zwrócić szczególną uwagę – nie tylko w dobie pandemii – na pewien szczególny rodzaj postawy wobec świata. Większość starożytnych filozofów uważała, że otaczającego nas świata nie da się zmienić. Ma on swój porządek, jest procesem, w którym cały czas coś się dzieje, niezależnie od tego, czy tego chcemy, czy nie. Z naszej perspektywy czasem jest to idylla, częściej dramat. Myślę, że starożytni filozofowie greccy szukali przede wszystkim odpowiedzi na pytanie, jak zachować się wobec wydarzeń, na które nie mamy wpływu.
Domyślam się, że poddali analizie większość możliwych postaw wobec świata, by potem wybierać i promować te, które były najbardziej optymalne…
Powiem więcej. Myślę, że je przetrenowali, choć pewnie nie wszystkie. Życie samo w sobie jest przecież niewyczerpalne. To, co proponują starożytni Grecy, opiera się na przekonaniu, że świata nie zmienimy, ale możemy zmienić siebie. Zmienić po to, aby czuć się w psychologicznym sensie szczęśliwymi.
Nie chodzi tu jednak o rezygnację z prób „polepszania” świata, lecz o coś o wiele istotniejszego – zgodę na świat taki, jakim jest i na własną naturę, z wszystkimi jej ograniczeniami. Pragniemy, żeby świat był inny, stosował się do nas, do naszej woli, co więcej, sami chcielibyśmy zazwyczaj być kimś innym. Wtedy rodzą się problemy. Tak po prostu nie jest i nie będzie. Jeśli nie wyrazimy zgody, będziemy wciąż niezadowoleni, skłóceni z sobą i ze światem, w stanie nieustannej, w dodatku z góry przegranej walki. To nie może dać szczęścia.
Co robić, aby być szczęśliwym? Wydaje się, że to pytanie, choć pewnie nadal aktualne, jest w dzisiejszym świecie infantylizowane…
Brzmi może trochę patetycznie, może zabawnie… Zmieńmy je więc i zapytajmy, co proponują nam starożytni filozofowie greccy w odniesieniu do naszej relacji do świata. Innymi słowy, jaką postawę wobec niego powinniśmy przyjąć, aby osiągnąć stan ducha zwany eudajmonią (szczęściem). Otóż naszym, ludzkim zadaniem jest sobie w pewien sposób z tym światem poradzić. To jest kłopot, ponieważ świat zmienia się dynamicznie. Nagle pojawia się pandemia, a wraz z nią zaskoczenie, przerażenie. Czujemy się bezradni. Nie jesteśmy przygotowani na taką zmianę. Wszystko było dotychczas poukładane. Niektórzy doświadczają stanów lękowych, strachu, inni paniki.
Moją pasją jest wspinaczka górska, dlatego tę sytuację porównałbym do człowieka, który decyduje się na ekstremalną wyprawę bez przygotowania psychicznego i fizycznego. Nic więc dziwnego, że gdy pojawiają się trudności, towarzyszą im lęk i panika.
Ważne jest poczynienie pewnych przygotowań, nie bez znaczenia pozostają świadomość zagrożeń i gromadzone przez lata doświadczenia. Do sytuacji pandemii trudno było się jednak przygotować.
Rozważmy więc dwie wskazówki starożytnych filozofów greckich. Gdy zaczniemy zgłębiać ich myśl, dowiemy się, że po pierwsze trzeba zaakceptować, że świat nie jest taki, jakim chcemy, żeby był, że jest w nim miejsce na sytuacje negatywne i pozytywne.
Po drugie – i tu mówię już za stoikami – powinniśmy zbudować wewnętrzną twierdzę, aby przetrwać. Inaczej świat zewnętrzny nas zmiecie. Ten wciąż się zmienia. Jeśli coś się w nim zawali, zawalimy się razem z nim. Jeśli natomiast będziesz miał tę wewnętrzną fortecę, choćby świat się zmienił, Ty masz szansę zachować siebie i nie rozpaść się razem z nim.
Odnoszę wrażenie, że radziliśmy sobie całkiem nieźle z budowaniem zewnętrznego świata, przestaliśmy jednak zwracać uwagę na znaczenie pracy nad sobą. Nie mieliśmy czasu, aby odpowiedzieć na pytanie, jak w tym wszystkim zadbać o siebie. I wcale nie chodzi o szeroko rozumiany samorozwój, naukę, poszerzanie wachlarza swoich umiejętności, lecz o wspomnianą już wcześniej postawę wobec świata. Każdy z nas ma wolną wolę, sam może więc przyjąć wybraną przez siebie postawę. Okazuje się, że jest to kwestia decydująca.
Która z postaw jest Panu najbliższa, Panie Profesorze?
Jest takie powiedzenie wśród wspinaczy, z którego wynika, że powinniśmy przygotować się na najgorsze, a oczekiwać najlepszego. Dziś, mam na myśli współczesny świat, mamy bardzo mocno rozbudowaną sferę pragnień i pożądań. Odnoszę wrażenie, że ona całkowicie zdominowała nasze funkcjonowanie w świecie. Wszystko, co nas otacza, budujemy z komponentów tego, co zewnętrzne. Nieopanowanie tych pragnień rodzi strach – z jednej strony przed niemożnością ich zrealizowania, z drugiej – przed utratą tego, co już udało nam się zdobyć. Nieopanowanie wewnętrzne, nierozumienie stanu rzeczy, staje się przyczyną fatalnych sposobów reagowania na świat. Wróćmy do sytuacji wędrowca, który, nieprzygotowany, nagle znalazł się w trudnych warunkach wysokogórskich. Skutki można łatwo przewidzieć. Warunki przetrwania są dwa: zrozumienie świata, w którym się poruszamy i zrozumienie siebie, własnych możliwości. Czy ma sens narzekanie na to, że góry są górami? Świata nie zmienimy. Jedyne, co możemy zmienić, to naszą postawę wobec niego. I o tę postawę właśnie tutaj chodzi. Musi być ona zgodna ze światem, a nie tylko z moim wyobrażeniem o świecie, musi też być zgodna z moją własną naturą, ze świadomością własnych możliwości, a nie jakimś wyobrażeniem o sobie.
Odnoszę wrażenie, że dziś większość z nas traktuje świat jak wesołe miasteczko. Teraz wyłączono nam prąd. Doznaliśmy szoku. Jak świat mógł nam coś takiego zrobić?!
Na szczęście jest jeszcze Internet.
Ma Pani rację. Świat na chwilę nam umknął, ale nic złego się nie dzieje, bo możemy go zastąpić internetowym oknem. Karuzela kręci się dalej. To kolejne złudzenie. Nie uciekniemy. Nie da się zaczarować świata i powiedzieć: zamknąłem oczy, złe zniknęło! Co powiedzieliby starożytni Grecy? Prawdziwy ratunek jest wyłącznie w nas samych, w tym, co zbudujemy w sobie.
Załóżmy wobec tego, że doświadczenie skutków pandemii, jakie by one nie były, staje się źródłem refleksji o swoim miejscu w świecie i jego kruchej, pozornej stabilności. Może rzeczywiście wewnętrzna twierdza byłaby teraz czymś kuszącym, antidotum na stan zawieszenia. Budowanie postawy wobec świata to jednak proces, trenowanie, jak na siłowni – od czegoś trzeba zacząć, aby przyjrzeć się swoim pragnieniom i lękom.
Wewnętrzna twierdza to zrozumienie, że światu nie da się narzucić naszej woli. Jeśli będziemy próbować, wtedy zrodzi się hybris – szaleństwo. Bogowie ześlą na nas tragedię, nie dopuszczą do tego, aby człowiek zajął ich miejsce, żeby stał się jednym z nich. Być może to jest właśnie owo „Coś”, o czym Olga Tokarczuk powiedziała, że nas dzisiaj sprawdza. Nie możemy żyć i myśleć, jak bogowie. Dali nam właśnie znać, że jesteśmy śmiertelni! W górach czy na morzu odczuwa się to mocno.
Jak poradzić sobie w takiej sytuacji z lękiem?
Cennej lekcji udzielają góry. Podczas wspinaczki doświadczam lęku. Wiem, co mi grozi, więc zachowuję ostrożność i koncentruję się na tym, co robię. Kiedy znajduję się na pewnej wysokości, w moim zasięgu jest przestrzeń o średnicy paru metrów i tylko to mnie interesuje – tylko to, co jest realnie w zasięgu mojego ciała, moich możliwości, moich działań. Przestaję myśleć o tym, co dostrzegam poniżej i co widzę gdzieś daleko nade mną. Parę metrów i koncentracja wystarczą, aby iść naprzód i dotrzeć w końcu do celu wędrówki.
Jest w greckiej myśli jakaś głęboka mądrość – zajmuj się tylko tym i koncentruj się tylko na tym, na co masz wpływ. Przestań obawiać się tego, na co nie masz wpływu. Rób swoje – najlepiej jak potrafisz. Trzeba ćwiczyć rozsądne godzenie się z sytuacjami, z którymi nic nie możemy zrobić, po to, żeby ze spokojem i pełną koncentracją móc zająć się np. poszukiwaniem skutecznej szczepionki, dojściem do końca górskiej ściany czy dopłynięciem do portu. Można wtedy poczuć spokój, jakiś rodzaj ulgi i sensowności działania.
Myślę jeszcze o jednej ciekawej lekcji, którą otrzymujemy w wyniku kontaktu z trudną rzeczywistością. W takich sytuacjach zawsze łatwiej dostrzec naszą prawdziwą hierarchię wartości, przypomnieć sobie, co jest dla nas naprawdę ważne. Zapewne już wielu z nas przekonało się, że wiele z tych rzeczy, które jeszcze przed pandemią uznawaliśmy za fundamentalne dla naszego życia, dziś ma już inne, być może nawet znikome, znaczenie. Tego właśnie szukam w górach. Podobnie jak inni wspinacze, chcę głębiej doświadczyć świata. Myślę, że dziś wszyscy znaleźliśmy się w takiej sytuacji. Świat nadal będzie funkcjonował, pewnie trochę inaczej, ale czy przez to mamy stracić optymizm?
Co jeszcze, oprócz wspinania, jest dziś dla Pana źródłem optymizmu?
Działam – czytam książki, przyglądam się przyrodzie, piszę, prowadzę ciekawe rozmowy, piję znakomitą kawę, mam wokół siebie dobrych ludzi! Czy to mało? Pilnuję, aby nie umknęło mi to, co najważniejsze, przyjemność życia – po prostu życia, czyli możliwości doświadczania świata we wszystkich jego odsłonach. A odczuwa się to życie w sposób szczególny wtedy, kiedy jest ono w jakiś sposób zagrożone w myśl zasady no risk, no fun.
Życie samo jest największym darem, jakim obdarzyli nas bogowie. Jak mówił Epikur, jeśli nic nam nie dolega, mamy wszystko – cały świat do naszej dyspozycji. Nie musimy o niego zabiegać, lecz wyłącznie nauczyć się z niego mądrze korzystać. To dopiero prawdziwy optymizm!
Bardzo dziękuję za rozmowę.