Chiny i Indie to dwie starodawne cywilizacje o niezwykłym dorobku. Do czasu rewolucji przemysłowej były wiodącymi globalnymi potęgami. Potem państwa europejskie, głównie w wyniku podbojów kolonialnych i industrializacji, na ponad sto lat zdominowały świat. XX wiek przyniósł z kolei wzrost potęgi Stanów Zjednoczonych, które dołączyły do wyścigu mocarstw. Z perspektywy Chińczyków i Indusów wydarzenia te miały charakter efemeryczny, a dziś świat powraca do swego właściwego kształtu.
– W Europie mówi się o mocarstwach wschodzących w odniesieniu do Chin i Indii, akcentując tym samym pewne zaskoczenie szybkim wzrostem ich potęgi. Przywykliśmy do paradygmatu dominacji Zachodu nad resztą świata. Chiny, które w XIX wieku musiały uznać tę przewagę, były zdumione imperialną impertynencją europejskich „barbarzyńców”. Dopiero rok 1949, gdy proklamowana została Chińska Republika Ludowa, można uznać za symboliczną datę końca „stu lat hańby i upokorzenia”. W tym samym czasie powstały również niepodległe Indie – mówi dr Tomasz Okraska, który od kilku lat zajmuje się badaniem stosunków indyjsko-chińskich.
Można zaryzykować twierdzenie, że Chiny i Indie łączy jedno – dążą do tego, aby w Azji odbudować centrum świata – polityczne, militarne, gospodarcze i kulturowe.
– Nie bez powodu jedna z oficjalnych nazw Chin brzmi Zhōngguó (中国), czyli Państwo Środka. W świadomości Chińczyków to oni stanowią cywilizacyjne centrum zhierarchizowanego świata. Wiele wskazuje na to, że Indusów obecnie również traktują protekcjonalnie, choć przecież nie zawsze tak było. Pamiętajmy, że to właśnie na subkontynencie indyjskim narodził się buddyzm, który dotarł do Chin mnisimi szlakami przez Tybet, aby następnie w znacznym stopniu ukształtować chińską kulturę – tłumaczy naukowiec z Uniwersytetu Śląskiego.
Jak dodaje, dla politologów miernikiem istotności poszczególnych krajów na arenie międzynarodowej jest ogniskowanie się uwagi Stanów Zjednoczonych. Począwszy od George’a W. Busha przez Baracka Obamę aż po Donalda Trumpa coraz ważniejsze miejsce w polityce zagranicznej USA zajmują właśnie Chiny i Indie. W pierwszym przypadku można mówić o rywalizacji, w drugim – o budowaniu współpracy. Bliższe relacje amerykańsko-indyjskie są uwarunkowane konfliktami obu państw z ChRL, jak też słabnącą pozycją Rosji, na którą w Nowym Delhi stawiano wcześniej. Dziś Rosja staje się głównie źródłem surowców dla Chin.
Gdzie w tym gąszczu relacji znajduje się Unia Europejska? – Jej znaczenie opiera się głównie na potencjale technologicznym. Chińczycy wykupują udziały w europejskich i amerykańskich firmach – jak chociażby w Volvo czy w Mercedesie – między innymi po to, by dokonywać transferu technologii i adaptować nowe rozwiązania dla swojego sektora produkcyjnego. Nie bez powodu są też oskarżani o szpiegostwo przemysłowe – dodaje autor badań.
W tym i podobnych działaniach widać wyraźnie specyfikę azjatyckiej kultury politycznej, prawnej czy ekonomicznej. Chińczycy i Indusi pielęgnują swoją odmienność. Z pewnością nie zmienią się pod naciskiem Zachodu, chyba że uznają, iż wypracowane tam rozwiązania mogą być dla nich korzystne. – Działania te podejmowane są jednak z rozwagą, a w obu przypadkach za ich motto mogłyby posłużyć słowa ojca sukcesu gospodarczego ChRL Deng Xiaopinga, zgodnie z którymi trzeba kroczyć przez rwącą rzekę, cały czas czując kamienie pod stopami – mówi politolog.
Chiny oraz Indie są potęgami nie tylko w znaczeniu gospodarczym i politycznym, lecz również militarnym. Będąc mocarstwami atomowymi, rozbudowują konwencjonalne siły zbrojne, w ostatnich latach nacisk kładąc szczególnie na marynarkę wojenną. Musi ona posiadać zdolność zabezpieczenia sięgających całego globu interesów azjatyckich gigantów, a w szczególności basenu Oceanu Indyjskiego. Biegnący przezeń szlak handlowy jest obecnie najważniejszym traktem na świecie pod względem wartości przewożonych towarów, a do indyjskich i chińskich wybrzeży są nim transportowane między innymi surowce energetyczne. Nic więc dziwnego, że oba państwa przygotowują się do szybkiego reagowania na potencjalne zagrożenia, chociażby przez budowę lotniskowców, współcześnie stanowiących jeden z najważniejszych atrybutów potęgi militarnej.
Chińczycy oraz Indusi starają się intensywnie promować również swoją kulturę. – Wydaje się, że Indie w tym wyścigu przodują. Filmy bollywoodzkie czy ciesząca się dużą popularnością kuchnia indyjska okazują się bardziej interesujące i przystępne niż efekty chińskich starań. Chińczycy, przykładowo, od lat próbują zaistnieć w międzynarodowej kinematografii, jednak rzeczywiste skutki działań nie licują z oczekiwaniami – komentuje naukowiec[1].
Ten pierwiastek kulturowy jest ważny. Ekspansja gospodarcza przekłada się bowiem nie tylko na rosnące znaczenie polityczne, lecz również na umacnianie wpływu azjatyckich wzorców kulturowych. Obecny model funkcjonujący w znacznej części świata jest wynikiem podobnych procesów, które rozpoczęły się na początku XIX wieku i przyczyniły się do rozprzestrzenienia się tak dobrze nam dziś znanych zachodnich wzorców.
Tym, co wyróżnia szeroko rozumianą kulturę azjatycką jest pewne poczucie wspólnotowości stawiane w opozycji wobec zachodniego kultu indywidualizmu. Człowiek, zarówno w Indiach, jak i w Chinach, byłby więc definiowany w pierwszej kolejności nie jako samodzielny byt, ale poprzez swoją przynależność do rodziny, grona znajomych, pomniejszych grup społecznych (jak indyjskie kasty), społeczeństwa jako takiego i wreszcie chińskiej czy indyjskiej cywilizacji.
– Myślę, że tę ideę dobrze oddaje sfera biznesowa. Wciąż jeszcze zakładanie filii zachodnich firm na terenie Chin wymaga wielu rytuałów. Partner chiński musi najpierw rozpoznać biznesowe otoczenie i uwiarygodnić działania zagranicznej firmy. Ważniejsze od regulacji prawnych (często interpretowanych elastycznie) są nieformalne układy. Chodzi o guanxi (关系) – złożone pojęcie, które nie ma satysfakcjonującego odpowiednika w naszym języku. Charakteryzuje ono sieć spersonalizowanych kontaktów, rodzaj osobistej przestrzeni wpływów opartej na zaufaniu i wymianie podarków, które mają pomagać w utrzymywaniu koneksji. Wedle zachodnich reguł prawnych wiele z tych zachowań może nosić znamiona korupcji, w chińskim świecie są natomiast podstawą uprawiania biznesowej sztuki. Warto dodać, że z kolei w Indiach idea swadeśi (wspierania rodzimej produkcji) wstrzymywała przez lata proces przyciągania zagranicznych inwestycji – mówi autor badań.
Innym aspektem wyróżniającym azjatycką kulturę może być pragmatyczne myślenie dostrzegane w każdej ze sfer życia, począwszy od poparcia dla ustroju aż po wyznanie.
– Demokracja nie musi być ceniona w Indiach w wymiarze aksjologicznym, ale zwyczajnie pozwala znaleźć bezpieczne ujście dla napięć w państwie zróżnicowanym pod względem wyznaniowym, warstwowym czy etnicznym. W Chinach zaś autorytaryzm Partii Komunistycznej jest generalnie akceptowany, dopóki jej rządy zapewniają nieprzerwany rozwój gospodarczy i wspierają proces podnoszenia poziomu życia obywateli – wyjaśnia naukowiec.
Warto przyjrzeć się też kwestiom wyznaniowym. Chińczyk może być jednocześnie buddystą, konfucjanistą oraz taoistą i z każdego z tych wyznań czerpać coś wartościowego dla siebie. – Jak wzmiankuje prof. Krzysztof Gawlikowski, w ChRL nie dziwi więc równoczesna obecność mnicha buddyjskiego, pastora protestanckiego i księdza katolickiego na pogrzebie jednej osoby. Nigdy nie wiadomo bowiem, co nas czeka po śmierci, dlatego lepiej poczynić wszechstronne przygotowania – dodaje.
Nie dajmy się jednak zwieść pozorom. Kultura azjatycka, pomimo pragmatyzmu i poczucia wspólnotowości, jest niejednorodna. Doskonale pokazują to skomplikowane stosunki indyjsko-chińskie, które stały się przedmiotem badań dr. Tomasza Okraski. Nierozwiązane kwestie graniczne i napięcia związane z rywalizacją na niemal każdym polu z pewnością nie przyczyniają się do poprawy tych relacji. Ruch turystyczny między mieszkańcami obu państw jest zupełnie niewspółmierny do ich populacji, a Indusi, pytani o chińskiego sąsiada, często wprost mówią o braku zaufania i poczuciu zagrożenia.
– Premier Indii Narendra Modi, odwiedzając Chiny w 2015 roku, powiedział, że Indusi i Chińczycy nie tylko nie znają się zbyt dobrze, lecz również się nie rozumieją. Czy to nie jest zaskakujące stwierdzenie? Okazuje się, że za znaczącym rozwojem kontaktów gospodarczych nie musi iść zbliżenie na poziomie społecznym – mówi politolog.
Jeśli zatem mieszkańcy dwóch sąsiadujących ze sobą mocarstw nie znajdują wzajemnego porozumienia, mimo cywilizacyjnej bliskości, czy my będziemy mieli taką szansę?
Małgorzata Kłoskowicz | Sekcja Prasowa UŚ
[1] Azjatycki impuls z pewnością dał się odczuć podczas tegorocznej nocy Oscarowej, gdy nagrody za najlepszy film, reżyserię, scenariusz oryginalny oraz film międzynarodowy trafiły w ręce południowokoreańskich twórców filmu „Parasite”, którego reżyserem jest Bong Joon Ho.
Ranking Fortune Global 500 – Top 10