Przedstawiamy pierwszą część cyklu historycznego, w którym naukowcy z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach opowiadają o epidemiach występujących od XIV do XXI wieku na obecnych terenach Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego.
| prof. dr hab. Jerzy Sperka |
Choroby zakaźne i epidemie na Śląsku i w Zachodniej Małopolsce do początku XVI wieku
Choroby zakaźne bardzo często nękały ludzi w średniowieczu. Dotykały zwłaszcza mieszkańców miast, gdzie przenoszeniu infekcji sprzyjała zwarta zabudowa, skupienie dużej liczby ludzi na małym obszarze, a także otwartość miast, do których w czasie głodu i wojny ściągali wszelkiego rodzaju uciekinierzy. Niebagatelną rolę w rozprzestrzenianiu się epidemii odgrywała niska higiena osobista i wszechobecny brud (nieczystości wylewano z domów wprost na ulice). Potęgowały ją także klęski powodzi, suszy i wojny, czego efektem zazwyczaj był głód, a to skutkowało osłabieniem organizmu, który szybciej zapadał na grasujące choroby.
Lakoniczne zapiski informujące o zarazach rozwijających się w Polsce, w tym także na Śląsku, pojawiają się w źródłach w XII i XIII wieku. Więcej szczegółów podaje dopiero Kronika raciborska, która pod 1318 rokiem wspomina o morowej zarazie tak wielkiej, że brakowało ludzi do grzebania zmarłych, a tych chowano – po pięćdziesiąt osób i więcej – w wielkich dołach. Wtedy też wielu ludzi poumierało z głodu, a jedna miarka mąki miała kosztować grzywnę. Opisane wydarzenia są jakby zapowiedzią najtragiczniejszej epidemii dżumy, zwanej czarną śmiercią (nazwa pochodzi od ciemnej barwy martwiczo-zgorzelinowych guzów i wrzodów, jakie tworzyły się na skórze chorego), która dotknęła Europę w połowie XIV wieku. Rozprzestrzeniając się z Messyny na Sycylii w 1347 roku, szybko objęła Włochy, większą część Francji, Katalonię, Niderlandy i Anglię, rok później była już w Austrii, Niemczech, Szwecji i Norwegii. Mór wygasł w 1353 roku, ale pochłonął ponad 30% populacji kontynentu. W Europie Środkowej – na Węgrzech, w Polsce, w Czechach, w tym także na Śląsku – epidemia nie przybrała postaci pandemii, a przypadki zachorowań zdarzały się tylko w dużych miastach. Przynieśli ją tu kupcy, podróżnicy, uciekinierzy, ale także biczownicy uważający, że umartwiając się, odkupią winy, które spowodowały gniew Boży w postaci zarazy. Jak podaje Kronika raciborska, w 1349 roku liczni biczownicy z Węgier dotarli na Śląsk i do Polski. O ofiarach zarazy na tym obszarze kronikarze nie informują, podają natomiast o prześladowaniach Żydów, zwłaszcza we Wrocławiu, których obwiniono o wywołanie epidemii.
W czasie tej pierwszej epidemii Śląsk i Polska były już oddzielnymi bytami politycznymi. Tak się składa, że przez ziemie dzisiejszego województwa śląskiego biegła wtedy granica państwowa oddzielająca Królestwo Polskie od Królestwa Czeskiego. Granica opierała się na Czarnej Przemszy, Przemszy, a następnie Wiśle. Na zachód i południe od tej linii leżały księstwa górnośląskie, które od końca lat 20. XIV wieku były lennami Królestwa Czeskiego. Były to: księstwo raciborskie obejmujące obszar od Raciborza, przez Wodzisław, Rybnik, Żory, Pszczynę, po Mikołów i Mysłowice (a także tereny późniejszych Katowic), księstwo bytomskie, w skład którego wchodziły, prócz Bytomia, także Gliwice, Toszek, Siewierz i Czeladź oraz księstwo oświęcimskie z Oświęcimiem i Zatorem na czele. Po wymarciu Piastów bytomskich w połowie XIV wieku obszar ten podzielili między siebie książęta cieszyńscy, oleśniccy i oświęcimscy. Od strony Królestwa Polskiego miastem granicznym był Będzin, gdzie była komora celna, i przez które przebiegał główny szlak handlowy ze wschodu na zachód, natomiast od strony Śląska była to Czeladź. Zmieni się to dopiero w połowie XV wieku, kiedy biskup krakowski kupi księstwo siewierskie, a król Kazimierz Jagiellończyk księstwo oświęcimskie. Wtedy miastami granicznymi od strony Śląska stały się Bytom, Mysłowice, Pszczyna i Bielsko. Miasta obszaru pogranicza śląsko-małopolskiego, poza w miarę dużym Raciborzem (ok. 6 tys. mieszkańców), były w większości średnie (Bytom, Oświęcim, Cieszyn, Będzin, Żory, Pszczyna, Sławków) – od 500 do 2 tys. mieszkańców – albo niewielkie (Siewierz, Czeladź, Rybnik, Mikołów, Mysłowice, Bieruń) – poniżej 400 mieszkańców. Większość z nich była obwarowana, co w razie rozprzestrzeniania się chorób zakaźnych pomagało, ponieważ można było kontrolować przepływ ludzi.
Jak wiadomo, dla rozprzestrzenia się epidemii granice państwowe nigdy nie stanowiły większej przeszkody, zwłaszcza w sytuacji, kiedy ruch handlowy i przemieszczanie się ludzi odbywały się w sposób nieskrępowany – poza cłami, które trzeba było zapłacić na granicach. Dlatego też kolejna epidemia o zasięgu światowym dotarła na Śląsk już w 1413 roku, ale objęła jego dolną część, a śmiertelne żniwo zebrała przede wszystkim we Wrocławiu (tu wyludnił się klasztor klarysek i kanoników regularnych) i Świdnicy. Natomiast w 1425 roku na Górny Śląsk dotarła epidemia szerząca się w Polsce, zwłaszcza w Krakowie, co zresztą zmusiło do opuszczenia stolicy przez rodzinę królewską. Nie szczędziła ofiar zaraza, która szerzyła się na Śląsku w 1438 roku, związana z wojną o tron czeski między Jagiellonami a Habsburgami. Natomiast epidemia rozwijająca się od czerwca 1452 roku, która objęła Małopolskę i Górny Śląsk, przyczyniła się do śmierci w grudniu 1452 roku na zamku w Rybniku księcia Mikołaja raciborskiego, a niewykluczone, że dwa miesiące wcześniej, w październiku, także księcia cieszyńskiego Bolesława. Cały Śląsk objęła zaraza w 1460 roku, a kolejne miały miejsce w 1465 i 1466 roku, chociaż najwięcej szkód poczyniły głównie na Dolnym Śląsku, w dużych miastach (Wrocław, Głogów, Świdnica, Jawor). W 1467 roku – jak podaje współczesny wydarzeniom Jan Długosz – „jad epidemicznej zarazy” rozprzestrzenił się na części Królestwa Polskiego, Dolnego i Górnego Śląska, „zgładził wielu śmiertelnych i doprowadził do opustoszenia wielu wsi i miast. Spotęgowało ją mnóstwo myszy, które wskutek cieplej i suchej zimy, w czasie której nie padał śnieg, rzadko deszcz, zniszczyły plony i zimowe zasiewy”. Epidemia trwała do stycznia następnego roku. W większych rozmiarach zaraza pojawia się po raz kolejny w 1474 roku, ciągnąc z Prus, przez Wielkopolskę, a jesienią docierając na Śląsk. W 1482 roku epidemia mająca charakter powszechny objęła Królestwo Polskie, a późną jesienią dotarła na Górny Śląsk, w Toszku odnotowano ją 30 listopada. Podobnie srożyła się w 1483 roku, pochłaniając masę ludzi. Natomiast w 1495 roku na Śląsk (i do Krakowa) dotarła z Europy Zachodniej kiła, przywleczona niewiele wcześniej do Barcelony po drugiej wyprawie Kolumba do Ameryki. „Weneyra, która się strasznie szerzyła wobec nierządu wszystkiey prawie ludności szląskiej, w której przewodniczyli sami książęta wyrodni”. Rok później, w 1496 roku, grasująca zaraza na Dolnym Śląsku pochłonęła prawie 3000 osób we Wrocławiu i po ponad 2000 w Jaworze, Bolesławcu i Bolkowie, wyludniając praktycznie w całości te trzy ostatnie miasta. W sierpniu 1507 roku kolejna zaraza dotknęła Wrocław, śmierć zabrała większość zakonnic klasztoru klarysek, a kolejne masowe zgony w mieście spowodowały, że rada miejska zamknęła wszystkie budynki użyteczności publicznej, które otwarto dopiero w styczniu następnego roku. Wiek XVI nie przyniósł poprawy, cyklicznie co kilka lat epidemie, najczęściej dżumy (określanej w źródłach terminem Pest, Pestilencia, Pestilenzische Fiber), a potocznie nazywanej morem lub morowym powietrzem (szczególnie niebezpieczna była odmiana płucna i posocznicowa), o różnym nasileniu, dotykały pogranicze śląsko-małopolskie, przynosząc śmierć i siejąc spustoszenie.
Zarazy o charakterze epidemii wybuchające przeważnie w drugiej połowie roku, zanikały zazwyczaj w okresie zimowym, mróz bowiem był ich największym przeciwnikiem. Nie oznacza to jednak, że z epidemiami nie próbowano walczyć. Mimo braku skutecznych lekarstw, starano się przede wszystkim zminimalizować straty i przeciwdziałać rozszerzaniu się zarazy. Zadżumionych izolowano, domy ich oznaczano farbą, zmarłych od razu grzebano poza murami, zawieszano działalność urzędów, w tym sądów, szkół, łaźni, gospód i karczem. Bezdomnych wypędzano z miasta, a do niego nie wpuszczano osób (w tym kupców) z terenów objętych zarazą. Bogatsi opuszczali miasta, zamki i chronili się na wsi. Od XVI wieku chroniono się zakładaną na twarz specjalną maską w kształcie dziobu, wewnątrz której umieszczano wonne olejki. W wywarach z czosnku, octu winnego, piołunu, rozmarynu czy szałwii (zioła o właściwościach bakteriobójczych) nasączano płótna, którymi obwiązywano sobie nos i usta, uważano bowiem, że zarazić się można nie tylko przez dotyk, ale także przez zepsute powietrze, co zresztą – może nie dosłownie, ale przez pośredni kontakt z zarażoną osobą – miało okazać się prawdą.
Zobacz także:
- Dr Jakub Grudniewski | Epidemie na terenach Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego | cz. 2
- Prof. Ryszard Kaczmarek | Epidemie na terenach Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego | cz. 3
- Prof. Dariusz Nawrot | Epidemie na terenach Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego | cz. 4
- Prof. Ryszard Kaczmarek | Epidemie na terenach Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego | cz. 5