Przejdź do treści

Uniwersytet Śląski w Katowicach

  • Polski
  • English
search
Logo Europejskie Miasto Nauki Katowice 2024

Historia słuchania muzyki. Rozmowa z prof. Bogumiłą Miką

10.01.2022 - 11:30 aktualizacja 10.01.2022 - 12:19
Redakcja: MK
Tagi: sztuka

Co różniło Mozarta od Berlioza? Jaki skandal wywołał w Paryżu Igor Strawiński? Kogo interesowało, co gra w duszy artysty? To przykłady pytań, na które odpowiada dr hab. Bogumiła Mika, prof. UŚ, muzykolog, dyrektor Instytutu Nauk o Sztuce, opowiadając o historii słuchania muzyki. Prezentuje również zainteresowania naukowców związanych z instytutem, których połączyła miłość do sztuki.


Dr Małgorzata Kłoskowicz: Pani Profesor, Uniwersytet Śląski to miejsce przyjazne naukowcom, dydaktykom i artystom. Widać to między innymi w strukturze uczelni, gdzie mocno reprezentowane są dziedziny nauki i sztuki. Ponad dwa lata temu został utworzony Instytut Nauk o Sztuce. Dziś w tym ciekawym miejscu badane są zabytki Śląska, polskie filmy, muzyka różnych epok… Z czego wynika taka różnorodność podejmowanych tematów?

Dr hab. Bogumiła Mika, prof. UŚ: W naszym młodym instytucie pracują różni naukowcy. Można powiedzieć, że każdy z nich jest niejako mistrzem w swojej subdyscyplinie. Choć najsilniejszym nurtem badań jest historia sztuki regionu, co widać w aktywności naukowej naszych pracowników, warto pamiętać także o innych tematach. Można powiedzieć, że badamy sztuki wszystkich epok, zarówno plastyczne, filmowe, jak i muzyczne. Warto wiedzieć, że nasi naukowcy są także autorami licznych ekspertyz, dzięki którym możliwa stała się rewitalizacja takich cennych obiektów, jak chociażby pocysterskiego zespołu klasztorno-pałacowego w Rudach. Ciekawym przykładem efektów badań są również rekonstrukcje źródeł muzyki dawnej, dzięki którym niektóre pozycje możemy dziś usłyszeć po raz pierwszy. Nadrzędną wartością jest dla nas wolność wyboru tematów badawczych. Stąd wynika różnorodność badań prowadzonych w naszym instytucie.

M.K.: Wspomniana różnorodność jest również dobrze widoczna w poszczególnych dyscyplinach naukowych, na przykład w sztukach muzycznych.

B.M.: Tę dyscyplinę reprezentuje w naszym gronie trzech naukowców. Może powinnam raczej powiedzieć, że jest nas troje, ponieważ ja również jestem muzykologiem. Podejmowane przez nas tematy to m.in. analiza źródeł muzyki dawnej – szczególnie barokowej oraz sposób kulturowego trwania muzyki w XX wieku.

M.K.: Co jest szczególnego w sztukach muzycznych, jeśli spojrzymy przez pryzmat całego instytutu, a może i uniwersytetu?

B.M.: Być może nie zbudujemy dużych zespołów badawczych, ale za to mamy możliwość tworzenia głębszych relacji z naszymi studentami. To zupełnie inny sposób studiowania. Zajęcia są prowadzone indywidualnie albo w niewielkich, zaledwie kilkuosobowych grupach. Możemy dobrze się poznać. Mamy ze sobą kontakt nie tylko w murach uczelni. Po wykładzie studenci często zostają, aby kontynuować rozmowę. Duże znaczenie odgrywają więc czynniki osobowościowe w tego typu relacjach. Wiemy, dlaczego wybrali muzyczny kierunek studiów, co ich najbardziej interesuje, w czym są dobrzy.

M.K.: Mają także wiele tematów do wyboru. Jednym z nich jest historia słuchania muzyki, którą się Pani Profesor interesuje. Co kryje się pod tym hasłem?

B.M.: Przenieśmy się w czasie do XVIII wieku, wtedy bowiem rozpoczyna się istotna zmiana w odbiorze muzyki. Chodzenie na koncerty stanowiło przejaw życia towarzyskiego. Z tym związana była etykieta. Już sama możliwość wysłuchania koncertu oznaczała pewne społeczne wyróżnienie. Można się było „pokazać” w odpowiednim towarzystwie i nawiązać ważne kontakty. Nie wypadało przychodzić na czas, zanim orkiestra zaczęła grać. Muzyka była niczym ornament. Spotykano się w wąskim gronie, u znamienitych gospodarzy, prowadzono rozmowy, nie wsłuchiwano się w koncert. Diametralna zmiana zaszła w połowie XIX wieku, kiedy to właśnie muzyka znalazła się na pierwszym planie. Należało jej słuchać z uwagą, najlepiej w ciszy. Wszelkie zachowania towarzyskie podczas koncertu nie były w dobrym tonie.

M.K.: Z czego wynikała ta zmiana?

B.M.: W tym okresie zmieniła się funkcja muzyki. Ciekawą postacią jest Ludwig van Beethoven. Proszę sobie wyobrazić, że inaczej słuchano dzieł za jego życia, a inaczej kilkanaście lat po jego śmierci. W XVIII wieku muzyka była pewnym rodzajem mowy retorycznej, nie doszukiwano się w niej odzwierciedlenia własnych uczuć. W tym czasie jednak nastąpił rozwój muzyki instrumentalnej. To w niej odbiorcy zaczęli doszukiwać się duszy artysty i jego indywidualności. Nagle mieliśmy do czynienia z muzyczną autobiografią kompozytora. Tę zmianę przyniósł wiek XIX. Im głębsze przeżycia, tym większy geniusz.

M.K.: Jak się domyślam, zmiany były wielopoziomowe…

B.M.: To prawda. Mówimy o okresie, kiedy kończy się powoli instytucja mecenatu. Powstają pierwsze sale koncertowe. Już nikt nie zamawia konkretnych utworów, a dobrobyt kompozytora zależy od tego, czy jego dzieła będą grane i chętnie słuchane, czy też nie. Muzycy nawiązują współpracę z literatami. Literaci opisują życie kompozytorów. To wynik powiązania utworów z przeżyciami artysty.

M.K.: Kto mógłby być twarzą tej zmiany?

B.M.: Postawmy obok siebie Wolfganga Amadeusza Mozarta i Hectora Berlioza. Mozart. Jego twórczość z perspektywy odbiorców XVIII wieku można opisać jako przejaw obiektywnego piękna. W niej, w tej twórczości, radość czy smutek są uniwersalne. Z kolei Berlioz w 1830 roku skomponował symfonię fantastyczną z podtytułem „Epizod z życia artysty”, w której, jak sam przekonywał, wyraził swoją nieodwzajemnioną miłość do aktorki Henrietty Smithson. Mówi wprost tym samym do odbiorcy: to są moje uczucia. Pięcioczęściowe dzieło jest zatem pierwszym utworem autobiograficznym, jaki znamy.

M.K.: Wydaje się, że ten model twórczości jest popularny i dzisiaj.

B.M.: XIX-wieczny trend przetrwał aż do czasów współczesnych głównie w muzyce popularnej. Z kolei w muzyce artystycznej, szczególnie po II wojnie światowej, wręcz odwrotnie. Odchodzono bardzo mocnonowe od łączenia kompozycji z życiem artysty.

M.K.: Jaka była muzyka artystyczna XX wieku?

B.M.: Myślę, że przede wszystkim trudno ją jednoznacznie opisać. Dochodziło bowiem do rozwoju w wielu kierunkach, do łączenia jej z innymi sztukami, z projekcjami multimedialnymi, z elektroniką. To muzyka, która szukała granic tylko po to, aby je przekroczyć. Wielokrotnie nie troszczyła się o to, aby pięknie brzmieć, aby się podobać. Była kakofoniczna, przypominała hałas, szum. Daleko wykraczała poza oczekiwania potencjalnych słuchaczy.

M.K.: Nowe style muzyczne zapewne wymagały też szczególnej muzykologii…

B.M.: Od kilkudziesięciu lat, zwłaszcza zaś w XXI wieku, obserwujemy rozwój tzw. nowej muzykologii w obrębie badań muzykologicznych. Nie analizuje się samych dźwięków, kompozycji, ale poszukuje się o wiele szerszego i głębszego wglądu w muzykę, biorącego pod uwagę historyczny, kulturowy, społeczny i psychologiczny kontekst. To dotyczy zarówno stylów muzycznych, jak i stylów słuchania.

M.K.: Jakie mogą być style słuchania?

B.M.: Najczęściej o stylach słuchania mówi się w kontekście określonych grup odbiorców. Jeśli spojrzelibyśmy na osoby słuchające muzyki artystycznej w salach koncertowych to i w tym gronie dostrzeglibyśmy różnorodność. Nadal będą tam uczęszczać ludzie, dla których udział w koncercie stanowi przejaw prestiżu społecznego, a może nawet przejaw – pozytywnie rozumianego – snobizmu. Mniej rozumieją samą muzykę, ale doceniają jej brzmienie i cenią swoją obecność na koncercie na przykład w filharmonii. Nie bez powodu mówi się też o odbiorcach elitarnych. Są to koneserzy muzyki. Są wreszcie w sali koncertowej osoby zawodowo związane z muzyką, które jeszcze inaczej słuchają kompozycji.

M.K.: Jaki styl słuchania muzyki preferuje Pani Profesor?

B.M.: Słucham jak profesjonalista. Najbliższa jest mi muzyka symfoniczna. Lubię słuchać koncertów organizowanych na przykład w katowickim NOSPR-ze. Z przyjemnością słucham zarówno muzyki romantycznej, jak i nowej, z XX czy XXI wieku. Mamy więc tutaj przyjemność emocjonalną – w przypadku pierwszej oraz intelektualną – w przypadku dwóch ostatnich. Koncert muzyki XIX-wiecznej mogłabym ocenić jako piękny, natomiast muzyki XXI-wiecznej jako fascynujący. Może to być nietypowe użycie instrumentu muzycznego albo zaskakujące pomieszanie stylów czy odkrycie myśli przewodniej utworu, konstrukcji muzycznej, ciekawy sposób realizacji czasu muzycznego. W tej muzyce rzeczywiście wiele się dzieje. Myślę, że warto dać się zaskoczyć.

M.K.: Która publiczność dała się najbardziej zaskoczyć w XX wieku?

B.M.: Na pewno paryscy widzowie, którzy mieli okazję zobaczyć prapremierę baletu Igora Strawińskiego pt. „Święto wiosny” w 1913 roku. Strawiński zaskoczył nieprzygotowaną widownię czymś, czego nigdy wcześniej nie widzieli i nie słyszeli. Znalazł nowe środki wyrazu. To prezentacja barbarzyńskiego rytuału, który zostaje dokładnie odzwierciedlony w muzyce i ruchu – z dominującym rytmem, konwulsyjnym tańcem i dysonansowymi brzmieniami. Miało być prawdziwie, czyli nieprzyjemnie. Miało drażnić. Wybuchł skandal.

M.K.: To był początek. Potem w XX wieku przekraczanie muzycznych i widowiskowych granic stało się normą.

B.M.: A my, odbiorcy, przyzwyczailiśmy się do tego i… zobojętnieliśmy. W takich momentach skandaliczne może okazać się to, na co do niedawna nie zwrócilibyśmy naszej uwagi. W 1974 roku Wojciech Kilar, uznawany za jednego z czołowych polskich awangardzistów w muzyce, skomponował poemat symfoniczny „Krzesany”, którego prapremiera miała miejsce podczas Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej „Warszawska Jesień”. Nikt nie spodziewał się muzyki Podhala, tak głęboko tradycyjnej, folklorystycznej. Znów daliśmy się zaskoczyć.

M.K.: Jakimi słuchaczami jesteśmy dziś?

B.M.: Możemy wybierać dowolne style i gatunki, słuchać najróżniejszych utworów dawnych i współczesnych – gdzie chcemy i kiedy chcemy. Możemy wreszcie sami odkrywać. Poznawać jak najwięcej. Mieszać epoki, style. Słuchać fragmentarycznie. Dopasowujemy ścieżki dźwiękowe do swoich potrzeb. Jesteśmy muzycznymi turystami.

M.K.: Na koniec chciałabym jeszcze zapytać, którzy kompozytorzy znaleźliby się na playliście stworzonej przez Panią Profesor?

B.M.: To trudne pytanie dla muzykologa (śmiech). Słucham przecież wszystkiego. Wymienię jednak kilka nazwisk. Na pewno znaleźliby się tam: średniowieczna kompozytorka Hildegarda z Bingen, Jan Sebastian Bach, Wolfgang Amadeusz Mozart, Gustav Mahler, który fascynuje mnie od samego początku moich muzycznych zainteresowań, na pewno skandalista Igor Strawiński oraz Henryk Mikołaj Górecki. Tak wyglądałaby moja muzyczna playlista stworzona dzisiaj. Ale może się ona zmienić…

M.K.: Dziękuję za rozmowę.

Zdjęcie portretowe prof. Bogumiły Miki
dr hab. Bogumiła Mika, prof. UŚ jest dyrektorem Instytutu Nauk o Sztuce na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach | fot. materiały UŚ

return to top