Seria felietonów dr. hab. Tomasza Bielaka podsumowujących poszczególne z 50 Tygodni w Mieście Nauki odbywających się w ramach Europejskiego Miasta Nauki Katowice 2024. Subiektywnie, ale rzetelnie.
Fot. Anna Mysłowska-Kiczek | Unsplash
| dr hab. Tomasz Bielak, Wydział Humanistyczny UŚ |
W liście skierowanym do społeczności akademickiej prof. Ryszard Koziołek w intrygujący sposób zwraca uwagę na (paradoksalne!) jesienne odradzanie się Uniwersytetu. Jak pisze, „w tej dialektyce odnawiania objawia się współczesność tej wyjątkowej instytucji”. Ważne to słowa, dotyczące ważnej instytucji i związanej z nią społeczności (oby zawsze była jak największa i jak najbardziej zróżnicowana!), ale ja widzę jeszcze jedną niepowtarzalną wyjątkowość rozpoczynającego się roku akademickiego.
Dziewiąty miesiąc gospodarzymy wspólnie ze wszystkimi uczelniami Konsorcjum w Mieście Nauki, którego aura tak bardzo wniknęła w codzienność miejską i instytucjonalną, że leniwe, letnie miesiące oraz wyjątkowy, często pomijany wrzesień nabrał wyjątkowego charakteru. Pisałem ostatnio, że sierpień jest miesiącem wolnym od naukowej gorączki, rozmów, sporów, nauki. Wrzesień z kolei był do tej pory czasem przynależnym administracyjnym rygorom: coś trzeba wpisać, coś wysłać, coś uzupełnić, poprawić, dopuścić do obrony, powtórzyć egzamin czy kolokwium.
Wrzesień to czas kadrowej zawieruchy, regulacji pensów, prawdy o rekrutacji i excelowych zmianach w kolorach oznaczających dokonane wydatki. Jest bardzo ważny, ale w tych wszystkich odnowieniach roku akademickiego odbierano mu prawa do bycia istotną składową naukowości (cokolwiek to dzisiaj znaczy).
Tym razem w Katowicach było inaczej.
#1
Jeszcze z sierpniową energią mogliśmy wziąć udział w Tygodniu Olimpizmu, który akurat w 2024 roku wpisał się idealnie w kalendarz światowych wydarzeń sportowych. Prof. Kajetan Słomka przygotował szereg interesujących aktywności, których charakter wybiegał zdecydowanie poza „tradycyjną” sportową rywalizację. Idea miniigrzysk to nie tylko międzypokoleniowa okazja do zabawy, ale też nabywanie świadomości, że uczestnictwo w takim wydarzeniu jest swoistym zobowiązaniem, podobnie jak fakt, że trening jest tak samo ważny jak rywalizacja. Może wtedy łatwiej zrozumieć łzy pewnej młodej, wspaniałej tenisistki, która w opinii wielu ma przecież wszystko, bo na wszystko ją stać, bo ciągle wyliczamy jej ilość porsche i domów, które może kupić, a jakie ma to dla niej znaczenie, widać było w scenie ze „ścianą płaczu”. Olimpijskie opowieści koleżanek i kolegów z AWF były też świetną egzemplifikacją postawy, że sport może zmieniać rzeczywistość (historie związane z igrzyskami i ich bohaterami), że wpływał na istotne zmiany w narracjach politycznych, społecznych czy nawet medialnych (by przypomnieć choćby memowy hit z Yusufem Dikecem czy show Noaha Lylesa przed finałem biegu na 100 metrów mężczyzn). Sport w dzisiejszym wydaniu jest pewną awangardą (przypomnijmy sobie również kontrowersje dotyczące kwestii różnorodnościowych…) – pozwala nam zrozumieć świat, być blisko, wyzwala niespotykane emocje, wreszcie uczy: po zdobyciu srebrnego medalu przez Julię Szeremetę wiemy o boksie kobiet oraz w ogóle o tzw. boksie amatorskim o wiele więcej. Tydzień Olimpizmu świetnie te zagadnienia porządkował, ułatwiał zrozumienie określonych mechanizmów funkcjonowania w sporcie zawodowym, wreszcie: jeszcze lepiej pozwolił zrozumieć fenomen naszych ciał, osiągających zaskakujące wyniki, przełamujących bariery nie do przełamania (kiedy ukraiński „car tyczki” Serhij Bubka osiągał 6,14 w skoku o tyczce w 1994 roku, wydawało mi się, że to granica nie do przekroczenia – obecnie Armand Duplantis skacze pewnie tyle przed pierwszą poranną kawą…, by w Chorzowie wzbić się na 6,26 m!).
Niewątpliwie i w nauce jest coś z olimpijskich zmagań…
#2
Choroba nowotworowa jest narracją wyjątkowo trudną i nie ukrywam, że najchętniej napisałbym wyłącznie, że Tydzień Raka się odbył, że było zainteresowanie profilaktyką, której nigdy nie jest dość i łagodnie rozpocząłbym opowieść o następnym wrześniowym tygodniu nauki. Ale z drugiej strony – ta najbardziej „niewymowna” choroba w Polsce (bo przecież uwielbiamy przy spotkaniach rozmawiać o chorobach, jesteśmy specjalistami w najbardziej niszowych formach leczenia oraz rankingach lekarek i lekarzy, umiemy również w kilka chwil naprawić każdy system zdrowia) jest zarazem najszybciej poszerzającą krąg chorych, najbardziej dotkliwą, bo to dramat całej rodziny, jest też najbardziej okrutna i bolesna. Onkologia z kolei to nauka tak dynamicznie się rozwijająca, o tak nieprawdopodobnych osiągnięciach w leczeniu, wykrywaniu, wreszcie – zapobieganiu, że powinniśmy o tym mówić w zasadzie codziennie, swobodnie, z dumą, bo mamy w Polsce, na Śląsku fachowców tak wybitnych, że zazdrości nam ich cały medyczny świat.
Tydzień Raka to doskonała okazja do pokazania osiągnięć w dziedzinie leczenia, ale również doskonała okazja to nauki, jak mówić o nowotworach, jak z nimi żyć i jak z nimi w tym lokalnym, rodzinnym, zawodowym kręgu walczyć. Organizatorki tego tygodnia zadbały o wszystkie aspekty, choć (jak wspomniałem wcześniej) nieco niewyobrażalna jest na przykład opowieść o nowotworach u najmłodszych, a była to jedna z propozycji. Tyle tylko, że z „niewyobrażenia” czy braku nazwania nie uzyskamy szczepionki czy lekarstwa, nie zapanujemy na rozpaczą czy bólem. Tydzień Raka to również lekcja dla wątpiących w moc nauki (zarówno tej „twardej”, jak i tej dbającej o miękkie kompetencje).
#3
Nie wiem, czy przewrotnie Tydzień Katowic nie powinien się nazywać Top Tydzień. Między 9 a 15 września odbyły się bowiem trzy wyjątkowe imprezy – w dodatku wszystkie po raz pierwszy w Polsce. Konferencja TOP 2% – z udziałem części najbardziej wpływowych naukowców na świecie (wg Elseviera), EUCYS – finał imprezy o europejskim zasięgu oraz TalentOn – impreza prezentująca tych, którzy za 15 lat będą pewnie uczestnikami kolejnej konferencji TOP 2%…
Trudno oczywiście rozpocząć teraz dyskusję na temat korporacyjnych zapędów Elseviera, który wedle niektórych ogranicza naukowców i tłamsi potencjał tych, którzy są rzetelni, a nie wybitni. Sam jestem ofiarą takiego układu, bowiem narodową kulturą i językiem powinienem zajmować się po angielsku, chińsku, niemiecku. Większość z nas po prostu robi swoje, nie oglądając się na „oczekiwania” systemowe, których wręcz komicznym przykładem jest Google Scholar (regularnie „ogrywany” przez badaczy, którzy, wykorzystując określone mechanizmy, stają się bardziej cytowani niż np. Einstein czy Frye). Spotkania w ramach konferencji TOP 2% są raczej okazją do skonfrontowania własnych przekonań i przypuszczeń o poziomie naukowym rodzimych badań z tym, co prezentują rozpoznawalni i cytowani, beneficjenci najbardziej prestiżowych grantów. I nierzadko okazuje się, że nie tyle najwybitniejsi prezentują inny poziom naukowy niż myślimy, ale mniej rozpoznani naukowcy robią podobne rzeczy lub ich badania fascynują koleżanki i kolegów z owej listy 2%.
To jest właśnie siła takich wydarzeń jak EMNK – łatwość przepływu informacji, możliwości organizacji spotkań z naukowcami z całego świata, udział w ważnych konferencjach, sposobność dzielenia się efektami badań z mieszkańcami konurbacji śląskiej… Uważam, że to właśnie postulowane przez wszystkich upowszechnienie i umiędzynarodowienie nauki w najbardziej intensywnym wymiarze.
#4
Naładowany pozytywnymi emocjami bez kłopotu mogłem przyjrzeć się propozycjom Tygodnia Szczęścia. Zapewne szczęście towarzyszyło każdej propozycji w ciągu tego tygodnia, ale dla mnie istotne stało się generalne założenie zaproponowane przez kuratorkę dr Justynę Mędralę. Organizatorka nie skoncentrowała się na jednej definicji szczęścia lub na traktowaniu tego stanu jako nieodgadnionej aury radości wokół wszystkich działań i zamiarów jednostki, a raczej jako pewien fenomen filozoficzny, biologiczny i komunikacyjny, który można naukowo redefiniować, modelować i nawet uczyć. W tekście przewodnim pojawiły się takie – kluczowe dla rozumienia idei tego tygodnia – zdania:
Dziś musimy zdefiniować je na nowo: jak (i czy) można mówić o szczęściu w świecie targanym rozmaitymi kryzysami – politycznymi, gospodarczymi, ekologicznymi? W przyszłości coraz częściej naszemu życiu towarzyszyć będzie dyskomfort – jak zatem możemy w takiej sytuacji odczuwać szczęście?
Przyznają Państwo – przenikliwy to fragment o dyskomforcie, trochę na przekór propozycjom całego Tygodnia Szczęścia, w którym warsztaty, prelekcje, wystawy mają przecież dotyczyć wyłącznie bycia szczęśliwym. Ale wnikliwa analiza poszczególnych wydarzeń ukazała, że pod kategorią szczęścia skrywa się również potrzeba wrażliwości czy empatii, jak choćby podczas spotkania z autorką cyklu Dzieci Świata – Marzeną Figiel-Strzałą. Nie miejsce tu na rozmowę o bolączkach współczesnego świata, który potrzebuje najtańszej siły roboczej, by realizować marzenia o nowych smartfonach, markowych ubraniach czy opowieściach o minimalizmie sygnowanym bajecznymi fotografiami na Instagramie. Dobrze, że podczas takiego tygodnia różnorodność spotkań pozwalała zarówno na umacnianie szczęścia, jak i na jego poszukiwanie czy zyskanie świadomości, że będzie co raz trudniej osiągalnym stanem, a nawet – złudzeniem…
#5
Wrześniowe naukowe spacery zamykamy nomen omen Tygodniem Turystyki, przygotowanym przed dr. Pawła Piotrowskiego z Uniwersytetu Ekonomicznego. Do tradycyjnego rozumienia turystyki jako określonego, „zekonomizowanego” trybu podróżowania kurator tygodnia dołożył jeszcze kilka wyjątkowo ciekawych elementów.
Zaliczyć do nich można wyzwania związane ze zmianami klimatycznymi, gentryfikacją miast, zjawiskiem overtourismu, instagramizacją kultury czy rozwojem nowych, często kontrowersyjnych jej form, takich jak np. dark tourism (…).
– piszą organizatorzy w zaproszeniu na kolejne spotkania. I trzeba przyznać, że te „dodatki” były wyjątkowo ciekawe. Otwierająca cykl wydarzeń międzynarodowa dyskusja o obniżaniu standardów życia, śladach środowiskowych, potęgowaniu zmian klimatycznych zawarta w tytule „Should we stop travelling?” nie ułatwiła uczestnikom podjęcia jednoznacznej decyzji. Podróżowanie uznawane przez wielu z nas za ideał udanego życia i spełnienie marzeń zaczyna wymagać od nas bardzo świadomych decyzji, umiejętności rezygnacji, poszanowania społeczności, które upominają się o godność i szacunek, a nie traktowanie jako turystyczny dodatek i istotę egzotyki.
Świetnie wypadło też szkolenie przygotowane wspólnie z Polską Izbą Turystyki poświęcone prawom i obowiązkom biur podróży, ale również podróżujących. Uczestnicy z branży turystycznej mogli skonfrontować własne, biznesowe doświadczenia z obowiązującym prawem, ale również swoistym uzusem funkcjonującym w branży.
Organizatorzy zabrali też chętnych uczestników w dwie interesujące podróże po Gliwicach i Katowicach. Ale tyle razy o naszym Śląsku pisałem w ramach opowieści o EMNK, że tym razem wypada mi tylko jeszcze raz zaprosić do takiego lokalnego podróżowania każdego z Czytelników.