Pierwszy kontakt telefoniczny z lekarką Jolantą Wadowską-Król, doktórką z Szopienic, która w latach 70. XX w. leczyła dzieci chore na ołowicę, zwaną Matką Boską szopienicką, nawiązałam w wyjątkowo bolesnym dla Niej dniu. Z serdecznością kontynuowała ze mną rozmowę, pod koniec ujawniając, że jest to dzień Jej pożegnania z Mężem, dzień uroczystości pogrzebowych lekarza Zbigniewa Króla. To była pierwsza wskazówka, jaką osobą jest Pani Doktor.
Po niecałym miesiącu spotkałyśmy się w Jej domu w Katowicach. Długa, prawie dwugodzinna rozmowa dała mi możliwość rozeznania się, jak postrzega siebie i świat Jola – bo tak poprosiła, bym się do niej zwracała. To był kolejny sygnał: skraca dystans, upraszcza to, co nie wymaga skomplikowanych formuł, choć wykazuje zdrowy rozsądek, bowiem czas pandemii wymuszał zachowanie ostrożności i ograniczeń w relacjach interpersonalnych.
Potem były rozmowy, autoryzacja wywiadu, nasze prywatne śledztwo dotyczące doktoratu Pani Doktor, poznawanie wielowątkowej narracji dotyczącej szopienickiej ołowicy i tego, co się stało w 1974 roku. Z cierpliwością odpowiadała na moje czasem – teraz to wiem – naiwne pytania. Z zainteresowaniem wysłuchiwała kolejnych relacji dotyczących efektów przeprowadzonych kwerend w kilku archiwach. Budowałyśmy wielowątkową opowieść, w której kwestie osobiste (sprawa Jej doktoratu w kontekście uwarunkowań polityczno-społecznych lat 70. XX w.) przeplatały się ze wspomnieniami o Jej aktywności zawodowej związanej z leczeniem szopienickich dzieci z ołowicy. Stopniowo zaczęłam poznawać Jolantę Wadowską-Król, Jej performatywną stronę, aktywność i sprawczość świadka, otwartą interlokutorkę, wnikliwą i rzetelną przewodniczkę po wspólnocie ołowików, czyli Jej dzieci (jak ich – współcześnie prawie sześćdziesięciolatków – czule określa doktórka Królka). I świetnego kierowcę. Choć zanim do tego doszło, nadszedł 24 czerwca 2021 roku i czas radosny – uroczystość nadania Jej tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Śląskiego. Wielu z nas, uczestników wydarzenia, nabrało przekonania, że wydarzyło się coś ważnego, nie tylko w wymiarze symbolicznym. Nie mam wątpliwości, że tytuł doktora honoris causa nie był wystarczającą… właśnie: czym? Rekompensatą, nagrodą? Jolanta Wadowska-Król nie lubiła, kiedy się tak stawiało sprawę. I nie znosiła, kiedy nazywano Ją bohaterką. Powtarzała: „Nic wielkiego nie zrobiłam, po prostu pracowałam”.
Podczas jednego ze spotkań, kiedy nakarmiła mnie pysznymi malinami z własnego ogrodu, poprosiłam, by szczerze opisała, na czym ta Jej praca polegała. Chciałam zorientować się, gdzie przebiegała granica pomiędzy obowiązkami wynikającymi z wykonywanego zawodu lekarza i przysięgi Hipokratesa, a gdzie zaczynało się Jej prywatne życie i Jej rodziny oraz jak środowisko, któremu służyła, przyjęło Jej propozycję rozwiązań dotyczących ołowicy u dzieci w skali lokalnej i ograniczonej czasowo. Słusznie założyłam, że Pani Doktor, działając spontanicznie, misyjnie i altruistycznie, rozpoczęła od uważnego, holistycznego i medycznego rozpoznania problemu, jego krytycznej analizy (w miarę możliwości i ówczesnego stanu wiedzy o chorobie w Polsce) i diagnozy. W skrócie ustaliłam, że na początku historii z ołowicą Pani Doktor wyszła ze swojej strefy komfortu i wciągnęła do współpracy wiele osób: matkę, Wiesławę Wilczek, pielęgniarki, laborantki i wielu innych. Każdy, kto znał Jolantę Wadowską-Król, wie, o czym piszę.
Decyzję o chęci porozmawiania z ołowikami podjęłyśmy późnym latem 2021 roku. Efekty pierwszych prób kontaktu nadeszły wczesną jesienią wraz z początkiem kolejnej fali pandemii. Nie pozostało nam nic innego, jak ruszyć w teren. Postanowiłyśmy, poprzez rozmowę i spotkania z ołowikami, zaangażować się, kierowane ideą troski, transkulturowej i transgatunkowej empatii oraz etyki wzajemności.
Doktor Jolanta Wadowska-Król ostrzegała, objaśniała. Wprowadziła mnie do szopienickiego środowiska i była moją przewodniczką po tym terenie. Dla wielu ołowików byłam obca i tylko dzięki autorytetowi Doktórki Królki i pamięci o latach 70. XX w. i tym, co dla ołowików zrobiła, zgadzali się z nami porozmawiać i zarejestrować na dyktafonie przebieg wizyt.
Podczas spotkań z ołowikami widziałam wdzięczność i wielki szacunek dla Doktórki wśród mieszkańców Szopienic, Jej ciągłą troskę o „dzieci”. Wręcz namacalnie doświadczałam swoistego sprężenia zwrotnego: gotowość dawania uwagi i opiekuńczości z Jej strony oraz wolę brania z drugiej. Idąc przez park czy ulicą, prawie wszyscy Ją pozdrawiali, serdecznie witali, choć Ona sama – jak czasami wyznawała – już niektórych nie rozpoznawała. Jej dzieci dorosły.
Poznając mikrohistorie kolejnych rozmówców, poznawałam również, a może przede wszystkim, Panią Doktor. Wiele pięknych i prawdziwych słów o Niej już napisano i powiedziano. Skromna, waleczna, odważna, działająca, kochająca… I kochana.
Teraz pewnie rozmawia z Mężem, czego jeszcze nie zrobiła…
PS Odpocznij, Jolu. Dokończę, co zaczęłyśmy.
Dr hab. Lucyna Sadzikowska, prof. UŚ
Prodziekan ds. rozwoju Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach
Zachęcamy do zapoznania się z materiałami poświęconymi lek. Jolancie Wadowskiej-Król:
- „Robiłam, co chciałam” – wywiad z Jolantą Wadowską-Król, opublikowany w „Gazecie Uniwersyteckiej UŚ” w maju 2021 roku;
- film dokumentalny „Tajemnica trucia szopienickich dzieci”, przygotowany z okazji uroczystości nadania Jolancie Wadowskiej-Król tytułu doktora honoris causa UŚ;
- „Nie czuję się bohaterką” – artykuł w „Gazecie Uniwersyteckiej UŚ”, opublikowany w październiku 2021 roku;
- Ołów/ołowica w kulturze i nauce – numer specjalny czasopisma „Narracje o Zagładzie”, opublikowany w 2021 roku.
Jolanta Wadowska-Król | fot. prof. dr hab. Witold Jacyków, Uniwersytet Śląski