Seria felietonów dr. hab. Tomasza Bielaka podsumowujących poszczególne z 50 Tygodni w Mieście Nauki odbywających się w ramach Europejskiego Miasta Nauki Katowice 2024. Subiektywnie, ale rzetelnie.
| dr hab. Tomasz Bielak, Wydział Humanistyczny UŚ |
#ciekawam, jakie byłoby życie w świecie, gdzie panowałby stale czerwiec
#ciekawam, jakie byłoby życie w świecie, gdzie panowałby stale czerwiec
To słowa Ani Shirley, bohaterki kultowych opowieści Lucy Maud Montgomery, ale dla większości z nas – członków wspólnoty akademickiej – czerwiec kojarzy się z głową zajętą sesją egzaminacyjną, rozliczeniami dokumentów, obronami prac dyplomowych. Wydaje się nam, że na uczelniach nie dzieje się wtedy nic poza tym „słynnym domykaniem semestru”. Jak w takim czasie zmobilizować się do poświęcenia uwagi intensywnym i absorbującym wydarzeniom EMNK 2024?
Ponieważ od stycznia szukam (dla siebie samego, ale i dla moich Drogich Czytelników) wewnętrznych reguł, pewnego modelu działania ułatwiającego opanowanie tej różnorodności i wielości działań, i tym razem – w czerwcu – postanowiłem skorzystać z tej metody. Czerwcowe obchody to pięć tygodni odmiennych działań, ale nieśmiało dostrzegam interesującą regułę. Przede wszystkim dwa tygodnie bardzo mocno wiążą się z podróżowaniem, czemu sprzyjała przedwakacyjna atmosfera czerwca. Koleżanki i koledzy z Politechniki Śląskiej przygotowały i przygotowali serię wyjątkowo ciekawych opowieści związanych z transportem w jego najbardziej elitarnej i najbardziej nowoczesnej odsłonie.
# samoloty lecą po niebie, a ja…
Tydzień Latania paradoksalnie był mocno uziemiony, ale raczej w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Jego autorzy dużą część organizacyjnej energii przenieśli na popularnonaukowe dyskusje poświęcone specyfice i funkcjonowaniu przemysłu lotniczego (w tym usług transportowych) w kontekście przemian gospodarczych i klimatycznych. Dla regionu, w którym funkcjonujemy, ma to ogromne znaczenie. Pamiętam jeszcze czasy, kiedy Pyrzowice miały raczej status para-lotniska o partyzanckim charakterze. Obecnie pełnią kluczową rolę transportową na Śląsku i (co najważniejsze) mają już globalne zasięgi. Rozmowa o lotnictwie – choć zawsze naznaczona nowinkami technicznymi – coraz częściej stanowi istotna część dyskusji o „zbiorkomie” w ogóle. Nowoczesna kolej, ekologiczne autobusy, mrzonka o metrze w każdym polskim miasteczku (z jedną główną ulicą) jest OK i pcha do przodu wózeczek o nazwie „Pewnego dnia…”, pozwala też wszelkiego rodzaju aktywistom i tzw. architektom zieleni na niczym nieskrępowane dywagacje dotyczące „piętnastominutowych miast”, świata bez silnika Diesla (który, oczywiście, uwielbiam) i rowerowej ekstazy wspomaganej tylko troszeczkę bateryjką Boscha.
Tydzień Latania (również poprzez interesująca ofertę targową, zawodową) uzmysławia uczestnikom, że prawdziwa rewolucja transportowa i energetyczna dokonuje się mniej więcej 11 kilometrów nad ziemią „opanowaną” ideologicznie przez ekologicznych „denialistów”.
Spójrzmy jak w ostatnich dwudziestu latach zmieniły się ceny usług lotniczych, jak bardzo rozszerzyliśmy pole naszych operacji gospodarczych dzięki szybkiemu transportowi lotniczemu. Wreszcie – jak jakość i ekskluzywność tych usług przełożyła się na „kopiowanie” rozwiązań (zakres ofert czy choćby architektoniczne i użytkowe podobieństwo centrów przesiadkowych do terminali lotniczych itd.). Lotnictwo należy śledzić, bo jego ogromna kosztochłonność oraz awangardowość (również w dziedzinie bezpieczeństwa podróży) to szereg ułatwień i rozwiązań problemów, z którymi zmierzymy się w najbliższych latach zintensyfikowanej transformacji technologicznej (AI pracująca w warunkach logiki rozmytej w transporcie) i ekologicznej (odejście od paliw kopalnych w transporcie naziemnym).
# autostopem przez galaktykę…
Znakomicie Tydzień Latania połączył siły z Tygodniem Transportu Przyszłości. Czas między 17 a 23 czerwca był nie tyle kontynuacją rozwiązań zaproponowanych przez kuratorów z Politechniki Śląskiej, co swoistym rozszerzeniem koncepcji, o której wspomniałem wcześniej. Uczestnicy tego tygodnia mogli skonfrontować swoją wiedzę i przekonania dotyczące np. zastosowania wodoru jako paliwa napędowego: różnica między narracją najbardziej znanej marki pojazdów z Japonii a rzeczywistością laboratoryjną – proszę mi wierzyć – jest i znaczna, i znacząca…
Przemysły przyszłości to jedna z nadrzędnych idei Europejskiego Miasta Nauki i jestem dumny, że koleżanki i koledzy ze śląskich uczelni nie potraktowali tego tematu ani (nomen omen) górnolotnie, ani po macoszemu. Mam takie przeświadczenie, że jednym z największych sukcesów EMNK 2024 (rozmawiałem o tym troszeczkę w podcaście ze sprawczynią całego „eemenowego” zamieszania – Justyną Szostek-Aksamit) będzie właśnie zdroworozsądkowe, wreszcie oparte na wiedzy (a nie na kategoriach: „Wydaje mi się”) przekonanie o potrzebie zmian w regionie, ale też o ich tempie, zakresie i pewnych problemach. Zawsze zadaję sobie pytanie, co chcemy (może: co powinniśmy) pokazać ludziom? Że według twardych danych zwierzęta hodowlane bardziej zanieczyszczają atmosferę niż 10 autobusów Ikarus? Że ekologia jest i będzie droga i opowieść o tanich OZE to w dużej mierze intryga z cyklu: Biuro Detektywistyczne Lassego i Mai?
Z drugiej strony – czy mamy jedynie straszyć danymi o chorobach, o rosnących temperaturach w organizmach miejskich, o braku przestrzeni do zdrowego funkcjonowania, o cenach za metr zieleni blisko domu?
Nie znamy obecnie dobrego rozwiązania narracyjnego, ale cieszę się bardzo, że dzięki takim pomysłom jak te przedstawione w ciągu czternastu dni, nie wikłamy się w kolejny spór ideologiczny czy polityczny. Zyskujemy za to język, nomenklaturę i narzędzia niezbędne do rozmowy i budowania kreatywnych pomysłów i rozwiązań.
# tak mieszkom tu od bajtla…
Zanim przyjrzę się dwóm tygodniom czerwca o nieco odmiennym charakterze – jeszcze czerwcowy finał zorganizowany przez koleżankę z Instytutu Polonistyki, prof. Lucynę Sadzikowską. Lucyna (się znamy, nie będę udawał…) na Śląsku się zna, śląskość bada i szuka takiej śląskości, która trochę umyka „tradycyjnym” czy bardziej stereotypowym odczytaniom – np. poprzez elementy kultury, oczywistości gwarowe czy wreszcie narrację uwydatniającą przemysłowe dziedzictwo kulturowe naszego regionu. Kuratorka postanowiła skoncentrować się na naukowych odpowiedziach na pytania: czy węgiel – stwórczy dla Śląska – zostanie wyparty przez surowce ziem rzadkich? Co to oznacza nie tyle dla gospodarki, co dla mieszkańców przestrzeni, której węgiel jest immanentną częścią?
Na tym tle wyjątkowo ciekawie rysowała się propozycja wspólnego zwiedzania wystawy fotografii poświęconych Śląsku, którego raczej oglądać nie chcemy lub który jest już bardziej w magazynie pamięci, „gdzieś na skraju miasta” (idąc tropem analiz Jerzego Jarniewicza poświęconych projektowi Libery i Foksa). Włoski fotograf, autor tej opowieści, dokumentuje lata dziewięćdziesiąte, ukazując piętno przemysłowe w różnych aspektach codzienności. To nie są „łatwe” zdjęcia – ale każdy wychowany na Śląsku odnajdzie w nich kawałek siebie. Dla ludzi spoza będzie to z kolei lekcja pokory i szacunku, jakim powinno obdarzać się przemysłowe regiony każdego kraju.
I ja mam swoje zdjęcie: na hałdce, gruzowisku pośród rur (wyglądających jak armaty) bawi się grupka dzieci – są rowery, gwiazdy, piłka, gonitwa. Nie napiszę, że tęsknię to tych klimatów. Wychowałem się na osiedlu z wielkiej płyty, gdzie pozostałości budowy stanowiły elementy tzw. małej architektury, a azbestowe płytki wdzięcznie wyznaczały trasę kapslowych pojedynków między kolarskimi legendami: Laurentem Fignonem: (kapsel po Pepsi) i Gregiem LeMondem: (kapsel po Staropolance). Koniecznie zobaczcie tę wystawę!
# perła w koronie…
W Tygodniu Śląska można było usłyszeć również echa poprzedniej propozycji naukowej w czerwcu – Tygodnia Kryształów. Różnorodność imprez „kryształowych” była spora, ale moją uwagę zwróciła przede wszystkim ta skupiona wokół Jana Czochralskiego i polskich osiągnięć związanych z badaniami, modyfikacjami i szerokim zastosowaniem grafenu. Osiągnięcia w tym względzie są na Śląsku niepodważalne, część z nich jest w pewien sposób zmediatyzowana i pojawia się w tzw. szerokim obiegu, ale budowania właściwej publicity dla konkretnych, naukowych osiągnięć w zakresie nowoczesnych technologii nigdy nie jest za wiele.
Co mi dał Tydzień Kryształów? Przede wszystkim świadomość, że takich gigantów nauki jak Jan Czochralski nie jest wielu – niezależnie od nakładów na naukę. Wiem też, że w każdym układzie scalonym jest ten polski „zaczyn” i genialne rozwiązania i wartość naukowa nie jest przypisana do określonego języka czy szerokości geograficznej – to zawsze jest wypadkowa pasji, własnych możliwości i talentu. Podczas tego tygodnia wiele się działo również dla naszych najmłodszych odbiorców – kamienie, piaski, błyskotki to przecież skarby, które pięknie mogą zagrać „naukowo” – a przecież kuratorka tego tygodnia dr Magdalena Szubka to znana popularyzatorka nauki zaangażowana w Uniwersytet Śląski Dzieci. Dlatego inicjatywy skierowane do najmłodszych odbiorców musiały się udać!
# młodość nie wieczność…
Na koniec zostawiłem sobie tydzień dziwny i nieoczywisty. Choć przypadł na pierwsze dni czerwca to wydawał mi się swoistym zamknięciem tej opowieści. Prof. Agnieszka Batko-Szwaczka postanowiła zbudować narrację wokół… starości.
W pewien sposób czuję się specjalistą w tym zakresie – do niedawna nasza prababcia – Tekla Juniewicz była najstarszą Polką i jedną z najstarszych Europejek. Miałem okazję obserwować starość wielowymiarowo: z zaskoczeniem i szacunkiem, czasem ze strachem i niechęcią. Bo starość jest wdzięczna narracyjnie (jak pokazały twórczynie tego tygodnia w wątku gruzińskim), jest świetna medialnie (lekarstwa OTC – ang. over the counter, czyli „w wolnym obrocie”, poszukiwanie eliksiru młodości, budowanie kultu zdrowia i ciała), ale może być też piekłem psychosomatycznych doświadczeń: problemy neurologiczne i ruchowe, ograniczenia poznawcze, kłopoty związane z funkcjonowaniem społecznym… Pewnie zgryzot można jedynie dokładać. Tydzień Starości okazał się jednak tygodniem nie dla ludzi ze starością się borykających, ale dla tych, którzy do starości powinni się rozsądnie, mądrze, w oparciu o wiedzę przygotować. Bo starość jest w pewnym sensie nieunikniona i można ją odpowiednio poukładać (przy założeniu, że przebiega bez większych problemów, rzecz jasna). Tydzień Starości to w dużej mierze tydzień samoświadomości na wielu poziomach: kształtowania własnego ciała, zaufania do naukowych osiągnieć medycyny, ćwiczenia umysłu i przygotowania się do określonych wyzwań w obszarze kompetencji społecznych.
Ania miała rację – szkoda, że czerwiec nie jest zawsze…